
Perfekcyjna niemiecka gęś świąteczna - urodzona i wychowana w Polsce, przyrządzona i skonsumowana w RFN....
W „Rzeczpospolitej” Wiesław Myśliwski opowiada o daniach wigilijnych na jego stole: pierogach z grzybami i kapustą, drugich pierogach z suszonych śliwek z rodzynkami, które się polewa masłem i posypuje orzechami. No i najważniejszej, tradycyjnej potrawie wigilijnej u państwa Myśliwskich , a jest nią żur na grzybach. Przepis pochodzi z Sandomierskiego. Niezbędny jest do tego prawdziwy żur. Dopóki żyła jego matka – mówi - sama kisiła żur, teraz kupuje go w sklepach ekologicznych. Najpierw gotuje się tak zwany smak: cebulę, parę listków laurowych, kilka ziaren pieprzu i angielskiego ziela. Potem dodaje się do tego osobno ugotowane grzyby, najlepiej borowiki. Wszystko to zalewa się czystym żurem, a pod koniec gotowania dodaje się dwie, trzy łyżki kaszy gryczanej.
Nigdy nie jadłam takiej zupy i szczerze mówiąc nie bardzo miałabym na coś takiego apetyt, chociaż u nas w domu też mieliśmy nasze tradycyjne potrawy wigilijne.
Ustępstwem na rzecz ojca pochodzącego z Łucka na Wołyniu była kutja, choć trwało latami, zanim mama z babcią - warszawianki, zgodziły się tę „ukraińską” potrawę postawić na stole. Miało to podłoże wyłącznie polityczne. Ukraińcy to byli banderowcy z Wołynia i mordercy z Waffen SS z Powstania Warszawskiego (mama z babcią przeżyły Powstanie, dziadek z synem – nie). Sprawa kutji latami prowadziła do najgorętszych dysput politycznych w dzień wigilijny. Mama z babcią nie mogły wybaczyć ojcu, że pomimo tego co przeżył sam jako dziecko( jego ojciec oślepł po tym co na Wołyniu widział), i że pomimo tego, iż jego rodzina musiała opuścić ich dom i dobytek w 1945 roku – ojciec był niezmiennie pełen zachwytu dla ukraińskiej i rosyjskiej przyrody i muzyki, a jego ulubionym filmem przez długi czas był „Swiat się śmieje”.
Kiedy w końcu podrośliśmy z braćmi na tyle, by liczyło się i nasze zdanie, kutja wylądowała na stole wigilijnym. My, dzieci chcieliśmy w końcu wiedzieć, co to jest ta mityczna kutja i jak to smakuje. Pamiętam szczęście na twarzy ojca, kiedy ją sam przyrządzał, a my staliśmy przy nim patrząc mu na ręce. Wszystko było w niej co najlepsze: ziarno było zakupione osobiście u chłopa już miesiąc wcześniej, i nie na rynku, bo nie wiadomo by było, co to za ziemia. Miód był od pszczelarza, orzechy samemu zbierane, bakalie z „Delikatesów”. Jednak po spróbowaniu wydłużyły nam się zęby. Woleliśmy zamiast tego kluski z makiem, miodem i bakaliami. Kutją zajadał się wyłącznie ojciec, choć i tak połowę wyrzucało się dla ptaków...
Polskie dania wigilijne to historia polskiej kultury i polskiej polityki. Zachowanie tradycji było ważne w czasach niewoli. Także sowieckiej. Choć przyznajmy- większość tych tradycyjnych wigilijnych dań wcale nie jest smaczna. I komu się chce dla 3-4 osobowej rodzin kleić pierogi lub - co gorsza- uszka?
Niemcy też mają swoją tradycyjną kolację wigilijną. W wydaniu maksimum jest to pieczona gęś (z polskich hodowli- "Polnische Gans" -co, jako najwyższy znak jakości widnieje na opakowaniu). Jakoś protestantów post adwentowy widocznie nie obowiązuje... Nikt z pytanych znajomych nie potrafił mi powiedzieć, dlaczego akurat gęś. Otóż przyczyna jest oczywiście praktycznej natury: mięso gęsi jest tłuste, a więc wspaniale soczyste i leży w żołądku aż 48 godzin, zanim zostanie rozłożone na czynniki pierwsze i przyswojone przez organizm. Przez 48 godzin, czyli praktycznie przez całe święta ma się poczucie pełnego żołądka! Naturalnie miało to swój głęboki sens w czasach biedy i niedogrzanych domów, ale dumna tradycja została. Podaje się ją, podbnie jak kaczkę, z knedlami z kaszy manny i duszoną czerwoną kapustą.
Dla zwolenników kuchni taniej i łatwej wigilijnym daniem głównym są podgrzane lub smażone kiełbaski (w południowej połowie Niemiec białe, w północnej połowie brązowe) podawane z „Kartoffelsalat”. Co to jest ta niemiecka „sałatka kartoflana”? Nie ma ona wiele wspólnego z naszą sałatką o podobnej nazwie i po dwóch, trzech próbach nie biorę jej do ust. Ugotowane w łupinach kartofle obiera się i kroi w grubą kostkę jeszcze kiedy są gorące, leje do nich olej ( w dawnych czasach stopiony smalec) tak, by tłuszcz wsiąkł w kartofle, kroi do tego trochę cebuli i kiszonego ogórka i dodaje mnóstwo najtańszego majonezu.

A tu wspomniana, niemniej tradycyjna wersja oszczędnościowa niemieckiej Wigilii- parówki z "Kartoffelsalat"- tutaj w wersji "deluxe", bo rozpoznać w niej można pokrojoną serwolatkę...
Całkiem na północy Niemiec Fryzyjczycy do smażonych kiełbasek podają ziemniaki karmelizowane. Trzeba je po obraniu z łupinek podczas obsmażania na patelni posypać cukrem. I naprawdę smakują świetnie! Do tego na równych prawach podaje się duszony godzinami jarmuż, co już wzbudza we mnie negatwyne odruchy, ale co kraj, to smak.
Jeśli chodzi o mnie, to z latami wypracowałam własne menu wigilijne, które opiera się na rybie i tradycyjnych składnikach polskiej Wigilii z wyłączeniem klusek i pierogów (biała mąka to mój wróg numer Jeden!). Suszone borowiki przywożą mi znajomi w prezencie z Bornholmu. Rosną tam najlepsze borowiki Europy i nadają duszonej kapuście wspaniały smak i zapach.
Ale najważniejszy jest opłatek. Ciekawe, że to chyba wyłącznie polska tradycja. Niemieccy katolicy jej zupełnie nie znają, choć moi znajomi obojga wyznań lub wręcz żadnego w tej tradycji z radością uczestniczą. I takie momenty nadają Bożemu Narodzeniu największy sens.
Komentarze niemerytoryczne są usuwane. Autorzy komentarzy obraźliwych są blokowani.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka