Fakty są bezsporne i dzięki nim nikt nie może powiedzieć, że na Mazurach zanikła niemiecka tradycja. Najpierw więc w miejscowym kościele odprawiona zostaje msza w języku niemieckim, po mszy tańce w niemieckich strojach ludowych, potem śpiewane są niemieckie pieśni ludowe, następnie wspólne spożywanie zupy grochowej z kotła oraz domowych wypieków - tak po niemiecku obchodzi się w Olszytnie, Ostródzie, Olsztynku, Gołdapi i innych mazurskich miejscowościach tzw. Sommerfest - czyli festyn letni. Przyjeżdżają na to święto z Niemiec członkowie Ziomkostwa Prus Wschodnich, dbający o zachowanie dawnych zwyczajów. Organizatorzy zwykli od lat podkreślać, że chodzi im „ wyłącznie o zadzierzganie przyjacielskich stosunków“.
Tymczasem prawdziwe zamiary ujawniły się bez żadnej maski w momencie założenia Powiernictwa Pruskiego i fali pozwów restytucyjnych, którymi zasypane zostały polskie sądy oraz Parlament Europejski.Przy czym nie chodzi tylko o Polskę, choć bez wątpienia Polską zajmuje się związek niemieckich ziomkostw najaktywniej. Podobne roszczenia wobec Czech wysuwa, powstała na wzór Powiernictwa Puskiego tzw. Inicjatywa Niemców Sudeckich (SDI) oraz byli wysiedleni z terenów dawnej Jugosławii. Nota bene - wszystkie organizacje resytucyjne byłych niemieckich przesiedleńców założyły przed rokiem na spotkaniu w Trieście europejską organizację, celem której jest wzajemne wspieranie się. Sprawa roszczeń Niemki Agnes Trawny, która wzburzyła niedawno opinię publiczną w Polsce, ujawniła nie tylko kardynalne zaniedbania poprzednich rządów wobec własności obywateli i prawa do zabezpieczonego dachu nad głową. Ujawniła także elementarny brak wiedzy na temat organizacji, która była w stanie w poważnym stopniu zakłócić stosunki dyplomatyczne między Polską i Republiką Federalną Niemiec. Organizacja, czyli Związek Niemieckich Ziomkostw, któremu przewodzi od wielu lat Eryka Steinbach, do niedawna uchodziła w oczach wielu Niemców za stowarzyszenie wymierające na uwiąd starczy. Taki jej obraz próbowali również w Polsce przekazywać publicyści zajmujący się tematyką niemiecką. Straszenie Herbertem Hupką i Herbertem Czają należało przecież do stałego repertuaru „Trybuny Ludu”. Tymczasem w III Rzeczypospolitej Herbert Hupka doczekał się nawet podejmowania go na najwyższych salonach oraz przyznania mu honorowego obywatelstwa rodzinnego Raciborza, chociaż rewizjonistyczna, założycielska "Karta Ziomkostw" z roku 1950 nadal jest naczelnym i ciągle cytowanym dokumentem, mimo iż zniknęło z niej hasło „Heim ins Reich” - (ojcowizna do Rzeszy). Liczący dziś dwa miliony członków BdV od końca lat sześćdziesiątych systematycznie pracuje nad „europeizacją” swojego katalogu roszczeń. Slogany takie, jak „ochrona mniejszości“, „federalny porządek w Europie“, „ nadrzędne prawa“ i „częściowa suwerenność“ mało są niestety znane w Polsce i dlatego trudno przeciwko nim racjonalnie argumentować. Tymczasem równoległe forsowanie regionalnych i „ojczyźnianych” partykularyzmów (co dzieje się ustawicznie np. na forum Parlamentu Europejskiego) pozwala dzisiejszym rewanżystom na rezygnację z agresywnych idei zaborczych, skoro każdy może dziś ( lub - według BdV- powinien móc) wybrać sobie ojczyznę.
Jak słusznie stwierdziła Eryka Steinbach podczas sobotniego Dnia Stron Ojczystych w Berlinie, Związkowi udało się w ostatnich latach forsowaną optykę historyczną umieścić w centrum świadomości społecznej, a tym samym dyskursu politycznego RFN. Skoro głównym gościem sobotniej uroczystości był sam przewodniczący Parlamentu Europejskiego, to stwierdzenie Eryki Steinbach nacechowane było nadzwycznajną skromnością...
Zdumienie wzbudził w Polsce status „wypędzonej” Agnes Trawny, która wyjechała z Polski w ramach ustaleń Traktatu polsko-niemieckiego z roku 1970. Podobnie salwy gorzkiego śmiechu przetoczyły się przez polskie media w momencie, gdy odkryto, że Eryka Steinbach urodziła się w 1943 roku w Rumii, gdzie jako oficer Luftwaffe - niemieckich wojsk lotniczych - stacjonował jej ojciec.Otóż obowiązująca od 1952 roku do dziś w RFN ustawa w sprawie świadczeń wyrównawczych dla „wypędzonych” i uciekinierów wszelkiego rodzaju (jest w niej wiele wyszczególnionych grup, włącznie z wyrzuconymi w latach 30-tych z Niemiec obywatelami pochodzenia żydowskiego) oraz przesiedleńców, daje nie tylko Agnes Trawny i Eryce Steinbach status „wypędzonych”. Status ten otrzymują także ich spadkobiercy. Ustawa ta już w swojej pierwotnej postaci z 1949 roku dawała i daje nadal zabezpieczenie socjalne, zdrowotne i cały szereg udogodnień ( pożyczki, kredyty na budowę domu etc.) oraz dodatków, o których w Polsce nikomu by się nawet nie śniło. Rekompensaty za pozostawione nieruchomości i grunty nie były oczywiście wypłacane w stosunku 1:1, lecz stanowiły niemałą sumę. Np. zmarła przed kilku laty hrabianka Marion Dönhoff przyznała w swoich pamiętnikach, że otrzymała w roku 1951 od rządu RFN za pozostawiony na Mazurach majątek 600.000 marek - jak na ówczesne czasy była to ogromna suma. Do tego dochodziły - wspomniane wyżej - korzystne kredyty, umorzenia podatków, stypendia kształceniowe i cały szereg innych korzyści. W NRD przymusowi przesiedleńcy otrzymywali symboliczną sumę 4.000 marek DDR, co w latach 50-tych też było niemało.
Ustawa o świadczeniach wyrównawczych mówi jednak wyraźnie, że osoba otrzymująca rekompensatę za pozostawiony na Wschodzie majątek ma obowiązek ubiegać się o jego zwrot i wówczas musi zwrócić skarbowi państwa otrzymaną rekomepnesatę. Tak właśnie uczyniła Agnes Trawny i z pewnością - skoro zmieniły się w Polsce i Czechach warunki polityczne i ekonomiczne - uczynią jeszcze tysiące przesiedleńców, lub ich „wypędzeni” spadkobiercy. I choć Eryka Steinbach oficjalnie zdystansowała się od roszczeń Powiernictwa Pruskiego- niewątpliwie skorzysta na odzyskanych sumach także i jej organizacja. Wielu bowiem skarżących nie posiada spadkobierców i swój majątek przekazują testamentem Fundacji założonej przez panią Steinbach.
Inni z kolei, nawet bez tytułu „wypędzonego” podchodzą od lat do sprawy posiadania gruntów w Polsce zupłenie pragmatycznie, szczególnie, gdy od początku lat 90-tych można było za grosze nabyć w Polsce ziemię i nieruchomości. Pomagało w tym podwójne obywatelstwo, jakim cieszą się w Polsce „późni przesiedleńcy” vel „wypędzeni”. A jeśli zabrakło i polskiego paszportu , można było dokonać transkacji za pomocą podstawionej osoby. Chętnych nie zabrakło, a szacunkowe dane z szarej strefy są bardzo wymowne. W zawieranych przez Edwarda Gierka i Willy Brandta traktatach w 1970 roku, mowa jest o nienaruszalności polskiej granicy zachodniej na Odrze i Nysie. To samo, ze zgrzytaniem zębów, musiał podpisem potwierdzić w roku 1990 Helmut Kohl. Tymczasem w preambule wspomnianej wyżej oficjalnej ustawy rządu RFN w sprawie świadczeń wyrównawczych ( Lastenausgleichgesetz-LAG) dziś jeszcze można przeczytać jednoznacznie o „niemieckich terenach wschodnich pod czasową obcą administracją”. Wyrażane zdziwienie traktowane jest w Niemczech ironicznym wzruszeniem ramion. W końcu przecież jest to sformułowanie z Traktatu Poczdamskiego...
Historia to polityka w bezpośrednim, codziennym znaczeniu. Wyrażane wielokrotnie przez kanclerza Schroedera, czy przez Angelę Merkel zapewnienia o dobrej woli rządu RFN mające uspokoić Polaków, to polityczna poezja, której przeczą fakty. Rewanżystowski, staromodny Związek Wypędzonych rośnie w siłę i znaczenie. Jest to organizacja finansowana w całości przez państwo niemieckie z podatków obywateli i jako taka stanowi ramię realizowanej państwowej polityki. Angela Merkel otrzymała wyborcze głosy Związku dzięki przyrzeczeniu pomocy w utworzenie spornego nawet w Niemczech „Centrum przeciwko wypędzeniom”, przy czym wielokrotnie ogłaszała, m.in. w Warszawie 2.12.2005, że decyzja o stworzeniu tego centrum „nie ma nic wspólnego z relatywizacją Historii”. Ciekawe, czy ktoś jej uwierzył?
http://www.polskieradio.pl/iar/wiadomoscglowna/?id=13602
Komentarze niemerytoryczne są usuwane. Autorzy komentarzy obraźliwych są blokowani.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka