Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Joanna Mieszko-Wiórkiewicz
56
BLOG

Sunday-Fever czyli głosowanie w Berlinie

Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Polityka Obserwuj notkę 5

Tak gigantycznej  kolejki nie widziano w Berlinie od co najmniej dziewiętnastu lat, od czasu rozdawania NRD-owcom w Berlinie Zachodnim banknotów 100-markowych na „pozdrowienie”. Przed tymczasowo prowizoryczną ( w permanencji*) siedzibą ambasady RP w Berlinie na ustronnej Lassenstrasse w cichym i kameralnym Grunewaldzie zgromadził się tłum Polaków, jaki widuje się tylko dwa razy do roku: na Boże Narodzenie i Wielkanoc w „polskim” kościele.

Kolejka o godz. 15.00 miała prawie kilometr długości. Czas oczekiwania na wejście do środka : ok.2,5 godziny. Ludzie- starzy i młodzi pół na pół,  stali kurcząc  się z zimna. Ktoś przyniósł gitarę i próbował rozochocić towarzystwo.  Humory dopisywały, ale nie ma wątpliwości – ambasada fatalnie to zorganizowała. Dwa lata temu tylko 2,5 tysiąca Polaków zgłosiło chęć głosowania, głosowało w końcu niecałe półtora tysiąca. Czyli przeciętnie mniej więcej 107 osób na godzinę. Tymczasem dzisiaj półtora tysiąca stało tylko w tym jednym jedynym momencie na ulicy w kolejce. Zważywszy, że każdy głosujący musiał do 16 października zgłosić swój udział, łatwo było przewidzieć ten szturm. Prosiło się, aby policzyć, ile osób trzeba będzie obsłużyć w ciągu godziny (niewątpliwie co najmniej cztery razy więcej niż dwa lata temu!) i na ile jest to wykonalne do godz.20 oraz odpowiednio przygotować obsadę zespołu komisji wyborczej. Prosiło się także, aby  wynająć przynajmniej dwie kabiny toaletowe, postawić je na terenie ambasady i zorganizować rozdawnictwo ciepłej herbaty, lub chociaż tylko wydać pozwolenie jakiemuś polskiemu restauratorowi na sprzedaż z tzw. „brzucha” czyli zawieszonego na pasku na szyi i brzuchu pojemnika gorących parówek. Wielkie szczęście, że nie spadł deszcz czy śnieg. Co byłoby wtedy? Brak elementarnego talentu organizacyjnego i „tumiwisizm” oraz przebijająca z takiej postawy  pogarda dla obywateli kraju, w którego jest się służbie  są niestety dla berlińskiej placówki dyplomatycznej od zamierzchłych czasów charakterystyczne i to  niezależnie od tego, kto akurat piastuje stanowisko ambasadora. Tam w 1989 r. czas stanął w miejscu. Czysta rozpacz!

Dojazd na Grunewald, krótki ogląd sytuacji i powrót do  domu zajął mi trzy godziny. Muszę zjeść najpierw coś ciepłego, zaopatrzyć się w termos z herbatą , rękawiczki i ciepłe buty oraz MP3-Player i składany stołeczek, latarkę kieszonkową i cierpliwość i znowu powrót na Grunwald. Może uda się ostatniej chwili oddać głos? 

 

* prowizorka  w permanencji, bo dzięki nieudolności pana Bartoszewskiego, który kompletnie pokpił i zagmatwał sprawę remontu budynku właściwej ambasady RP w Berlinie, na prominentnych Unten den Linden w pobliżu Bramy Brandenburskiej do tej pory nic się nie zmieniło.    

 

Komentarze niemerytoryczne są usuwane. Autorzy komentarzy obraźliwych są blokowani.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka