Epilog
28 kwietnia 1977 zapada w Stuttgarcie wyrok przeciw Baaderowi, Ensslin i pozostałym członkom RAF. Dożywocie. 5 września RAF odpowiada na wyrok uprowadzeniem Hansa Martina Schleyera, wysokiego funkcjonariusza państwowego. RAF żąda uwolnienia Baadera i pozostałych 11 więźniów. Każdy z nich ma dostać 100 tysięcy marek i zapewnienie wolnego opuszczenia Niemiec. Kanclerz Helmut Schmidt odpowiada, że państwo nie pozwoli się szantażować.
Czterech arabskich terrorystów uprowadza do Mogadischu samolot Lufthansy „Landshut”, który znajdował się na kursie: Majorka – Frankfurt. Na pokładzie znajduje się 82 pasażerów i 5 członków załogi. Arabowie domagają się uwolnienia członków RAF. 18 października niemiecki oddział specjalny uwalnia zakładników. Kilka godzin później w więzieniu Stammheim znalezieni zostają martwi Baader, Gudrun Ensslin i Jan-Carl Raspe. Rzekomo to samobójstwo. Czwarta więźniarka przeżywa noc ciężko zraniona wieloma dźgnięciami noża w piersi. Podobno też chciała popełnić w ten sposób samobójstwo. Na drugi dzień policja znajduje martwego Hansa-Martina Schleyera w bagażniku opuszczonego samochodu.

Hans Martin Schleyer -więzień RAF
Smierć Ulriki Meinhof wywołuje rozruchy w największych aglomeracjach RFN i oznacza w praktyce drugie narodziny RAF. Aparat państwowy odpowiada na terror terrorem. Po śmierci kolejnych trzech członków RAF setki ludzi zostaje osądzonych, tysiące lądują bez jakiegokolwiek sądu na listach proskrypcyjnych.. Wszystko to dzieje się pod kierownictwem i na polecenie „czerwonego” kanclerza Hemuta Schmidta. „Niemiecka Jesień” – pod taką nazwą czas ten przszedł do historii najnowszej RFN.
W 1998 roku RAF w oficjalnym liście do mediów ogłaszają rozwiązanie swoich szeregów. W niemieckich więzieniach nadal odsiadują wyroki ich członkowie. Jeden z nich po ćwierćwieku został kilka lat temu wypuszczony. Informacja o tym w polskiej prasie wywołała liczne wściekłe komentarze polskich czytelników. Drugi siedzi nadal. Prezydent Köhler nie uwzględnił w czerwcu jego wniosku o uwolnienie. Tymczasem zbliża się 30 rocznica "Niemieckiej Jesieni" i można przypuszczać, że nie zabraknie ani publikacji na ten temat, ani naukowych konferencji. Można powiedzieć, że niejako na czas odkryto przed kilkoma dniami w sądzie w Stuttgarcie zapisy głosowe z procesu Baadera, Ensslin, Carla Raspe i Meinhof. Nagyrwano ich wtedy po to, aby ułatwić pracę stenotypistom. Dzisiaj stanowią uzupełnienie do charakterystyk. Cała czwórka mówi cicho, ale dobitnie, jednostajnym zrównoważonym głosem. Dla wielu nagrania te, dostępne w internecie będą z pewnością rodzajem nowoczesnej relikwii...
Summa summarum
Lepiej być wściekłym niż smutnym – pisała Ulrike Meinhof, która nie doceniała swojej najważniejszej broni – słowa, a przeceniała wartość zbrojnego czynu. Społeczeństwo niemieckie zajęte dorabianiem się nowych mebli, samochodów i pralek Boscha, rozdarte, jak pisała gdzie indziej Ulrike, dramatycznym wyborem między proszkiem do prania Persil albo proszkiem do prania Sunil nie miało za co być wdzięczne desperatom z bronią w ręku. To, co nastąpiło wskutek ich działań pogrzebało wiele szczytnych celów nowonarodzonej i jeszcze słabo opierzonej demokracji. Ulrike chciała przyspieszyć ten proces, a tymczasem stało się coś odwrotnego. Histeria antyRAFowska, jaka została rozpętana w Niemczech, bazowała na starej hitlerowskiej nienawiści do wszystkiego, co lewicowe i do mechanizmów obronnych zastraszanego przez dziesiątki lat do 1945 roku społeczeństwa. Rząd przez całe tygodnie nie zajmował się rządzeniem, tylko opracowywaniem planów kryzysowych. Ciągłe kontrole policjantów uzbrojonych po zęby na ulicach, drogach i autostradach doprowadziły do tego, że dziś jeszcze nikt nie wyjdzie z domu, dopóki nie sprawdzi, czy ma przy sobie dowód osobisty. Każdy, kto w taki czy inny sposób z powodu swoich przekonań, a nawet niewinnych żartów dawał się rozpoznać jako „inaczej myślący” musiał się liczyć co najmniej z nieoczekiwanym przeszukaniem mieszkania i wezwaniem na przesłuchanie. Tuzinami wydawano zakazy wykonywania zawodu, szczególnie elitom intelektualnym. Wyrzucano profesorów z uczelni. Łamano kariery zdolnym ludziom. W związku z tym taki na przykład Frankfurt nad Menem ma po dziś dzień najlepiej wykształconą kadrę zawodowych taksówkarzy. Dziś już starszych panów. W polityce nastąpiło zlanie się prawa i lewa w szare i bezkształtne „centrum”, co prowadzi do apolityzacji społeczeństwa wyłączonego z procesów decyzyjnych. Politycznej opozycji przykleja się natychmiast etykiety oszołomów i lewaków. Autonomiczne grupy młodzieży protestujące przeciwko rosnącym w siłę neonazistom są kryminalizowane. Pod płaszczykiem walki z międzynarodowym terrorem wprowadza się ostrzejsze interpretacje przepisów służących do wykluczania ewentualnej opozycji, sądy błyskawiczne, podsłuchy telefoniczne, policyjne obserwacje i przeszukania komputerów. Wypadki z 11 września 2001 roku ożywiły ten proces, a na ironię zakrawa, że firmują go w Niemczech niektórzy politycy, którzy swoje ostrogi zdobywali na barykadach studenckiej rewolty 1968 roku. Tymczasem najmniej przyczynia się polityka do likwidowania źródeł terroru.
Czerwiec 2003 : w dziesiątą rocznicę zastrzelenia członka RAF Wolfganga Grammsa na torach stacyjki w Bad Kleinen w czerwcu 1993 r.
*
Kilka lat temu pewien znany dziennikarz napisał, że Ulrike Meinhof mogłaby być w byłym czerwono-zielonym rządzie panią minister do spraw rodziny. No proszę. Kto wie, może nawet byłaby ministrem spraw zagranicznych zamiast Fischera albo Steinmeiera? Była przecież zdolna do kompromisu. Poza tym wielu ważniaków było nią naprawdę oczarowanych. W hamburskim „towarzystwie” zajmowała miejsce należne gwieździe. Sączyła szampana i piła piwo z hamburskimi wydawcami na wyspie Sylt, gdzie do dziś spędza lato śmietanka towarzyska Niemiec. A więc mogłaBY. Zamiast tego zrobiono z niej Wroga Numer Jeden. Niektórzy i dzisiaj jeszcze dziwią się, jak kultura niemiecka mogła pozwolić na zaistnienie tak wielkiego Nikt, jak Hitler. Tymczasem żyjąc tu, można się zdumiewać nad mnogością utartych mechanizmów do zacierania indywidualności od najwcześniejszego dzieciństwa. Jeżeli kogoś Pan Bóg obdarzył wybitną inteligencją, skazany jest na frustrację i musi szukać schronienia w anonimowości. Nie, Ulrike Meinhof nigdy by nie została w Niemczech ministrem. W Niemczech nie było i nadal nie ma pogody dla Ulriki Meinhof, takiej Meinhof, która będąc opozycją demokratyczną nie byłaby żadnym Wrogiem Numer Jeden., tylko właśnie Opozycją. Brak rzeczywistej, demokratycznej opozycji to wielkie nieszczęście nie tylko dla Niemiec, ale dla Europy w ogóle, a dla nas na Wschodzie tym bardziej, bo na dobrą sprawę nie ma absolutnie z kim dyskutować. Wszystko jest wymieszane, rozwodnione, oblane lukrem oportunizmu i nijakości. Dramat Europy polega na tym, że eliminowane są indywidualności. Nikt dzisiaj nikogo nie zmusza do samobójstwa i nikt nikogo nie morduje. Ani na brzegu berlińskiego Landwehrkanal, jak Różę Luxemurg i Liebknechta, ani tym bardziej w więzieniu Stammheim. Dzisiaj oferuje się opozycji ciepłą posadę. Im dalej, tym lepiej. Gdyby żyła Meinhof, to pewnie zostałaby wysłana na Bałkany. Z misją. Albo do Afganistanu. A najlepiej od razu do Afryki. Byle jak najdalej...
Joanna Mieszko-Wiórkiewicz
Komentarze niemerytoryczne są usuwane. Autorzy komentarzy obraźliwych są blokowani.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka