nickto nickto
138
BLOG

Demokracji będziemy bronić jak socjalizmu (13/?) - długi marsz kompanii SOR

nickto nickto Polityka Obserwuj notkę 0
Wiosenne porządki, zleżałe teksty do przewietrzenia.

Daj nam króla, aby nami rządził (1 Sm 8,6)

Ostatni klawisz w poniższym tekście został naciśnięty 11-12-2018, a więc sporo przed wojną z wirusem. Leżał na dysku bo „nie został ukończony”. Dlaczego? Nie wiem, może mi się nie chciało? Odleżał się, jest już nieaktualny, więc go publikuję, co mi szkodzi? Wstawki uaktualniające (jeżeli będą) umieszczę w nawiasach kwadratowych. Niczego nie poprawiam, nawet błędów językowych.

Tagi: Kaczyński, Rzepliński, Gomułka, PIS, PO, piłka nożna, matura, chęć szczera – same hity, warto czytać!

 Kto tu rządzi? To pytanie jest w demokracji zawsze aktualne. Pytanie proste, odpowiedź trudna - zawodowy „demokrata”, nagabnięty przez jakiegoś ciekawskiego trybuna, rzuca „ciemnemu ludowi” garść frazesów, a „suweren” nic tylko „mądrze patrzy”. To że suweren nie ma nic do gadania, ani tym bardziej do rządzenia, jest dla niego oczywiste. Nie powie jednak tego głośno, bo nie ma nic do gadania, a poza tym, to przecież dobrze jest być „cysorzem”, choćby w we własnej imaginacji i choćby przez chwilę, raz na 4 lata. Nikt nie chce też wyjść na głupka, ewentualnie oszołoma – odpowiednie służby tropią i tępią w zarodku wszelki tzw. populizm i zamach na demokrację. A kto rządzi? Nazwiska!? Aktualnie u nas niby Jarosław Kaczyński, z tylnego siedzenia. Ale czy faktycznie i czy sam jeden dałby radę, na dodatek z chorym kolanem? W tzw. rozwiniętych demokracjach zazwyczaj wiadomo powszechnie kto władzę firmuje, przykładowo we Francji, prawie wszystkie eksponowane stanowiska władzy, niezależnie od tego czy aktualnie u władzy jest lewica czy prawica, są obsadzane przez kolegów (i koleżanki, byłbym zapomniał) z jednej szkoły (ENA).Francuzi doszli w demokracji do perfekcji i dziś nie trzeba już u nich budować barykad aby dokonać rewolucji - wystarczyłoby zwykłą ustawą odebrać możliwość zajmowania publicznych stanowisk przez absolwentów ENA. Jest to nawet łatwe do wyobrażenia, z tego chociażby powodu, że absolwentami nadal są w większości biali mężczyźni. [Podobno szkołe zlikwidowano w roku 2021 z powodu jej nadmiernej elitarności – komu dziś potrzebne są prawdziwe elity?] A u nas?

Natomiast doskonałą alegorię naszych „elit” zawiera fragment książki dziennikarza sportowego, specjalizującego się w piłce nożnej, Stefana Szczepłka, do znalezienia tutaj [https://www.rp.pl/plus-minus/art1697571-stefan-szczeplek-szkola-falenicka-czyli-bog-w-wojsku-nie-sluzy]. Autor opisuje kawałek swojego życia w czasach późnego Gomułki, a konkretnie szkolenie wojskowe w Szkole Oficerów Rezerwy. W tych to czasach, każdy student „zdolny do noszenia broni” takie szkolenie przechodził. Autor miał szczęście trafić do grupy aspirującej do roli przyszłej elity elit socjalistycznej władzy, o czym bez ogródek pisze. Była tej elity cała kompania – prawnicy, socjologowie, artyści czy nawet, jak w przypadku samego Autora, „politycy”. Sama śmietanka na śmietance, przyszli koryfeusze ludu pracującego miast i wsi. Wojsko, jak wiadomo, porusza się w szyku marszowym – na początku najwyżsi, w tym przypadku Rzepliński, Safjan i inni, a na końcu „taborety”, czyli obaj bracia Kaczyńscy (oraz Autor:). Tak, tak: jak widać, słychać i czuć, kompania nadal maszeruje, od czasu do czasu zmienia się tylko zwrot i to kto czyje smrody wącha. Widać, że już wtedy towarzysz Gomułka miał nosa i wszystkich geniuszy zebrał w jednej kompanii, aby się poznali i przyzwyczaili do siebie. Owszem, ubytki siły żywej bywają uzupełniane, ale pilnuje się pieczołowicie, aby nie wkradł się tam jakiś dryblas górujący nad cała klasą polityczną w jakiejkolwiek konkurencji. Tak było, tak jest i tak jest coraz to bardziej i bardziej. Tak u nas jak i wszędzie tam gdzie panuje demokracja.

Wszystkie problemy, które demokracja nieustannie tworzy i rozwiązuje, całe to permanentne reformowanie wszystkiego, ma w gruncie rzeczy swoje źródło w niekompetencji elit. Klasyczny przykład: nasz wymiar sprawiedliwości. Problem nie polega na tym, że ludzie są tam jakoś szczególnie skorumpowani, czy z gruntu źli, czy też, że ich pracę trzeba jakoś zupełnie inaczej zorganizować. Owszem to też, ale główny problem leży w niedouczeniu prawników en masse, oraz częściowo, w negatywnym doborze sędziów, sprawiającym, że niemało można tam znaleźć mentalnych „taboretów”. Taki człowiek, postawiony wobec niewyobrażalnie trudnej sytuacji, gdy trzeba dzień po dniu podejmować decyzje ważące na ludzkim życiu, musi się czuć tym przytłoczony. Jego powołanie jest naprawdę trudne i gdy mu brakuje odpowiedniej formacji, niewiele da ucieczka w cynizm. Nikt go nawet nie nauczył porządnie paragrafów, aby mógł się sprawnie nimi posługiwać. Tym samym, takiemu zagubionemu sędziemu bardzo trudno zdobyć się na samodzielne myślenie, czyli faktyczną niezawisłość - w praktyce sędziowskiej najważniejsze staje się odkładnie decyzji na później i oglądanie się na innych, czyli trzymanie tzw. linii orzeczniczej. Oraz oczywiście, pilnowanie tego żeby się to wszystko nie wydało, czyli zażarta obrona interesów „kasty” - dobry sędzia nie ma się przecież czego bać. A jednak sędziowie boją się tego „kurdupla”, a „najlepsi” z nich tak bardzo się boją, że aż nie wstydzą się antyszambrować po obcych dworach.

Ten bezwstyd i krótkowzroczna małostkowość niektórych sędziów są aż za bardzo oczywiste, ale przyznanie środowisku sędziowskiemu mocy sprawczej w aktualnym zaangażowaniu struktur brukselskich w „obronę demokracji” w Polsce byłoby jednak nadinterpretacją. Sędziowie swoim łaszeniem się do europejskich kocurów niczego nie „załatwili”, jest dokładnie odwrotnie – dają zwyczajnie d… , czyli są wykorzystywani jako pożyteczni idioci do realizacji nie swoich celów. Dla „Europy” polski problem nie polega przecież na tym, że jakiś sędzia zostanie zastąpiony innym - tam dobrze wiedzą, że obaj są orłami, co najwyżej, czekoladowymi i obaj, w razie czego, są równie podatni na „perswazję” z brukselskiej centrali. Nie chodzi też o obronę interesów poszczególnych grup nacisku, a jeżeli nawet, to nie ma to decydującego znaczenia - nadszarpnięte interesy zawsze można z nawiązką zreperować w odpowiednim czasie. Istota problemu polega na niemożności zbudowania zaufania pomiędzy, umownie, PIS'em (inaczej Jarosławem Kaczyńskim), a europejskimi elitami. Jak wiadomo, PIS jest zmuszony posługiwać się prawicową narracją, taki przynajmniej był pomysł Jarosława Kaczyńskiego na dojście do władzy. Co więcej: Jarosław Kaczyński rozumie, że nie może, na razie, sprawować władzy w jawnej opozycji do Kościoła Katolickiego. Elity europejskie nie chcą przyjąć do wiadomości, że „taka jest mądrość etapu”, boją się o swój neomarksistowski projekt, który i tak zaczyna być demaskowany, zwłaszcza za Oceanem. PIS robi co może aby się uwiarygodnić, puszcza oczka „wicie, rozumicie” , nieustannie wysyła sygnały, że już zaraz, jak tylko sytuacja pozwoli, przesunie się na jedynie słuszne, lewicowe i sekularyzacyjne pozycje (pryncypialność w utrzymywaniu przyczółka aborcji, polityka personalna, troska o „futrzaki”, finansowanie filmu „Kler” z państwowych pieniędzy, rozmaite akcje służące wychowaniu/ogłupianiu społeczeństwa i przygotowaniu go zakrętu w lewo, …). „Europa” ma jednak dość czekania, a przedstawiciele, ślepej przecież, Temidy, służą im, po prostu, jako bezrozumny kij baseballowy do poganiania Jarosława Kaczyńskiego – ma wydłużyć krok. Już teraz: lewa, lewa, lewa, kto tam prawą?!

Po tym przydługim odniesieniu do bieżącej sytuacji trzeba sobie zadać podstawowe pytanie: czy już zawsze tak będzie? Czy kiedyś ta kompania SOR przykładnie się upije i odejdzie do rezerwy? Trudno tu nie być pesymistą, wszystko zależy od tego, czy mechanizm odmładzania elit władzy będzie działał tak jak działa. Tymczasem nic nie wskazuje na dobrą zmianę, to co się dzieje można raczej nazwać powrotem nowego.

Oto studniówka i matura za nami, kolejna już niebawem. W każdym liceum, szczególnie w liceum tzw. renomowanym, młodzież wkraczającą w dorosłe życie można z grubsza podzielić na 3 grupy:

- najbardziej uzdolnieni, zwykle absolwenci profili matematycznych (dziewczyny też tam są, ale w wyraźnej mniejszości), najczęściej doskonale radzący sobie w innych licealnych konkurencjach, nie wyłączając sportu i powodzenia u dziewcząt,

- najbardziej pracowici, tzw. kujony, często głośno lub po cichu aspirujący do zawodu lekarza, najczęściej nie startujący w żadnych innych „konkurencjach” poza uczeniem się (dziewczyny stanowią znakomitą większość),

- pozostali, najczęściej mierni, ale nie pozbawieni sprytu, niekiedy dosyć zdolni, ale leniwi, lub pracowici, ale mało zdolni, często poszukujący alternatywnych „konkurencji” do wykazania się, najczęściej omijający szerokim łukiem dziedziny wymagające wysiłku umysłowego, ale nie gardzący okazjami do publicznego „wykreowania się”.

Za kilkadziesiąt lat ludzie ci będą rządzić naszym krajem. Powszechnie wiadomo, że władza to elita elit – jej sprawowanie to dziedzina wymagająca najwyższych i wszechstronnych kompetencji. Jak myślisz drogi czytelniku, w której z ww grup wykuwają się przyszłe elity narodu? Tak, tak… Żaden geniusz, z tych co to do tańca i do różańca, który i równanie różniczkowe rozwiąże, i łatwo rozpozna marnego poetę, taki co potrafi liczyć i fakty kojarzyć, nie zostanie nawet szeregowym radnym. Inżynierem tak, ale nie politykiem – po części dlatego, że nie musi i brzydzi się smrodem, ale głównie dlatego, że w polityce jest nad nim szklany sufit. Gdyby taki zdolny człowiek, który nawet całkę od dżdżownicy i „ściemę” od nowatorskiej idei odróżnia, znalazł się jakimś cudem w szeregach kompanii, niechybnie pomieszałby szyki. Demokracja utalentowanych ludzi nie potrzebuje i nie ma widoków, aby zmieniła swoje upodobania. Zawsze trzeba mieć nadzieję, ale na razie nie widać, aby akurat w demokracji mogła już zaraz wygrać z głupotą.

A co my elektorat na to? Można by powiedzieć: róbmy swoje. Niech tam tupią, skoro już się nauczyli, jakoś tam zawsze będzie skoro zawsze jakoś było. Wiadomo, że poza tym defilowaniem i wymyślaniem uciążliwości dla obywateli, niewiele mają do powiedzenia - niezależnie od tego, w którym aktualnie kierunku zmierza kompania, autorami ważnych ustaw i tak są lobbyści, ewentualnie za pośrednictwem „Brukseli”, jeżeli im tak taniej wychodzi. Jest jednak problem: taki PIS czy PO zażarcie walczą ze sobą, nikt nie chce przecież wąchać tyłków kolegów złośliwie obżerających się grochówką. Można by nawet im pokibicować, ale niestety, nie jest to honorowa walka na udeptanej ziemi, w szyku tak się zresztą nie da. Oni walczą bronią, którą najlepiej nauczyli się władać: głupotą. Każde wybory to w istocie zawody w tym kto bardziej ogłupi społeczeństwo. I mają w tym rozmach sku… ! Oraz rezultaty! My naród, jesteśmy już prawie idealnie głupi, więcej już prawie nie da się z nas wycisnąć. Tak nas skołowali, że wkrótce sami we własnych ogródkach już sobie nie poradzimy – potrzebujemy jednak sprawnego państwa i kompetentnych elit. Czyż nie ma już ludzi mądrych i zdolnych? Na studniówce jeszcze byli! Gdzie oni są?

Teraz możemy wreszcie zrozumieć dlaczego „mądre głowy” tak były kiedyś zatroskane, że u nas demokracja jest taka słaba, tyle partii w sejmie – nie dwie jak w demokracji „dojrzałej”. Mógłby jeszcze rządzić ktoś spoza szeregu i co wtedy?

Czy jest jakiś jeden cel tej defilady? Jest! Ogłupienie ciemnego ludu, oto prawdziwy cel. Gdy , poziom otumanienia wzrasta to nikt nikomu głowy nie urwie za sposób rządzenia krajem, porządzi sobie dopóki nie padnie komenda „W tył!”. Przykład: tzw. złodziejstwo. Nikt nigdy nikogo za to nie skazał, ani nie skaże. Dlaczego? Bo nie umie złapać? Trochę też, ale trochę bardziej dlatego, że tylko udaje, że goni złodzieja, a głównie dlatego, że się boi go złapać. Boi się nie samego złapanego tylko jego zleceniodawcy. To pierwsze to nic innego jak element igrzysk, element ustawki – jak ty nas złapiesz, to i my złapiemy ciebie, a to drugie wynika z tego, że złodziej jest „niewinny”, on kradł, ot tak, z głupoty”. Winien jest naprawdę ten dla kogo kradł, który musi dostać co swoje, niezależnie od tego która czwórka kompanii jest na czele. Przykładowo, czy ktoś odważy się skazać jakiegoś ministra za gigantyczne przewałki w dziedzinie służby zdrowia? Niedoczekanie! Co by na to powiedziały koncerny farmaceutyczne?

Ale nie daj Boże, aby wybuchła jakaś nowa Solidarność, tym razem mądrzejsza doświadczeniem Poprzedniczki. Zdaje się właśnie, że nasi przyjaciele w Unii stracili trochę głowę i dali sobie wmówić, że panna S. nadchodzi. Nic tylko się skompromitowali: w Polsce PO i PIS to ta sama kompania, walczą ze sobą, bo nikt tyłków wąchać nie lubi, ale zasadniczo maszerują zgodnie.

PS. Kolokwializmy i wulgaryzmy (chociaż wykropkowane) zostały użyte po to, aby tekst był przynajmniej w minimalnym stopniu zrozumiały – skoro elita nie potrafi zjeść obiadu bez „wkładki mięsnej”, to i ciemny lud od niej nie abstrahuje [ostatnich czterech liter celowo nie wygwiazdkowałem].

---

Ceterum censeo Carthaginem delendam esse

vel

Naród, który zabija własne dzieci skazany jest na zagładę

Wyjaśnienie do stopki.

Od początku mojej pisaniny używam tego łacińskiego cytatu z zamierzchłych dziejów naszej cywilizacji, później dodałem adekwatne tłumaczenie (czyj oryginał i tłumaczenie łatwo sprawdzić). Teraz dodam jeszcze swoje wyjaśnienie.

Skąd tutaj Kartagina? Otóż Kartagina była ostatnim dużym organizmem państwowym z tej strony Atlantyku, który duchowych podstaw swojego istnienia upatrywał w publicznym składaniu ofiar z dzieci (aborcji jeszcze nie wynaleziono). Rzym, zanim stał się na długi czas niepokonany, widział swoje "być albo nie być" w całkowitym zniszczeniu Kartaginy, aż do gołej ziemi posypanej solą. Tak też się stało - 90% Kartagińczyków zabito, reszta "uratowała się" jako towar na targu niewolników.

Jak Ci się zdaje drogi czytelniku: jesteś Rzymianinem, czy Kartagińczykiem? A może Twoje istnienie nie potrzebuje duchowych podstaw?

nickto
O mnie nickto

Jestem pszczelarzem (coraz bardziej).

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka