Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Joanna Mieszko-Wiórkiewicz
75
BLOG

Wywiad z wrogiem

Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Polityka Obserwuj notkę 14

Pomimo pewnych infantylizmów u obu rozmówców jądro wypowiedzi zgodne jest z tym, co głoszą w Niemczech nie tylko jawni członkowie partii neonazistowskich, ale także wielu ich cichych sympatyków, czy choćby wielu tzw. "porządnych Niemców", w ktśrych pamięci historycznej przetrwały stare wzorce z " dawnych dobrych czasów". Dlatego pozwalam sobie - dzięki spotrzegawczości  bloggera o nicku "agul" na ten PRZEDRUK stąd:

 http://www.miastowroclaw.pl/polityka.php?r=art&nr=239&id_watek=23#_ftn3

 

Z przedstawicielem NPD, Harrym Ohlsenem (takie nazwisko podał przepytywany) rozmawia Dariusz Ratajczak.
Jak Pan wie, wcześniej starałem się o wywiad z p. Horstem Mahlerem. Nie wyszło, dlaczego?
Tego nie wiem. Jestem tylko lokalnym stronnikiem i swego rodzaju doradcą prawnym Narodowodemokratycznej Partii Niemiec z północno-wschodniej części kraju. Zresztą, jak sądzę, lepiej rozmawiać z innymi ludźmi. Niekoniecznie z p. Mahlerem.
Wstydzicie się jego lewacko- terrorystycznej przeszłości, za tych wszystkich „Baaderów” itd?
– No nie, zmieńmy temat.
Pan go najwyraźniej nie lubi.
– Lubię, nie lubię, moja sprawa, zmieńmy temat, chyba, że za chwilę skończymy rozmowę.
Czyli o „federalnej agenturze” w NPD też nie porozmawiamy?
– Ta sprawa jest zamknięta. Niech pan nie nadużywa mojej cierpliwości.
W porządku. Pan jest z Meklemburgii? Nie sądzę, żeby pan pochodził z tego regionu Niemiec. Ma pan za bardzo śpiewny akcent.
– Rozmawiamy po angielsku, a pan niemieckiego nie zna.
Trochę rozumiem, trochę mi pan w tym angielskim „zaśpiewa”, no i trochę czytam. To mi wygląda na Saksonię.
– Ha, ha, albo na Turyngię, tam jest zresztą też zróżnicowanie, bo wchodzimy na wyspy dialektowe frankońskie. Nieźle pan krąży, ale w ten sposób mnie pan nie zagnie.
No to ostatnie pytanie z tej dziedziny: czy Austriacy są narodem?
– Austriacy nie są narodem, to oczywiście Niemcy, i to ci najlepsi, bo kresowi. Czy mam panu wyliczyć austriackie miejscowości, gdzie pierwszy człon nazwy zaczyna się od „Deutsch”? Byli świetnymi kompanami wojennymi i w znakomitej większości doskonale spisywali się jako np. jeńcy wojenni w Rosji po 1945 r. Nawet lepiej niż ci z Hamburga, ci Pifke[1], którzy czasami szli na kolaborację z Sowietami, a potem lądowali w NRD, jeśli ich wcześniej nie zaciukano w pociągach ewakuacyjnych po umowie z Chruszczowem.
O czym pan mówi? To były rozliczenia między hitlerowcami a nie-hitlerowcami?
– Nie, to było wykańczanie skurczybyków, którzy donosili. Wehrmacht ma swój honor, nawet po latach. I pamięta. Tak zawsze było, w każdej armii.
Czyli zwykła ludzka rzecz, żadnej ideologii, obozowa rzeczywistość.
– Generalnie tak było. I powiem więcej, jeśli pan nie wytnie (Ma pan moje słowo, nie wytnę – DR): Na żołnierzach – jeńcach niemieckich w Rosji od 1941 do 1955 r. zostało dokonane ludobójstwo. To była straszliwa tragedia, ale my to przełknęliśmy. Nasi chłopcy, poniżani, zbydlęceni, mrący z głodu na Syberii... Pewnie z pół Syberii, jej przemysłu, zbudowali jeńcy niemieccy. O tym się nie mówi.
Tam też byli moi rodacy.
– To wiem, ale historia Polski jakby mniej mnie interesuje.
No dobrze, coś z czegoś: Wcześniej wykończyliście 3 miliony żołnierzy armii sowieckiej.
– Nieprawda, Sowieci to wtedy mitomani. Dwa tysiące stawało się 200 tysiącami. Dam panu prosty, łopatologiczny przykład: ilu żołnierzy Wehrmachtu przeszło na stronę sowiecką, a ilu w odwrotną stronę w latach wojny?
Do miliona Kozaków, Rosjan i innych do Wehrmachtu, Waffen-SS i różnych jednostek pomocniczych.
– Powyżej miliona.
Czym jest NPD?
– Jesteśmy legalną partią polityczną uczestniczącą w życiu politycznym Niemiec. Mamy spore sukcesy lokalne, zaglądamy do Bundestagu. Staramy się obiektywnie spojrzeć na ostatnie 80 lat historii Niemiec. To był okropny czas. Dla Niemców, Żydów i innych nacji. Szczególnie podkreślam los Żydów, którzy najczęściej byli niemieckimi Żydami. NPD nie jest partią neohitlerowską. Jest partią narodowo-demokratyczną, która, nawiasem mówiąc- istniała[2] w Niemczech w latach 20. ubiegłego wieku, i do której należało wielu naszych mojżeszowych rodaków. Niedawno do NPD przystąpiło dwóch rosyjskich Żydów. Bardzo mnie to cieszy.
Przecież Żydzi domagają się wręcz delegalizacji NPD!
– To taka krzykliwa medialna mniejszość. Zaręczam, że ani oni nam, ani my im krzywdy nie zrobimy.
Tak przy okazji: „dziękuję” za informację o innych cierpiących nacjach.
– A proszę bardzo, cała przyjemność po mojej stronie.
Co pan sądzi o Unii Europejskiej?
– Unia Europejska jest dobrą ideą, ale między Renem a wschodnią Europą będzie miała tylko jeden wymiar: niemiecki. Tego się nie da zatrzymać. Byle ignorant to zauważy – chociażby minimalnie zorientowany ekonomicznie. My, Niemcy, jesteśmy po prostu wielkim, solidnym i zdolnym narodem.
Taka nowa „Mitteleuropa”, czyli system słabych środkowo-europejskich państw uzależnionych od „Nowej Rzeszy”? Czy na to pozwoli obecna „demokratyczna, politycznie poprawna rzeczywistość”?
– Obecna, co to znaczy? Pewnie teraz nawiązuje pan do SPD czy kanclerz Merkel? Cóż, ja sympatią ich nie darzę, ale Niemcy to kraj co najmniej trzech prędkości politycznych, zorientowany w jednym kierunku. Nawet w tej cholernej „Republice Weimarskiej” tak było. Pan jest historykiem, no to pan wie, kim był Gustaw Stresemann
Wiem kim był pana rodak, Gustaw Stresemann. Twardy facet pod weimarskim przykryciem, chyba gorszy od Hitlera, bo inteligentniejszy i wyrachowany. On by pokojowo odbił „wschodnie prowincje.” Na szczęście szybko umarł.
– Rzeczywiście, dla was „na szczęście”.
Uważam, że wykończą was imigranci, ci wszyscy Turcy, Kurdowie itd. Pewnie o Stresemannie będzie pan mógł marzyć tylko przy podgalaniu muzułmańskiej brody.
– To jest pewnie wielki sen polskich nacjonalistów, ale niespełniony. Sytuacja nie jest łatwa, ale damy sobie radę. Szybciej niż pan myśli. Tymczasem w tym, co nazywa pan „Mitteleuropą”, jesteśmy już daleko. I to jest najważniejsze.
Jak daleko?
– Właściwie Słowenia, Chorwacja, tradycyjne domeny byłej cesarskiej Austrii (Austro-Węgier – DR) są już nasze. Podobnie za chwilę Serbia, a już wcześniej Czarnogóra i Wielka Albania, bo ona już z Kosowem de facto istnieje. Na północy mamy Węgry (zawsze po naszej stronie) i Słowację. Los Czech jest przesądzony. Trochę się stawiają, ale to sytuacja przejściowa.
Już ich macie?
– Mamy lub za chwilę mieć będziemy. Kilkanaście, nawet kilkadziesiąt lat w historii nic nie znaczy.
Polacy wiążą wielkie nadzieje z Ukrainą.
– Ależ my mamy wręcz wzorowe stosunki z różnymi organizacjami ukraińskimi, także z tymi w Ameryce. Sam niedawno byłem w Kanadzie i najmilej wspominam spotkania z Ukraińcami. To kwestia tradycji i wspólnych interesów. Mogę sobie zresztą wyobrazić skalę rządowych lub około-rządowych nieoficjalnych kontaktów niemiecko-ukraińskich poza waszymi głowami. Dobrze wam tak. Niemcy zawsze uważali Ukraińców za kogoś pewniejszego, solidniejszego od Polaków.
Myślę, że Polaków pan po prostu nie lubi. Może dlatego, że mój kraj kończy się na Odrze, circa 65 kilometrów od wschodnich dzielnic Berlina?
– Pana kraj jest dalej na wschód. I to powie wielu Niemców czytających Konstytucję.
No, ale skąd to negatywne uczucie u wykształconego człowieka, prawnika i politologa?
– Bo zawsze „stawiacie się” i jesteście utrapieniem Europy. Coś panu powiem. Raz wpadłem do Polski, bo ktoś mi powiedział, że tam jest spotkanie polskich radykałów. Ja w takich imprezach często uczestniczyłem, w Danii, Austrii itd. Myślałem, że to będzie rozmowa o nowej Europie. No i miałem krótkie wystąpienie. Reakcja była niesamowita. Pogrożono mi psem, wsadzono do samochodu i po prostu „wykopano” ze Szczecina do granicy. Ja już nie pamiętam, co to była za organizacja, ale pewnie taka nacjonalistyczno-szowinistyczna w starym stylu[3] .
Czy widzi pan w Polsce siły polityczne niekolidujące programowo z pana koncepcjami dotyczącymi Europy Środkowo-Wschodniej?
– Pan wybaczy, gazety czytam. W końcu nawet Polacy przyjdą po rozum do głowy. Im szybciej, tym lepiej. Byle tylko nie kombinowali, przechwalając się, że jest ich 40 milionów i że są tacy ważni.
Co Pan sądzi o stosunkach niemiecko-rosyjskich?
– Relacje są bardzo dobre. Jesteśmy skazani na siebie. Broń nas Panie Boże od jeszcze jednego konfliktu zbrojnego. Morze niemieckiej żołnierskiej krwi wlanej w rosyjskie stepy..., trudno o tym mówić. Tym bardziej, że w Rosji straciłem dziadka.
Bardzo współczuję, tym bardziej, że każdy poległy żołnierz jest dla mnie świętością. Nauczył mnie tego z kolei mój dziadek, cesarski żołnierz, uczestnik bitwy pod Verdun. Później walczył z pana rodakami w Powstaniu Wielkopolskim 1918/1919 roku.
– Ja to mogę zrozumieć.
Był pan w Rosji?
– W Koenigsbergu – Kaliningradzie. Koszmarne miasto, chociaż w byłej NRD widziałem podobne. Przynajmniej do niedawna.
Ale zahaczył pan o Gdańsk. Jest różnica?
– Ja nigdy nie uważałem Polaków za Azjatów. Naprawdę nie gardzę wami, po prostu nie lubię. To jest uczucie szczere, chociaż indywidualnie mogę stosować radykalny system gradacji.
Mam nadzieję, że wszelkie pana plany polityczne będą nieudane, ku chwale mojej Ojczyzny rozciągającej się od niemal wschodnich przedmieść Berlina po rzekę Bug.
– Atuty są po naszej stronie.
Historia pełna jest niespodzianek.
Rozmawiał Dariusz Ratajczak

[1] Pifke – tak, przynajmniej według mojej wiedzy, wiedeńczycy określają północnych Niemców (tak określa się pogardliwie trzęsących kuprami przed każdą władzą drobnomieszczan - przyp. JMW)
[2] DNVP – Niemiecko-Narodowa Partia Ludowa? – DR
[3] Tu nie mogłem ukryć rozbawienia, bo domyślam się, kto Niemca pogonił – DR.

Komentarze niemerytoryczne są usuwane. Autorzy komentarzy obraźliwych są blokowani.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Polityka