Non Nominatus Non Nominatus
313
BLOG

A la guerre come a la guerre

Non Nominatus Non Nominatus Polityka Obserwuj notkę 12

Ponad 30 mężczyzn - najprawdopodobniej zwolenników Muammara Kadafiego - zostało zabitych na terenie obozu wojskowego w Trypolisie. Co najmniej dwóch miało skrępowane ręce, co wskazywałoby na egzekucję - informuje w czwartek Reuters. W miejscu, w którym toczyły się walki między powstańcami a siłami Kadafiego reporter agencji Reutera naliczył 30 ciał z ranami postrzałowymi. Kolejne pięć zwłok znajdowało się na terenie pobliskiego szpitala polowego; jeden z zabitych leżał na noszach w karetce, jeszcze z kroplówką w ramieniu.

Jeżeli ktokolwiek jeszcze miał wątpliwości co do tego, że na wojnie nigdy nic nie jest jednoznacznie czarne i białe, to teraz ma okazję się przekonać. Reżim Kaddafiego, podobnie jak dziesiątki innych dyktatur na świecie (łącznie z uwielbianym przez niektórych Pinochetem) bezwzględnie rozprawiał się z wszelką opozycją. Dopóki jednak był "naszym sukinsynem", zgodnie z doktryną Kissingera, nic mu nie groziło.

Inni "nasi (głównie dla USA) sukinsyni" póki co mają się nieźle. Jemen, ZEA czy Arabia Saudyjska jako bliscy sojusznicy USA, niejednokrotnie wyręczający CIA w toturowaniu podejrzanych o "terroryzm", nie muszą się obawiać interwencji w celu wsparcia brutalnie dławionej opozycji. "Prezydent" Syrii poza sankcjami nie ma większego zmartwienia niż stłumienie rebelii podobnej do tych, które obaliły dyktatorów Tunezji i Egiptu. I nikt (a zwłaszcza NATO) nie kiwnie palcem, żeby wspomóc syryjskich demonstrantów.

Nawet zachodni analitycy wskazywali na to, że operacja "Unified Protector" wykroczyła poza ramy mandatu nadanego Rezolucją 1973 Rady Bezpieczeństwa ONZ. Ironizowano wręcz, że zamiast chronić ludność cywilną, NATO wzięło na siebie rolę sił powietrznych rebeliantów. Cieniem na zaangażowaniu tzw. Zachodu w libijską rebelię kładzie się również dostarczanie rebeliantom broni łamiące embargo przewidziane w rezolucji 1970, a więc sprzeczne z prawem międzynarodowym.

Tymczasem rebelianci walczący z reżimowymi siłami przestali być de lege cywilami, gdyż dopuszczali się bezpośredniego udziału w działaniach zbrojnych, pozbawiając się tym samym ochrony przewidzianej postanowieniami IV Konwencji Genewskiej. Tymczasem w NATO w sposób irracjonalny przyjęto, że rebelianci, mimo iż utracili chroniony status, mogą być chronieni i wspierani, a siły wierne reżimowi tylko tępione.

Zastanawiające jest to, że tępienie zbrojnej opozycji w Argentynie, Chile czy Panamie było wspierane przez USA, a krwawi dyktatorzy tych państw cieszyli się protekcją Wielkiego Brata. Kaddafi nigdy nie był "ich sukinsynem", więc gdy tylko nadzrzyła się okazja, USA postanowiły się nim zająć, ku zadowoleniu Włoch i Francji, które dzięki temu będą miały wygodny pretekst, aby nie płacić za libijską ropę/ Tylko teraz trzeba będzie przy pomocy Photoshopa szybko "poprawiać" zdjęcia, na których Sarkozy czy Berlusconi poklepują Kaddafiego po plecach.

Wracając do wątku rozpoczętego w pierwszym akapicie - jeżeli sądziliście, że Kaddafi to sadystyczny i bezwzględy sukinsyn, pewnie się nie myliliście. Ale jeżeli ktoś uznał libijskich rebeliantów za "szlachetnych i honorowych wojowników", to chyba się pomylił. Od średniowiecza nie było wojny, w której faktycznie przestrzeganoby zasad rycerskości. Owszem, zdarzały się epizody (vide chociażby zawieszenia broni między spadochroniarzami pod dowództwem gen. Sosabowskiego a nieimeckimi żołnierzami podczas operacji Market Garden), ale ogólnie rzecz biorąc wojny stały siębrodne, okrutne i niehumanitarne. Najwyższą cenę i tak płaciła zawsze ludność cywilna, absolutnie nie zaangażowana w walki...

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka