Jest tajemnicą poliszynela, że Niemcy przygotowują się intensywnie jak nigdy, do wydobycia z Polski wszystkiego, co w ich mniemaniu stanowi własność państwa niemieckiego lub jego obywateli. Xiężna Lobkowitz nie musi zatem aż tak się niecierpliwić, że nie odzyskała jeszcze swoich obrazów rodzina Sachsów, czy też obrazu Courberta spadkobierczyni barona Herzoga. Wszystko będzie. Wkrótce, kiedy tylko wreszcie wejdzie w życie „Traktat Reformujący” razem z Kartą. Optymiści wierzą, że pokój miłujący niedoszły lecz niewątpliwie przyszły prezydent RP Donald Tusk nie zmarnuje pokładanych nim nadziei. Tymczasem wroga krecia robota tych muzealników polskich, którzy swój zawód pojmują jako służbę Ojczyźnie trwa. Dowodem na to jest poniższy wywiad wydrukowany w „Naszym Dzienniku”, który tu wklejając – xiężnej Nawojce Cieślińskiej-Lobkowitz (vide mój poprzedni komentarz) dedykuję.
NASZ DZIENNIK
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=kl&dat=20080119&id=kl11.txt
Sobota-Niedziela, 19-20 stycznia 2008, Nr 16 (3033)
Dział: Kultura
Trzeba dać odpór niemieckim roszczeniom
Z Romanem Matuszewskim, kuratorem Działu Zbiorów Głównych Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler
Od pewnego czasu strona niemiecka intensyfikuje akcję dokumentacji w zbiorach polskich tego, co kiedyś znajdowało się w zbiorach niemieckich. Czemu tak się dzieje?
- Na temat roszczeń ze strony niemieckiej nie mogę dużo powiedzieć, bo to są nieoficjalne sygnały. Wiemy od znajomych z Niemiec, że ma odbyć się w Bundestagu debata na temat roszczeń czy pretensji niemieckich do zbiorów, tak jak i do spraw majątkowych. Stąd nasze wystąpienie w Radiu Maryja i Telewizji Trwam, by uczulić opinię publiczną, ale też decydentów, iż tego typu zagrożenie wobec naszych zbiorów narodowych może zaistnieć w niedalekiej przyszłości. Tym bardziej że przypuszczalnie Niemcy będą bardzo dobrze przygotowani i wykorzystają wszystkie możliwości oprawy prawnej tego zagadnienia. Chodzi o to, żeby strona polska mentalnie, a także prawnie przygotowała się na danie temu odporu. Celem strony niemieckiej jest też zapewne przekonanie europejskiej opinii publicznej, iż Niemcy także są ofiarą wojny na równi z innymi narodami.
Dlaczego Niemcy wysuwają wobec Polski roszczenia związane z dziełami sztuki, czy mają w ogóle ku temu podstawy prawne? Przecież to oni w czasie II wojny światowej prowadzili zaplanowaną grabież naszych zbiorów...- Absolutnie jestem z panem zgodny i my stoimy na takim stanowisku, natomiast niewykluczone, że Niemcy będą się odwoływać do jakichś unormowań prawa europejskiego i tam może nie być już tak jednoznaczna racja po naszej stronie. Według mnie, Niemcy nie mają prawa do takich roszczeń, ponieważ my nie jeździliśmy do nich zabierać zabytki, natomiast kiedy oni w 1939 roku napadli na Polskę, to z pełną świadomością dokonywali selekcji zabytków im przydatnych i takich, które należy wywieźć do Niemiec jako tzw. zabytki niemieckiego dziedzictwa. A "Berlinka", czyli biblioteka pruska w Berlinie z rękopisami najsławniejszych kompozytorów niemieckich, o którą się dziś upominają, została odnaleziona przecież po zakończeniu wojny na ziemiach polskich przyznanych nam w ramach porozumienia poczdamskiego. Jest ona obecnie przechowywana w Bibliotece Jagiellońskiej w Krakowie. To jest taki najbardziej spektakularny i medialny przedmiot ich roszczeń.
Przygotował Pan wraz z Jolantą Kozimor, głównym inwentaryzatorem muzeum, książkę "Ograbione muzeum. Straty wojenne Muzeum Wojska Polskiego w okresie II wojny światowej", która zawiera kompletną dokumentację zrabowanych z Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie dzieł. Ile ich było?
