Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Joanna Mieszko-Wiórkiewicz
121
BLOG

Między Scyllą i Charybdą...

Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Polityka Obserwuj notkę 5

Konflikt polsko-niemiecki o traktat konstytucyjny bez żadnej przenośni odsłonił na europejskiej scenie politycznej wstydliwe kulisy partykularnych interesów, sprzeczności, obłudy i niemiło pachnących gierek. Dlaczego bowiem Polska jest w tak ewidentnej sprawie osamotniona? Z 27 państw członkowskich co najmniej 20 jest w podobnej sytuacji i system pierwiastkowy jest dla nich praktycznie zbawieniem. Tymczasem coś o poparciu dla stanowiska Polski przebąkują niewyraźnie pod nosem Czesi. Duńczycy, Brytyjczycy, Holendrzy gotują sami swoją zupkę na małym ogniu pilnie uważając, żeby ich Wielkie Niemcy nie wrzuciły do jednego kociołka z Polakami. Jednak wszyscy zaczynają pociągać nosami popatrując na siebie nawzajem z lekką obawą... Tym bardziej ważne jest odwrócenie uwagi opinii publicznej przez postponowanie Polaków...

Nawet jeśli się było w szkole podstawowej matołem z matematyki (nie przeprowadzono dotąd takich badań, ale daję sobie rękę uciąć, że matematyczne matoły dominują wśród zawodowych polityków) i nie można za nic pojąć, o co chodzi z tym jakimś pierwiastkiem , to nie może ujść uwadze nawet byłego matematycznego matoła, że aktualny spór dotyczy nie matematyki, lecz polityki – Unia Europejska poprzez zatwierdzenie Traktatu vel Konstytucji w obecnym brzmieniu ukonstytuuje na wieki wieków - zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie – stosunki stricte imperialistyczne. Oto unia 27 państw ma być odtąd kierowana przez Wielką Czwórkę, z której politycznie faktycznie najwięcej mają do powiedzenia Niemcy. Jeżeli jeszcze uzmysłowimy sobie, że to również Niemcy prawie od 10 lat tworzą ( dotąd wbrew traktatowym zapisom) europejską armię, policję i system nawigacji satelitarnej Galileo a nowy Traktat przewiduje na ten cel nieograniczone środki finansowe, które będą wyciskane z poszczególnych państw przy jednoczesnym ograniczaniu wydatków na zdrowie, oświatę i kulturę – to mamy w wielkim skrócie pasztet, którym będziemy już w najbliższej przyszłości karmić siebie i nasze dzieci.

Pytanie – czy tego chcemy?

W pewnym dokumencie przedłożonym innym państwom członkowskim, w którym Warszawa przedstawiła uzasadnienie swoich propozycji obliczono, że Niemcy według aktualnego projektu będą w stanie blokować 78 procent wszystkich spraw wymagających głosowania, podczas , gdy polskie veto stanowiłoby najwyżej 15 procent. Widać z tego, że obok jednoznacznych nierówności w strefie ekonomicznej także uświęcona zostanie zasada nierówności formalnej w obszarze demokracji obywatelskiej. I teraz, gdy miliony obywateli w Niemczech i całej Europie Zachodniej, którym podobno droga jest wolność, równość i demokracja ( bo jeśli chodzi o niepodległość, to w UE już przegrana sprawa) powinny w stylu Rejtana spontanicznie zaprotestować przeciwko zakusom niemieckiej prezydencji wspieranej przez miałkiego oportunistę Barroso – okazuje się, że prowadzona od dwóch przynajmniej lat wojna medialna i niszczenie autorytetu Polski miało głęboki sens. No bo jak można popierać reakcyjny rząd, za którego w biały dzień urządza się polowania na Tinky-Winky z torebką i bez, gdzie urządza się jakieś czystki wśród międzynarodowych autorytetów i antysemityzm jest religią państwową? Zaden przyzwoity, normalny, zaangażowany demokrata o takim rządzie nie powie i nie pomyśli nic dobrego.

Odwrotnie. Stanowisko Polski przedstawiane jest w mediach rozmaitych kolorów – od prasy białej po żółtą, zieloną i brunatną jako obrona partykularnych narodowych interesów, które z interesem całej Unii nie mają absolutnie nic wspólnego. Odwrotnie – one jej zagrażają – jak powiedziała ex cathedra sama Pani Prezydent. „Polska jest zupełnie odizolowana” – stwierdził z nadzieją na samowypełniającą się przepowiednię jej zastępca na stanowisku wicekanclerza Niemiec, minister spraw zagranicznych Fank-Walter Steinmeier – szara kanclerska eminencja od lat prawie dziesięciu. A że jego słowa mają wagę rozkazu – Polska jest izolowana. I tak oto lud niemiecki reprezentowany przez media korzysta z nadarzającej się okazji, by pojeździć sobie nareszcie do woli i bezkarnie( to zawsze!) na Polakach, pani Merkel z panem Steinmeierem cieszą się z poparcia opinii publicznej od skrajnego prawa do skrajego lewa; Słowacja, Węgry ( ach, jak te wojenne układy do dziś dnia wspaniale procentują!) , Litwa, Estonia, a nawet Czechy – napominają Polaków do wciągnięcia brzucha i stanięcia równo w szeregu, a nawet pan Zbigniew Brzeziński, nieudany doradca nieudanego prezydenta Cartera przywołał zza Atlantyku Polaków do porządku. Bo jak nie, to będziecie mieli Białoruś – brzmiał podtekst wypowiedzi. No i jeszcze ta piąta kolumna… ale o tym przykro..…I było już tyle razy i jeszcze będzie...

Warto pamiętać, że niemieccy krytycy Polski sami niezbyt poważnie biorą to, co mówią ( słynne Wasser predigen, Wein trinken). Przypomnieć należy choćby fakt odstąpienia Niemiec od wspólnej polityki wschodniej i energetycznej. Tym samym Warszawa jawi się jako czujniejszy strażnik zachodnich pryncypiów. Jednak faryzejskie zarzucanie przez Niemców – najbardziej nacjonalistycznego (zaraz po Francuzach) narodu w Europie takichże tendencji nacjonalistycznych Polakom pokazuje, że najciemniej jest pod latarnią...

Fakt wpisania polskiego żądania dyskusji na temat głosowania do programu szczytu Unii 21 czerwca nie powinien nas tak hurra-optymistycznie nastrajać. Jest to oczywistość. I niczego jeszcze nie zmienia. Ale podczas obrad radziłabym panu Prezydentowi, żeby, jak ongiś Odyseusz, przywiązał się do masztu… Syrenie śpiewy pani Merkel i pana Barroso mogą zwieść nawet najczujniejszego Kaczora.

 

Komentarze niemerytoryczne są usuwane. Autorzy komentarzy obraźliwych są blokowani.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka