i cudzymi nazwiskami.
Żeby go jakoś przedstawić, żeby odbiorca cokolwiek skojarzył, trzeba było podać kilka innych nazwisk, osób już nie żyjących, bo inaczej żaden z uczestników podrzędnego festiwalu filmowego nie widziałby o kim mowa, ani o co chodzi. Taki wielki, że aż nikt go nie kojarzy. Już bardziej kojarzą Kieślowskiego, użytego do przedstawienia Preisnera. To na jego (Kieślowskiego) przykładzie dowiedziałem się o sile propagandy w promocji i pozycjonowaniu miernot.
Mimo wszystko żal patrzeć na upadek wypalonego artysty, dobrze że nie z wysokości. Z szafy matrony posowieckiej zawiadującej filmem w Polsce, szczeknął kolejny piesek.
Dziękuję.
Inne tematy w dziale Kultura