Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Joanna Mieszko-Wiórkiewicz
68
BLOG

Między Berlinem i Nairobi

Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Joanna Mieszko-Wiórkiewicz Polityka Obserwuj notkę 6

 

 

W berlińskim ministerstwie spraw zagranicznych pomimo ponoworocznej kanikuły praca wre. Z pomocą intensywnych dyplomatycznych starań Niemcy próbują zdusić w zarodku krwawe zamieszki w Kenii. Od czwartku ub. tygodnia po sfałszowanych wyborach rząd wprowadził zakaz zgromadzeń. Jednak to nie powstrzymuje oszukanych mas ludzi przed demonstracjami. Starcia z policją kosztowały już ponad 300 śmiertelnych ofiar. Dziesiątki tysięcy ludzi uciekają z miejsc zamieszkania. Rozruchy mogą doprowadzić kraj do wojny domowej i tym samym zniweczyć trwającą dziesiątki lat niemiecką „pracę u podstaw” w Nairobi. Kenia jest jednym z najważniejszych punktów oparcia niemieckiej polityki w Afryce.   

 

Szczególnie rząd obecnie urzędującego prezydenta Mwai Kibaki, który oskarżany jest o sfałszowanie wyborów na gigantyczną skalę, kooperuje ściśle z Berlinem. Kibaki doszedł do władzy dzięki długoletniemu wsparciu udzielanemu mu przez operujące w Nairobi niemieckie fundacje. W Berlinie jednak słychać od jakiegoś czasu krytyczne opinie na jego temat, bo niewdzięczny Kibaki w coraz większym stopniu kooperuje z Chinami.

 

W ostatnich latach Nairobi wyspecjalizowało się, jako gospodarz wielu międzynarodowych spotkań najwyższego szczebla i konferencji, które miały na celu rozbudowanie amerykańsko-niemieckiego wpływu na Wschodnią Afrykę, jak np. układ pokojowy z Płd. Sudanem oraz porozumienie o rządzie tymczasowym w Somalii. Także pro-zachodnie działania wojenne Etiopii w Somalii były w Nairobi wspierane.  W Kenii ma swoją siedzibę centrum szkoleniowe dla wojsk wschodnioafrykańskich finansowane ze środków niemieckiego  Ministerstwa Współpracy Gospodarczej ( "Entwicklungshilfe"-pomoc na rozwój). 

Dyplomacja berlińska odnotowała wczoraj pierwszy sukces po swojej stronie. Przywódca opozycji  Raila Odinga, który według sondaży wyprzedza o kilka długości obecnego prezydenta, po rozmowie telefonicznej z ministrem spraw zagranicznych Niemiec F.-W.Steinmeierem przesunął planowaną na wczoraj w Parku Wolności demonstrację.

 

Odingę, który skończył studia w Lipsku jeszcze w czasach NRD określić można socjaldemokratą w stylu Willi Brandta (bo nie Schrödera). Stoi za nim większość spauperyzowanego narodu. Kibaki natomiast reprezentuje wąskie grono kenijskich oligarchów, którzy wzbogacili się na „trzymaniu władzy” i za wszelką cenę nie dadzą sobie tej władzy odebrać.

 Jak przyznał Frank-Walter Steinmeier, Berlin będzie naciskał na ponowne liczenie głosów w obecności obserwatorów zagranicznych.  

 

Berlinowi zależy na uniknięciu rozlewu krwi, bo to zniszczyłoby plon wielu dziesiątków lat pracy niemieckiej dyplomacji w tym kraju. Kontakty między Berlinem i Nairobi są ścisłe. „Niemcy były pierwszym krajem, który uznał niepodległość Kenii (12 grudnia 1963)" stwierdza komunikat prasowy Ministrestwa Spraw Zagranicznych -"od tego czasu rozwija się między naszymi krajami szeroko rozgałęziona kooperacja". Dotyczy to przede wszystkim działań w ramach tzw. Pomocy rozwojowej dla krajów słabo- i nierozwiniętych, do której  włączona jest także Kenia. Wielką rolę odgrywają w tym kraju niemieckie fundacje polityczne. Cztery najważniejsze (Konrad-Adenauer-Stiftung, Hanns-Seidel-Stiftung, Friedrich-Ebert-Stiftung, Heinrich-Böll-Stiftung) posiadają – częściowo już od lat 1960-tych swoje filie w Nairobi. Fundacja Friedricha-Eberta (SPD) utrzymuje  ekslusywne kontakty z prezydentem Kibaki. Fundacja ta już od lat 1990-tych wydajnie przyczyniła się do przejęcia przez niego władzy ( w r. 2002).

 

W obecnej chwili Kibaki stracił jednak poparcie Berlina. Według ekspertyz Fundacji Friedricha-Eberta obecny rząd otwiera się coraz bardziej na Chiny.  Jak przyznał już w kwietniu 2006 r. kenijski minister spraw zagranicznych, Raphael Tuju jest to "fundamentalna, pragmatyczna i pozbawiona alternatyw decyzja".

 

Im bardziej kwitnie handel kenijsko-chiński, tym bardziej ubywa Zachodniej Europie i USA środków nacisku na rząd w Nairobi. Nasilniejszym sygnałem tych zmian była sprawa nieudzielenia przed rokiem przez Nairobi wizy wjazdowej dla Dalaj Lamy. Gdyby Berlin i Waszyngton mieli nadal Kenię pod kontrolą,  przypadek taki nie mógłby mieć miejsca.

 

Obecne zamieszki stanowią dla sił zachodnich znakomity środek do objęcia roli neutralnego „negocjatora“ pomiędzy konkurującymi stronami i przy tym skonsolidowania wpływów. Tym bardziej, że Kenia dotąd dobrze spełniała swoją rolę pośrednika pomiędzy Zachodem, a innymi państwami afrykańskimi, w tym szczególnie Sudanem i Somalią. Zachód liczył na stopniowe osłabienie rządu w Chartumie w rezultacie tzw. „procesu Naivasha” – traktatu pokojowego, który przewiduje w r. 2011 refrendum secesyjne w Sudanie, które może przynieść rozbicie Sudanu.   

Last but not least w Nairobi dzięki niemieckiej finansowej „pomocy dla krajów rozwijających się” stworzony został tzw. Peace Support and Training Centre (PSTC). To centrum treningowe  przygotowuje żołnierzy z krajów Wschodniej Afryki  do udziału w akcjach militarnych na terenie całego Czarnego Kontynentu. Obóz ten jest jednym z pięciu, które dzięki środkom i organizacji Berlina i Brukseli mają zostać stworzone w różnych miejscach Afryki. Są one zasadniczą częścią struktur militarnych tworzonych pod kierownictwem Berlina i UE, po to, by tereny wydobywania bogactw naturalnych przez Niemcy i pozostałe kraje Unii mające w Afryce swoje „żywotne interesy” chronione były przed rebeliantami – często – ograbianą ludnością Afryki. Wspomniane centrum treningowe w Nairobi (PSTC) tworzone jest przez niemiecką organizację  GTZ ("Gesellschaft für Technische Zusammenarbeit"). Przedsięwzięcie to ma być gotowe do roku  2010 . Już w pierwszych trzech latach (2004 - 2006) zostało wyposażone przez oszczędzający na własnym narodzie rząd w Berlinie w sumę 1,3 milionów euro.  

 

Komentarze niemerytoryczne są usuwane. Autorzy komentarzy obraźliwych są blokowani.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka