Od Autora
Czy umiem napisać bestseller i na nim zarobić? Takie pytanie sobie zadałem. I musiałem znaleźć na nie odpowiedź. Jestem już niemłodym, wciąż niespełnionym twórcą. W życiu napisałem może dwie istotne, wartościowe prace, z których jestem zadowolony, ale z których nie mam nic - żadnych profitów.
Pierwsza, to parapublicystyczna, wręcz książka, (z racji objętości), o tematyce na poły historycznej a na poły współczesnej, traktuje o tematyce służb specjalnych i najnowszej historii Polski. Napisałem ją w 2009 r. w dość szczególnych okolicznościach osobistych dla mnie. Nosi tytuł "Polska Rzeczpospolita Specjalna" i można ją przeczytać pod tym adresem.
Druga, to opowiadanie z pogranicza tej samej tematyki - służb specjalnych. Zainspirowany tragiczną śmiercią śp. gen. Sławomira Petelickiego śmiałem się poważyć w 2012 r. na napisanie krótkiego opowiadania odwzorowującego czas i miejsce jego rzekomego samobójstwa. Z tym, że w mej pracy przedstawiłem hipotetyczny scenariusz tego, jak można było go zabić, pozorując wszystko na samobójstwo. Jakim nakładem sił, środków i jakim sposobem to zrobić. Temat wydawał mi się bardzo filmowy. Niestety - znów się zawiodłem. Miast spodziewanych profitów, doczekałem się tylko niechęci a nawet wrogości określonych środowisk. Cóż. Jeśli ktoś chce przeczytać opowiadanie "Zabić Generała", znajdzie je tutaj.
Wreszcie, dwa lata temu, szukając swojego klucza do szczęścia, otworzyłem pewien portal - z ogłoszeniami dla dorosłych. Pecunia non olet. Byle tylko się pojawiły. Ponieważ ich nie było, ani ogłoszeń dam, które mogłyby napędzać portal - ogłoszenia przyciągają innych użytkowników, zarazem złaknionych tych ogłoszeń i tego, co się za nimi kryje, jak i innych, którzy sami chcą się ogłosić. Nie mogąc przebić głową muru, ani nie znajdując innego wyjścia, wpadłem na dość naiwny, dziś to przyznaję, pomysł, aby zacząć prowadzić bloga w domenie serwisu. A poza artykułami, zamieszczać nań powieść, a w zasadzie, dwie powieści, w odcinkach.
Mniejsza dziś o ich tematykę. Myślę, że oba pomysły na powieść były bardzo dobre. Złe były czas, miejsce i sposób ich publikacji. Może jeszcze kiedyś do nich wrócę i je zrealizuję, ale... to temat zamknięty, który w zasadzie mógłbym pominąć w tym wywodzie. Dość, że napisałem i opublikowałem dwa rozdziały jednej z nich, nim zaniechałem całego pomysłu - i na ten biznes i na książki. Nie ma ich dziś też już w sieci. Przynajmniej w całości opublikowanych fragmentów. I dobrze - bo nie są to książki dla każdego odbiorcy. I właśnie analizując tę sprawę - tj. potencjalnych czytelników, doszedłem do pewnych wniosków...
Jaki powinien być Bestseller?
Nie wiem, dlaczego w ogóle nie zacząłem swej analizy od tego pytania. Ale najważniejsze, że wreszcie ono padło. I zacząłem się nad nim zastanawiać. Wziąłem na tapetę popularne książki i ich autorów, które odniosły komercyjny sukces. Zarazem w postaci sprzedanych egzemplarzy jak i w następstwie tego, sprzedanych praw do ich ekranizacji (filmowych, serialowych czy też gier komputerowych i na konsole oraz telefony).
Nie wymieniając żadnego autora z nazwiska ani jego książek oraz filmowych ekranizacji: Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat sukcesy odnieśli autorzy odwołujący się na ogół do czytelnika młodego. Nastoletniego wręcz. Poruszający często tematykę fantasy, z pogranicza magii. Bohaterami ich opowieści są najczęściej normalni ludzie - nastolatkowie, albo wkraczający w dorosłość. Mieszkający na ogół w USA, czy też szerzej, w kręgu kultury anglosaskiej.
Książki te zazwyczaj były pisane w języku angielskim oraz przede wszystkim dla anglojęzycznego czytelnika. Poza tym nurtem wybijali się jeszcze autorzy skandynawskich kryminałów, czy polskiego fantasy - choć są raczej wyjątkami. I nie skupiałbym się na nich w żadnym razie. Dlatego też, mimo ich klimatu fantasy, pomijam te książki jak i odwzorowania całych światów fantasy, o których tak głośno jest od kilku co najmniej lat za sprawą ich ekranizacji. Wracając zaś do wzorca;
Bohaterowie, będący "normalnymi", stykają się w tych opowieściach z czymś "wyjątkowym", co i ich pośrednio czyni wyjątkowymi. Sami nie są oni jednak wyjątkowi tak z siebie - a przynajmniej nie na początku. Gdyby nie to, czytelnik nie mógłby pewnie się z nimi zidentyfikować i zapragnąć przeżyć przygodę taką, jak opisana w powieściach. To ważne - typowy Amerykanin, czy Brytyjczyk a za nimi nastolatkowie z reszty świata, muszą czytać o kimś takim jak oni, ale jednocześnie, nie do końca. Ich bohaterowie muszą odkrywać jakąś tajemnicę. Przeżywać coś, co nie jest z tego świata. I przez to, stawać się niezwykli i atrakcyjni – tak, aby móc zapragnąć ich życia...
Przez prawie już dwie ostatnie dekady, "na rynku" wyeksploatowane zostały takie tematy, jak wampiry, nastoletni czarodzieje etc. Pytaniem otwartym więc jest - co jeszcze pozostało? Co jeszcze jest w miarę świeże i co można by podjąć? Jaki temat poruszyć, abym odniósł sukces? Myślę, że znalazłem odpowiedź. I zapraszam Państwa do lektury pierwszego, próbnego rozdziału mej powieści, którą... tak! Nie wstydzę się tego. Którą piszę dla pieniędzy. Ale która, mam nadzieję, przez to nic a nic nie straci a wręcz przeciwnie, zyska na urodzie, schlebiając weń wszak masowym gustom. A przecież o gustach się nie dyskutuje...
Zachęcam do lektury fragmentu pierwszego rozdziału i proszę o komentarze!
Autor
Saga Pełni Księżyca
Część I: Skowyt
Radosław Herka
aka
Full Moon Saga
Vol. I "Howl"
by
Radek Herka
Rozdział I Początek
Wampiry... Znów te przeklęte wampiry i ten dziwaczny zachwyt nad nimi. Wszędzie tylko te wampiry i wampiry. Wampiry tu, wampiry tam - wylewają się z ekranów kin, telewizorów, smarfonów, książek i audiobooków. Zupełnie tego nie pojmuję, jak świat mógł ulec takiej nekrofilii? Skąd bierze się ta fascynacja żywymi trupami? Nikt przecież nie chce być zombie, a jednak wielu pragnie bycia wampirem - choć to tak naprawdę niewielka różnica. Wampiry tylko mają dobry PR. I jedni i drudzy żrą ludzkie ścierwo. Żywią się krwią (a niektórzy i ciałem) naszych bliźnich, ale to wampiry wzbudzają sympatię, zachwyt i pożądanie. Zombie zaś co najmniej absmak i odrazę. Dlaczego świat tak nie lubi zombie a kocha wampiry?
Moim zdaniem to tylko objaw tego, kto tak naprawdę nami rządzi. Kto stoi za fasadą codzienności i karmi nas popkulturową papką, przyzwyczajając do roli nam przeznaczonej - bycia pokarmem dla tych ścierwojadów. Abyśmy nie protestowali, ale kiedy przyjdzie już co do czego, przyjęli nasz los ofiary z pokorą i może nawet zachwytem. W nadziei, że a nuż i nas ktoś łaskawie zechce odmienić w kuriozum, - bezduszne, martwe, lecz ruchome ciało. A widać to najdobitniej, jak niesprawiedliwy wizerunek w oczach ludzi, podsycany przez media i popkulturę, mają jedyne istoty tak naprawdę nam bliskie - wilkołaki. Tak! Nie znam stworzeń na tym świecie bardziej lojalnych, oddanych i przyjacielskich, kierujących się w życiu prawdziwym honorem i wartościami o których ludzie dawno już zapomnieli. I nie piszę tego na podstawie bajek i seriali, którymi się karmicie. Piszę to, jako naoczny świadek i uczestnik wydarzeń, które odmieniły mnie i moje życie.
Przygoda, którą pragnę wam opowiedzieć a która trwa do dziś dnia, zaczęła się dla mnie i dla Anne prawie dwadzieścia lat temu. Wczesnym latem, w czerwcu 2000 roku mieliśmy po piętnaście lat. Znaczy się Anne miała. Urodziła się kilka miesięcy przede mną. Ja dopiero czekałem na swoje urodziny. Przyjaźniliśmy się - jak to tylko waga z wodnikiem potrafią, od 5 klasy a byliśmy już w 9, liceum Jeffersona Davisa w Montgomery w stanie Alabama. Tak, wiem, co pomyśleliście. Nie, nie podkochiwaliśmy się w sobie. Byliśmy tylko albo aż, prawdziwymi przyjaciółmi. Miłostki przychodzą i odchodzą a prawdziwa przyjaźń trwa wiecznie. Anne była w ogóle pierwszą osobą, której się zwierzyłem, że chyba bardziej podobają mi się chłopcy.
Teraz takie wyznanie na nikim już nie robi wrażenia i może być nawet przepustką do szkolnej popularności, ale nie wtedy. Wtedy, a było to jeszcze, przed jedenastym września, świat wyglądał zupełnie inaczej. Nie było nie tylko smarfonów, ale i telefony komórkowe były poza zasięgiem zwykłych nastolatków. Jak się chciało do kogoś dodzwonić, dzwoniło się do jego domu. I jak go akurat weń nie było, trzeba było przekazać wiadomość rodzicom, albo starszemu rodzeństwu, względnie zostawić wiadomość na sekretarce. I to, o ile tylko rodzice byli na tyle uprzejmi i wrażliwi, aby podłączyć dodatkową linię telefoniczną dla swojego dziecka i zaopatrzyć je w telefon z sekretarką. Tak, wtedy szczytem wolności była własna linia telefoniczna w domu i jeszcze dla niektórych, możliwość podłączenia modemu do komputera. Internet dopiero co się narodził i aby go przeglądać, trzeba było mieć komputer, a wtedy były one naprawdę duże i nieporęczne. I wciąż nie wszyscy je mieli.
W każdym razie, wtedy, pod koniec lat 90 i na początku 2000-ych, społeczeństwo amerykańskiego południa dopiero co oswoiło się z moim kolorem skóry, ale jeszcze nie było gotowe na akceptację mojej orientacji. Dlatego tak bardzo bałem się, ale mimo to, zdradziłem ten sekret Anne, mojej najbliższej przyjaciółce i nie zawiodłem się - zaakceptowała mnie całego, takim, jakim jestem. Dziś, jak patrzę wstecz, to mimo wszystko mile wspominam tamte lata. Świat i ludzie byli wtedy jakoś tak milsi, mimo, że nieokrzesani i zupełnie niepoprawni politycznie. Paradoksalnie, bardziej otwarci i po prostu tacy bardziej niewinni, jak teraz. My też tacy byliśmy, młodzi, niewinni, dorastający w Ameryce doby prosperity, bez wielkich zmartwień jak i wyzwań, tak w życiu prywatnym jak i całego naszego pokolenia. Nikt nie stawiał przed nami żadnych wymagań. Tak było, nim nasz ustabilizowany świat okazał się złudzeniem. I nie, nie chodzi mi o 09.11. ale o 06.11. rok wcześniej...
cdn
RH
No i co sądzicie o zajawce z pierwszego rozdziału? Dość wciągająca, aby czekać na kolejny fragment? Jesteście go ciekawi? Przeczytalibyście taką powieść, oceniając tylko jej tematykę? Ciekaw jestem Waszych opinii. Zachęcam do ich pozostawienia tutaj.
Radosław Herka