Rozmaite tęgie głowy, łamią się z głośnym chrupotem, kiedy przychodzi udzielić jakiejś mądrej odpowiedzi na pytanie: dlaczego połowa Polaków, ma gdzieś politykę i z zasady nie uczestniczy w wyborach? To pytanie jest w mojej opinii kompletnie bezzasadne, bo przecież dużo mądrzejsze - w obliczu jakości polskiej polityki - byłoby takie: dlaczego wciąż, blisko połowa Polaków ma ochotę w ogóle w tych wyborach brać udział?
Ja sam nie do końca to rozumiem. Bo przecież to trochę pachnie mi syndromem Sztokholmskim. Politycy bowiem, najczęściej - nawet jeśli w tle jednak coś tam pożytecznego czynią - robią niemalże wszystko, by tą resztkę zainteresowanych życiem kraju od siebie odstręczyć. Robią to, pokazując swoje czarne strony w mediach - w dodatku jeszcze słono za to płacą rozmaitym macherom od "pijaru". Ci, za grube dziengi nakazują swoim klientom robić wokół siebie jak najwięcej medialnego dymu. Politycy nie rozumieją tego, że owszem, ludzie lubią oglądać jak Niesiołowski szczeka na Girzyńskiego (lub vice versa) ale przecież ludzkość od zawsze lubiła tarzać się w rozmaitych bitwach na kisiel. Efekt jest taki, że pozycja polityka w naszym kraju jest już chyba tylko przed rakarzami i handlarzami kradzionymi częściami samochodowymi.
Mało tego. Polska chyba jest jedynym krajem na świecie, gdzie pewien pan, zajmujący się zamienianiem polityków w medialne wydmuszki, wcale nie musi się kryć w cieniu, a po prostu łazi po telewizjach i głośno się tym chwali. Mowa o panu Tymochowiczu. Z Leppera zrobił Wiśniewskiego, a Palikota zamienił w Nergala. Albo odwrotnie - sam już się w tym gubię. Scenariusz jest zawsze ten sam. Nagle jakiś polityk niesamowicie szybko dostaje medialnej "pompki", dostaje się do Sejmu albo nawet i zostaje wicepremierem, a potem gdy popularność nieco zaczyna opadać to zjawia się w telewizji pan Tymochowicz, który z rozbrajającą szczerością i szelmowskim błyskiem w oku, przyznaje się, że to on uczył danego delikwenta wiązać krawat, używać sztućców i tłumaczył mu kiedy ma składać ręce w koszyczek, a kiedy mówić "ja panu nie przerywałem". Wydawało by się, że w warunkach normalnej demokracji, taki ktoś jak Tymochowicz, po takich wyznaniach, powinien być skończony raz na zawsze i wywieziony na wozie z gnojówką. Tuż zaraz za swoim byłym klientem.
Gdzie tam. Tymochowicz bryluje w mediach, a na jego usługi czeka kolejka chętnych. Nie wiem, może to jakieś sprawdzanie na ile daleko można posunąć się w jawnym robieniu z Polaków idiotów? Teraz czytam, że SLD planuje - za nasze budżetowe pieniądze - tymochowiczowski kołczing. Czyli wychodzi na to, że już nikt nie zamierza się kryć z faktem zatrudniania zawodowego ściemniacza. Nawiasem mówiąc, naprawdę się boję o SLD, bo ta partia przecież i bez Tymochowicza jest tak politycznie jarmarczna, że nie wiem co po jego poradach ujrzą nasze oczy. Może Miller weźmie rozwód z żoną i objawi światu swojego nowego partnera?
Mam pewne przypuszczenia. To z jaką swadą Tymochowicz porusza się po salonach III Rp, wskazuje na to, że ma on bardzo mocne plenipotencje, czyt. plecy. Być może jest tak, że kupując usługi Tymochowicza dostaje się tak naprawdę punkty w TVN-owskim "role playing" - czyli po prostu nagle, jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, zaczyna się w mediach o nowym kliencie Tymochowicza mówić tylko dobrze, a co najważniejsze, mówi się o nim bardzo dużo.
Za cenę kilkuset tysięcy złotych, dostaje się przynajmniej kilka punktów procentowych więcej - to czasami jest kwestia politycznego przetrwania. No bo jak inaczej tłumaczyć fenomen nieustającej chęci korzystania z usług kogoś, kto ma w zwyczaju mieszać swoich klientów z błotem jak tylko przestają płacić? Tylko chorobliwy pęd do władzy - czytaj: budżetowych konfitur - może zadusić instynkt samozachowawczy.
Politycy płacą naszymi pieniędzmi za szkolenia, gdzie uczy się ich jak robić nas w cioła. Potem my oglądamy w telewizjach efekty tychże nauk i udajemy, że nie widzimy jak się nas ogłupia. No i jeszcze się dziwimy, że połowa Polaków nie chce w tym cyrku uczestniczyć.
Inne tematy w dziale Polityka