Uroczysty zjazd "Solidarności" z okazji jej 30-lecia był z pewnością przygotowywany przez związkowców z dużym poświęceniem, staraniem, aby wszystko wypadło jak najlepiej. To było wielkie przedsięwzięcie koncepcyjne, organizacyjne i finansowe. Nie usłyszeli oni jednak żadnego słowa dziękuję!
To podziękowanie powinno oczywiście paść z ust najwyższych reprezentantów państwa, prezydenta i premiera, bo to państwo powinno było zorganizować to święto "Solidarności". To powinno być święto całej Polski, całej Europy, powinno promienieć na cały świat.
Rząd tymczasem umywa ręce i pozostawia "Solidarność" samą sobie. Co gorsza, rząd wraz z liderami SLD inspiruje publiczną kłótnię i medialną brutalną nagonkę na "Solidarność", której jesteśmy, wczoraj i dziś, mimowolnymi świadkami.
Zmasowany atak na "Solidarność" odbywa się pod hasłem rzuconym przez premiera Tuska, że dzisiejszy związek jest słaby, opuszczony przez rzesze zwolennków z roku 80', daleki od tamtych ideałów, że stracił wiarygodność. To nie do końca prawda, chociaż liderzy "S", którzy wspięli się po naszych plecach do wielkich karier i pieniędzy, dużo zrobili, żeby ją zmarnować, utopić. Nie wiem, ilu jest jeszcze takich jak ja, ale ciągle jeszcze dałbym po mordzie za moją piękną Solidarność!
Naśladowcy Tuska zarzucają nagle związkowi rzekome upolitycznienie, chociaż nie jest teraz nawet w części tak jak było za AWS. Są nawet tacy, którzy odmawiają dzisiejszej organizacji prawa do znaku i nazwy, chociaż jest ona naturalną spadkobierczynią tamtej legendarnej "Solidarności", przetrwała pomimo wszystko i chwała jej za to.
Według mnie dzisiaj prawdziwym wrogiem "Solidarności" jest Tusk, Borusewicz, Mazowiecki, Lis, Lityński, Celiński, Wałęsa, Kuczyński, Frasyniuk, Buzek i Krzaklewski. Poza tym znów bije w "Solidarność" tak zwana lewica z Kaliszem na czele także, chociaż ciosy zadawane "Solidarności" uderzają w cały ruch związkowy, również ten z korzeniami PZPR-owskimi.
Oni nie chcą mieć na głowie robotników, nie chcą silnych związków zawodowych w Polsce, powiedzmy to sobie otwarcie. Oni nie widzą potrzeby takiego hamulca bezpieczeństwa w kraju egoistycznego, drapieżnego kapitalizmu, ze wszystkimi jego patologiami, złodziejską prywatyzacją, korupcją, bezrobociem i dramatycznymi podziałami społeczeństwa. Oni nie chcą widzieć tego, że silne, zdrowe państwo, to również silne związki zawodowe, dbające o prawa pracownicze.
Tusk przyjeżdża na zjazd wytykać "Solidarności" jej rzekome słabości, jej rzekomą małość. Wałęsa lekceważy zaproszenie i każe zwijać sztandary, bo "Solidarność" przeszkadza! Henryka Krzywonos nagle rozumie słowo "solidarność" jako akceptację dla tych samych, którzy zamykają stocznie, świetnie kiedyś prosperujące zakłady. Tusk ją namawia, szepcząc do ucha, żeby - wykorzystując swoją legendę - zaatakowała jedynego polityka, który po stronie "Solidarności" stanął, żeby niszczyła publicznie obecnych przywódców związku.
Czy damy się znów nabrać ten pokaz, na dyskusje o personaliach, sprawach pobocznych, czy przegapimy ten kolejny objaw poważnej choroby państwa? To nie jest jeszcze jedna "rozróba Heńki", jak ona sama o sobie mówi, to nie jest jeden mały incydent.