Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
2292
BLOG

Po ch..j Mazurek rozmawia z Żuławskim?

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 50

 

Od razu na wstępie muszę wyjaśnić skąd taki a nie inny tytuł tego tekstu. Takie słownictwo, to po prostu nawiązanie do treści wywiadu zamieszczonego w weekendowej „Rzeczpospolitej”, w którym na przepytaniu u Mazurka stawił się reżyser, niejaki obywatel Żuławski. Przyznam szczerze, że nie przeczytałem tego wywiadu od przysłowiowej deski do deski. Nie dałem rady. Punktowo jedynie zapoznałem się z kilkoma pytaniami i kilkoma Żuławskiego odpowiedziami. To że reżyser Żuławski nie jest bohaterem mojej bajki to dobrze wiem i bez tego wywiadu – upewniać się co do mojej do Żuławskiego niechęci nie potrzebuję. Zastanawia mnie natomiast sens wpuszczania tego typu „rozrywki” na łamy poważnej gazety.

Nie chcę aby tekst ten stał się czymś na kształt stosu całopalnego, na którym zbiorowo wyzłośliwimy się na Mazurku. Mazurek to publicysta sprawny i na tle naszego skostniałego dziennikarstwa z pewnością się wyróżnia. No cóż, robota w mediach to nie tylko powidła, każdemu może zdarzyć się jakiś wypadek przy pracy. Tylko w tych kategoriach mogę traktować ten kuriozalny wywiad, po którym niemalże zrobiło mi się niedobrze.

Nie wiem z jakich powodów Mazurek co jakiś czas tego Żuławskiego nam przyprowadza. Jak rozumiem – da się to wywnioskować z tego co Mazurek tu i tam przebąkuje – jest to pokłosie tego, iż obaj panowie znają się na niwie prywatnej. Nie wiem, może reżyser Żuławski prywatnie to poczciwina, co to każdemu by nieba przychylił i w ogóle klawy z niego człowiek – tego wykluczyć nie mogę. Natomiast czy jest to jakikolwiek sensowny przyczynek do tego by koniecznie prezentować nam po raz wtóry, tą – nie boję się użyć tego określenia – żałosną personę.

No bo jak inaczej nazwać faceta (?) w późnej jesieni życia, który bałamuci młodą dziewczynę na tzw. „reżysera”, traktuje ją jak seksualną zabawkę a później poniża ją w jednej ze swoich książczyn? Poza tego typu atrakcjami, Żuławski jawi nam się w tym wywiadzie niemalże jako wzorzec polskiego artysty III Rp. Pretensje, brak jakiegokolwiek sensownego działania artystycznego od lat kilkudziesięciu i brylowanie w mediach, chętnie używających takich Żuławskich jako etatowych skandalistów. Skandalistą jest Żuławski na miarę III Rp bez dwóch zdań. Chętnie używa np. Słów typu „k..a” czy „ch..j” i używa ich z egzaltacją godną licealistki z dobrego domu.

W innym miejscu Żuławski znów najpierw zaczyna od żenującej autogloryfikacji, a kończy na łajaniu Woodego Allena. Allena mi co prawda bardzo nie żal, ponieważ nigdy nie kumałem jego twórczości i kojarzy mi się ona jedynie z jakimś jednym z wielu punktów podręcznika inteligenta z Neewseeka. Jednak porównywanie swojej pozycji artystycznej z człowiekiem rozpoznawalnym w każdym zakątku globu pokazuje nam w jakie rejony Żuławski zabrnął.

Rozmowa z Żuławskim, i podobnymi jemu asami, jako żywo zawsze przypomina mi znaną z pewnością każdemu z życia sytuację, kiedy to siedzimy sobie na przystanku , np. autobusowym, a tu przysiada się jakiś strudzony wędrowiec po kilku winach. Z uporem godnym lepszej sprawy zagaja on z nami rozmowę i wkrótce możemy poznać jego bełkotliwe, bezsensowne opinie na niemal każdy temat. Podobnie jest z rzeczonym Żuławskim. Produkuje on na każde niemal zawołanie kilometry emfatycznych głupot, jakichś quasi-analiz naszej rzeczywistości, wystawiając w ten sposób jedynie świadectwo własnej ciasnoty umysłowej oraz całkowitego braku jakiegokolwiek zmysłu obserwacji rzeczywistości.

Ja panu Żuławskiemu publicznego opowiadania owych banialuk absolutnie nie zamierzam zabraniać. Wracam tylko do pytania tytułowego i używając melodyki Żuławskiego pytam się „po ch..j” takie wywiady w „Rzeczpospolitej”? Przecież w Polsce jest tysiąc miejsc w których Żuławskiego wraz z jego skandalizmem przyjmuje się z otwartymi rękoma. Czy koniecznie trzeba pozwalać mu na psucie tych kilku miejsc, w których można mieć nadzieję na to, że z Żuławskim nie będzie potrzeby się mijać? Mazurek zresztą świetnie się w czasie tej rozmowy bawi. Gładko przeskakuje z Żuławskiego diagnoz społecznych na pikantne wspomnienia o Rosatti. Wręcz zdaje się dziękować Żuławskiemu za to, iż ten nie będzie mówił – jak obiecał – słów na „Ch” i „k”. Widać na tym przykładzie jak osobowości w typie Żuławskiego są destrukcyjne dla naszych umysłów. Są jak osteoporoza, która raz zlekceważona, bądź pokazana na zasadzie ciekawostki, nie chce się już potem od nas odczepić, a my sami chcąc czy nie chcąc uznajemy po jakimś czasie jej obecność za zrozumiałą.

Mazurek zostawia czytelnika po tym wywiadzie z poczuciem, iż miał on okazję zetknąć się z ekscentrycznym ale sympatycznym, podstarzałym wariatem. Ot, taki „artysta” co to musi co jakiś czas zbić wazon albo wysikać się w miejscu publicznym.

Redaktorze Mazurek – po ch...j?

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (50)

Inne tematy w dziale Polityka