Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
2401
BLOG

Dzień Nie-Niepodległości

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 90

 

Nic mnie tak nie irytuje, jak stawianie tez ostatecznych, niepodlegających, według ich autorów, żadnym negocjacjom. Do takich tradycyjnych już tego typu "ostateczników", należy zaliczyć bon mot o Polsce jako "dzikim kraju". "Bo w normalnym kraju to nie byłoby możliwe..." - jeśli ktoś zaczyna od takiej zwrotki, to przestaję już słuchać, bo dobrze wiem jaki będzie refren. Dlatego będę się musiał w czasie pisania tego tekstu bardzo pilnowac żeby w takie tonacje nie uderzyć...No dobra, nie ma się co krygować, a niech tam. Napiszę wprost. Nie wiem czy w normalnym kraju możliwe jest takie świętowanie rocznicy odzyskania niepodległości jak w Polsce.

Powiem jeszcze coś bardziej kontrowersyjnego. To jak od kilku lat wyglądają listopadowe obchody naszego "independence day", napawa mnie rosnącym obrzydzeniem. Nie wiem jak to się dzieje, że nam Polakom, nie trzeba nawet dawać specjalnej okazji, abyśmy mogli zrobić bazar z jakiejś poważnej wydawałoby się sprawy. Chocholi taniec wokół obchodów 11 listopada zaczyna się z podobnym wyprzedzeniem, co świąteczne promocje w marketach. Już na wysokości sierpnia rozpoczyna się ostrzenie toporków i zwoływanie hufców. Bo właśnie tego dnia, musimy sobie wszyscy nawzajem przypomnieć o tym co nas dzieli. Żaden inny dzień, jak można przypuszczać, nie może się do tego lepiej nadawać. Trza się zresztą śpieszyć, bo zaraz potem trzeba będzie przy choince życzyć sobie wszystkiego najlepszego.

Do brukania tego świętego dla naszej ojczyzny dnia zabierają się środowiska jak Polska długa i szeroka. Wszak nie można przecież pozwolić, aby ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości, do kogo ta z trudem wywalczona niepodległość należy. Do tego dołączają się też ci, którzy 11 listopada wykorzystać chcą do głośnego zakrzyknięcia, że mają w zasadzie ową niepodległość głęboko w...poważaniu.

Oczywiście. Każdy ma swoje racje. Jest zresztą, panie Kacprzak, demokracja i tak już w tej demokracji jest, że każdy może sobie głosić swoje prawdy jak chce, kiedy chce i z kim chce. Aktualna władza powoli wymyka się już wszelkim klasyfikacjom i także na tym, niepodległościowym polu, koniecznie musi udowodnić że potrafi je pokazowo rozprowadzić. W roli głównej występuje niezawodny Komorowski, który nawet zrzucony w sam środek syberyjskiej puszczy umiałby poskłócać ze sobą milczący dotąd niemy drzewostan. Potem wszystko to razem zaczyna rezonować i koniec końców, zamiast świętować ważną państwową datę zastanawiamy się ilu jest rannych a ilu zabitych. Liczymy połamane szczęki i wybite zęby.

Przestają do mnie docierać wszystkie uzasadniające ten kociokwik argumentacje. Bardzo chciałbym, abyśmy chociaż takie dni jak 11 listopada wyłączyli z tej bitwy na głosy. Chciałbym, aby tego dnia każdy po prostu wywiesił flagę, a jeśli roznoszą go hormony poszedł wyżyć się gdzie indziej, może na siłownię albo na squasha. Chciałbym abyśmy chociaż tego jednego dnia przestali napieprzać w te tarabany i dali wybrzmieć nutom historii. To są oczywiście marzenia płonne.

Dzieje się coś bardzo niedobrego. Nie do końca to "coś" umiem określić, ale wrażenie przeżywania jakiegos przedrozbiorowego "deżawi" jawi mi się jako bardzo silne. Polacy widząc to, w jakim kierunku podążają pewne sprawy jeszcze bardziej utwierdzają się w swojej potrzebie eskapizmu. Kto normalny chciałby uczestniczyć w takich obchodach jak choćby rok temu? Nie wiem. Ja sam 11 listopada zostanę w domu.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (90)

Inne tematy w dziale Polityka