Mówi się, że póki człowiek jest, wszystko jeszcze przed nim. Niezależnie od tego jak i gdzie jest, niezależnie od tego czym będzie wszystko – pierwszym słowem dziecka czy ostatnim powiewem wiatru na twarzy starca.
Póki jest, jest i wszystko.
Ale czy jest przed? A jeśli nawet jest przed to, co jeśli nie na wyciągnięcie ręki, tylko na kosmiczną - nieczułą na ludzką potrzebę bliskości - odległość?
Co, jeśli ów wszystek znajduje się nie przed, a poza, obok i jest równie niedosięgalny?
Wszystek. Miłość.
Z lękiem wydobywam temat, o którym wiele już, a tak niewiele pisałam. O którym nigdy nie mówię, a którego tyle się nasłucham. Z lękiem, a zarazem poczuciem, że nie o strach chodzi, a o ostrożność.
Stopami twardo dotykam ziemi, wzrok trzeźwy, puls w normie. Taka jestem ja.
A ona?
A ona pyta mnie nieustannie, pyta o miłość, której nie „ma”.
Pyta, bo czuje się, jakby coś ją w życiu ominęło, ale nie wie czy to było cierpienie, czy radość... I ja nie wiem. Nie pamiętam. Nie rozpamiętuję. I wciąż nie potrafię rozmawiać, bo nie ma we mnie miłosnej mądrości. Nie doradzę, nie podpowiem, nie znajdę lekarstwa.
Kiedyś powiedziała mi: Wiesz, chciałabym żeby jakiś mężczyzna choć raz odprowadził mnie do domu.
I już wtedy, nie będąc (za)kochaną z nas dwóch tylko ona wiedziała, co to miłość.
I dziś jest Odprowadzona.
... moich słów Nasiona spadły na suchą Glebę i nie wyrosły. To moja wina. E.M.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka