Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
759
BLOG

Zjednoczony Sobór Antykaczystowski

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 52

 

Lata lecą, pamięć już nie ta, lecz jedno ze wspomnień z głębokiej przeszłości ciągnie się za mną do dziś, i co ciekawe, z biegiem upływającego czasu wydaje mi się ono coraz bardziej pouczające. Chodzi o pewnego kolegę, który w przedszkolnych czasach był dla dla większości znanych mi dzieciaków ogromnego kalibru autorytetem. Karmił nas dzień w dzień rozmaitymi spektakularnymi teoriami, których źródłem był jego mityczny i nigdy przez nikogo nie widziany „brat”. Z dzisiejszej, dorosłej perspektywy, widzę wyraźnie, że wszystkie te teorie nie wykraczały swoim charakterem poza najzwyklejszą ściemę. Ba, nawet już wtedy, będąc jeszcze małym żuczkiem, czułem w kościach, że to niemożliwe aby prawdą było - a przy tym upierał się nasz przedszkolny mędrzec - że „świnie mogą normalnie jeść węgiel, tylko potem flaki mają czarne”. Jednak najczęściej wierzyliśmy mu bez zastrzeżeń, np. wtedy kiedy opowiadał jak to "z bratem” jeździł sobie do państwa o nazwie Grenada,  a jako dowód przedstawiał nam znaczek pocztowy pochodzący właśnie z tej krainy. Większość naszego przedszkola chodziła kompletnie zaczadzona tego typu kłamliwymi wykwitami dziecięcej fantazji. Co więcej – próbowaliśmy je roznosić gdzie się tylko da. Ja usiłowałem dzielić się tymi rewelacjami w domu. Objawiałem je tam z miną kogoś kto posiadł wiedzę tajemną, ale rodzice, widząc ich całkowitą idiotyczność i w oczywisty sposób traktując je jako przedszkolne bajanie, zabawnie udawali, że są bardzo tym wszystkim zaskoczeni. Potem głaskali mnie po głowie i kazali mi umyć ręce przed obiadem.

Salon 24 dzień w dzień objawia naszym zdumionym twarzom coraz szersze grono blogerów, nie tylko usiłujących nam udowodnić za wszelką cenę, że „świnie mogą jeść węgiel, tylko potem mają czarne flaki”, ale jeszcze  traktujących tego typu wątpliwe prawidła jako punkt wyjścia do budowy szerszego światopoglądu. Są to często ludzie bardzo poczciwi i sympatyczni. Wielu z nich darzę szczerą sympatią i staram się z nimi rozmawiać bez niepotrzebnych spinek.

Wśród nich są jednak tacy, którzy doprowadzają tą przedziwną filozofię w rejony niebezpieczne i całkowicie już groteskowe. Bo kiedy czytam czterdziesty ósmy tekst o wyposażonym w kota i brudne buty, rozpadającym się na naszych oczach faszystowskim obozie Kaczyńskiego, który choć prawie przebity osinowym kołkiem wciąż jest potwornie groźny, i który w każdej chwili może w tych swoich przedśmiertnych drgawkach jeszcze drapnąć pazurami, to zastanawiam się gdzie jest tego wszystkiego sens. Czy ktoś to robi z poczucia misji, z głupoty czy może ktoś na nas podejmuje jakieś eksperymenty?

Ile jeszcze powinno aktualnemu rządowi wypaść z szafy trupów, żeby umarła w końcu wiara w to, że mangowa paplanina o „sekcie smoleńskiej”, „aferze Skoków Stefczyka”, „Maybachu Rydzyka” czy o „prawdziwych patriotach” jest w stanie wszystkie te rządowe zonki zrównoważyć?

Przecież nie trzeba być żadnym FYM-em czy Rolexem. Wystarczy włączyć pierwszy lepszy kanał popularno-naukowy i od razu człowiek dowie się jak wyglądają zwykle na świecie śledztwa toczone w sprawach lotniczych katastrof. Choćby być nie wiem jak wielkim sympatykiem Tuska, to śledztwo jakiego podjęło się polskie państwo nie przypomina tych oczywistych koniecznych procedur nawet w pięciu procentach. Jednak to nie pomaga. Nadal wiele osób jest przekonanych, że Tusk sprawę już załatwił, wszystko jest wyjaśnione i gra gitara.

Czemu osoby, które zdecydowały się być blogerami politycznymi, tak uparły się na to powtarzanie Ostachowiczowskich banialuk? Czemu tak rzadko posługują się w swoich analizach faktami i realnymi odniesieniami, a lubują się tylko w karmieniu nas stekiem jadowitych fantazmatów na poziomie gimnazjum? Czy od powtarzenia po dwieście razy o kocie Kaczyńskiego zmaleją podatki albo zbuduje się autostrada? Może to są jakieś zaklęcia, które napisane milion razy dadzą w końcu efekt o jakim nawet nie śnimy?

Piszę to wszystko dlatego, że już nie mogę patrzeć na ten coraz wyraźniej się formujący blogerski Sobór. Sobór ten jest coraz liczniejszy i coraz mocniej się rozpycha. Zastanawiam się co jest jego celem? Bo przecież wszyscy wydają się być już przekonani co do tego, że wszystko co nas spotkało złego w życiu to zasługa podłego Kaczyńskiego i jego szalonej kamandy. Po co więc pisać osiemsetny o tym tekst, po co u licha ten trud? Oni muszą dobrze wiedzieć, że przecież żadnego „oszołoma” do swoich racji nie przekonają, bo ci bez względu na wszystko, dalej będą pletli te swoje śmieszne różańce. No więc dlaczego? Może z czystej radości kopania w klatkę i dla późniejszego przyjemnego podniecenia płynącego z wsłuchiwania się w wywołany przez siebie jazgot? To może jeszcze umiałbym zrozumieć.

Mam jednak inny trop i inne, niedobre podejrzenie. Myślę, że ten Sobór zwiera swoje szeregi i staje się coraz bardziej widoczny dlatego, że potrzeba teraz będzie naprawdę wielu par dobrze obutych stóp, aby móc głośno i donośnie zatupywać skrzeczącą coraz bardziej rzeczywistość. Sobór będzie tupał, wrzeszczał i pewnie jeszcze dla pewności zatka sobie uszy, a wszystko to w nadziei, że wszelkie nadchodzące kłopoty i coraz częściej stające się jasnym jak słońce partactwo, najzwyczajniej w świecie zagłuszy i wytupie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (52)

Inne tematy w dziale Polityka