- Dokładnie 6420 utraconych zabytków, w tym broń palna - 907 przedmiotów, broń sieczna - 973 przedmioty, broń drzewcowa dawna (kopie, dzidy, halabardy etc.) - 93 przedmioty, ze zbiorów umundurowania i oporządzenia - 913 obiektów, zbroje i ich części (nadzwyczaj cenne) - 128 przedmiotów z XVI i XVII wieku, oporządzenie jeździeckie - 160 obiektów (siodła, rzędy polskie - jeśli chodzi o staropolskie zabytki, to były bardzo bogate), zabytki z dziedziny sztuki - 355 obiektów (malarstwo, rzeźba, medale pamiątkowe i rzemiosło artystyczne), z działu ikonografii, ryciny dotyczące XVII-XVIII-wiecznej wojskowości - 397 obiektów, książki, czasopisma, które były zabytkami historycznymi (np. XVII-wieczne starodruki) - 129 obiektów. Wymieniłem tutaj tylko te najbardziej spektakularne działy, w których ilość utraconych przedmiotów kłuje w oczy.
Czy któreś z nich udało się odzyskać?
- Jest jeden przykład z bronią japońską, która trafiła do nas ze Stanów Zjednoczonych, a wcześniej znajdowała się w zameczku Göringa w Austrii, gdzie umieścili ją Niemcy. Została stamtąd zabrana po 1945 roku przez jednego z żołnierzy armii amerykańskiej jako pamiątka wojenna. W 1992 roku wdowa po tym oficerze ustaliła, że są tam jakieś sygnatury własnościowe i udało jej się rozpoznać, iż należą one do Muzeum Wojska Polskiego. Dzięki temu 5 sztuk broni japońskiej uroczyście zwrócono do naszych zbiorów. Liczymy na to, że nasza książka, w której jest około 180 opisów i ilustracji utraconych zabytków - wydana w języku polskim i angielskim - gdy zostanie rozkolportowana w kilkunastu krajach świata (głównie Stanach Zjednoczonych i krajach Europy Zachodniej), tym, którzy się z nią zetkną, pomoże zidentyfikować niektóre przedmioty w antykwariatach czy w zbiorach muzealnych. A w naszej książce pokazane są przedmioty najbardziej charakterystyczne, mające znamienne cechy czy sygnatury, i przez to można je bezdyskusyjnie rozpoznać.
Jakie to są sygnatury?
- Na przykład na broni palnej na starych pistoletach czy muszkietach jest wybite nazwisko wykonawcy. A jeśli istnieje wizerunek tego obiektu i nazwisko wykonawcy, to można mieć dziewięćdziesiąt kilka procent pewności, że to jest ten przedmiot, który zginął z naszego muzeum. Świadomy rabunek, jakiego dokonano w czasie okupacji, dotyczył na przykład mieczy średniowiecznych, które w każdym zbiorze muzealnych militariów są bardzo wysoko cenione. Tych mieczy średniowiecznych zginęło nam kilkadziesiąt. Mają one jednak dosyć dobre ilustracje, tak że można mieć nadzieję na ich odnalezienie.
Wspomniał Pan o ilustracjach w książce, czy to znaczy, że każde z tych dzieł sztuki było fotografowane?
- Przed wojną fotografia nie była jeszcze na tak dobrym poziomie, jak to jest dzisiaj. Oczywiście publikujemy w książce trochę zdjęć, ale ówczesne fotografie były małego formatu i w niezbyt dobrym oświetleniu. Nie znaczy to oczywiście, że nie oddają one w jakiś sposób istoty tego zabytku, który prezentują, jednak nasz przedwojenny dyrektor, pułkownik Gembarzewski, preferował dokumentację rysunkową.
I te rysunki się zachowały?
- Tych rysunków zachowało się kilkaset i dotyczą one najbardziej spektakularnych zabytków z naszego zbioru, m.in. kolczug, zbroi, hełmów, mieczy, rapierów, szabli i oczywiście broni palnej. I tak naprawdę więcej one mówią oglądającemu niż niejedna fotografia.
Jak długo trwała praca nad Państwa publikacją?
- W powojennych dziejach muzeum (upłynęło już ponad 60 lat od czasów wojny) pierwsze kilka lat to były rewindykacje, czyli przywożono do muzeum te zasoby zabytków, które udało się odnaleźć na Dolnym Śląsku, w Czechach, Austrii czy w Saksonii. Prowadził tę akcję profesor Lorentz z całym zespołem. Wśród przywożonych, rewindykowanych zbiorów były też skrzynie z naszymi zbiorami i przez te pierwsze kilka lat do początków lat pięćdziesiątych porządkowano zbiory, trwał remont muzeum i urządzano pierwszą ekspozycję. Dopiero praktycznie od końca lat pięćdziesiątych rozpoczęła się praca identyfikacyjna, żeby ustalić ilość strat wojennych w stosunku do tego, co było przed wojną, i tego, co wróciło w czasach rewindykacji, i oczywiście w stosunku do tego, co napłynęło do zbiorów muzealnych po wojnie (np. dzieła skonfiskowane szabrownikom po wojnie na ziemiach zachodnich).
To szalenie żmudna praca...
- Tak, to bardzo żmudna praca. Wymagało to, po pierwsze, żeby pracownicy naszego muzeum, odpowiednio już przygotowani jako historycy, zdobyli doświadczenie bronioznawcze czy zabytkoznawcze. Te wszystkie zabytki były przemieszane, utraciły swoje sygnatury muzealne, więc trzeba było je analizować sztuka po sztuce i dopasowywać do zapisów przedwojennego inwentarza. Początkowo sądzono, że straty wojenne naszego muzeum sięgnęły 25 czy 27 procent. Natomiast po tej weryfikacyjnej, żmudnej, benedyktyńskiej robocie przez kilkadziesiąt lat (lata sześćdziesiąte, siedemdziesiąte i początek osiemdziesiątych) zespołowi kilkunastu kustoszy udało się ustalić, że z tych dwudziestu paru procent początkowych powojennych szacunków ostateczne straty wojenne naszego muzeum sięgają 11 procent.
Czy książka wydana przez Muzeum Wojska Polskiego jest pierwszą w Polsce, jeżeli chodzi o takie szczegółowe opracowania strat wojennych w muzealnictwie?
- To pierwsze tak kompleksowe opracowanie. Oczywiście, były dwujęzyczne (polsko-angielskie), skierowane także do odbiorcy zagranicznego, publikacje na temat strat wojennych. Profesor Lorentz wydał na przykład dwa tomy dzieła pt. "Walka o dobra kultury w czasie okupacji", był także szereg publikacji w latach czterdziestych i pięćdziesiątych na ten temat, napisanych przez ludzi zasłużonych w dziele ochrony zabytków w czasie wojny i rewindykacji powojennej. Natomiast takie dzieło finalne, które po weryfikacji zamieściłoby listę strat wojennych, to jest chyba po raz pierwszy.
Czy nie uważa Pan, że ta publikacja powinna wywołać pewien odzew wśród innych polskich placówek muzealnych, bo jak by nie było, to zabytki utracone z Muzeum Wojska Polskiego to kropla w morzu wszystkich utraconych przez Polskę dób kultury...
- Tak. Zasadniczo największe straty wojenne dotknęły muzeów warszawskich, bo Warszawa była do cna zrujnowana i jej zabytki wywiezione. Ale przecież wiemy, że i muzea krakowskie poniosły straty w czasie wojny, mimo że nie były fizycznie zniszczone tak jak warszawskie. No i oczywiście wiele innych muzeów w kraju również.
Dlaczego po 1989 roku zaniedbano możliwość podejmowania zdecydowanych działań w celu odzyskania zrabowanych w czasie II wojny światowej dóbr polskiej kultury?
- To już nie jest sfera muzealna, tylko bardziej Ministerstwa Spraw Zagranicznych i naszej dyplomacji. Myślę, że po 1989 roku polska dyplomacja miała inne priorytety, które polegały na tym, by zjednać sobie przychylność krajów zachodniej Europy, i być może z tego powodu nie podnoszono zdecydowanie tego problemu. Prawdopodobnie stąd narosły w tej materii pewne nieporozumienia i stąd ta intuicyjnie wyczuwana przez nas groźba, że sprawa roszczeń niedługo odżyje, bo nie została prawnie, definitywnie zamknięta w negocjacjach dyplomatycznych na początku lat dziewięćdziesiątych.
Czy obecnie w Polsce opracowana jest jakaś strategia odzyskiwania zrabowanych dzieł sztuki i zapobiegania nieuzasadnionym roszczeniom?
- Zasadniczo problemami tymi zajmuje się Departament do spraw Polskiego Dziedzictwa Kulturowego za Granicą w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jednak uważam, że nigdy nie za dużo głosów, uwagi i czujności w materii ochrony zbiorów narodowych i temu ma też służyć wystąpienie w programie Radia Maryja i Telewizji Trwam.
Gdzie można nabyć Państwa książkę?
- Jest ona do kupienia w naszym muzeum.
Dziękuję Panu za rozmowę.
(Nasz Dziennik)
Komentarze niemerytoryczne są usuwane. Autorzy komentarzy obraźliwych są blokowani.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka