Kompromitacja mediów i kompromitacja Komorowskiego

Może sobie teraz Tusk mówić, że nie ma swojej telewizji, a Niesiołowski po nim powtarzać. Nawet i tysiąc razy. Mamy fakty, które przeczą tym słowom. Wystarczy niedbały mail, powołujący się na Komorowskiego i już szefostwo telewizji całe jest na kolanach (piszę "telewizji", bo czy to nie wszystko jedno, czy to TVP, czy inna jakaś stacja?). Tyle tylko było trzeba, by podpisano umowę na realizację programu, co do koncepcji którego nie mieli zielonego pojęcia, by zobowiązali się wypłacać z telewizyjnego budżetu 17 tysięcy miesięcznie i to komu? Komuś, kto nawet nie jest dziennikarzem! I jeszcze na dokładkę dawali mu służbową limuzynę z kierowcą!

Zastrzegam, że nie wiadomo tak do końca, jakie były faktyczne intencje naszego bohatera, czy były szlachetne, czy nie. Prawdziwe są jednak jego słowa:  "sprawdziłem, na ile mogę sobie pozwolić, gdzie jest granica. Czasem było to dość zabawne, że grono poważnych panów w garniturach nadskakuje gówniarzowi w trampkach i bluzie z kapturem." Sprawdził i okazało się, że władze telewizji granic nie znają. Przypominają się sceny z  "Rewizora" Gogola... 

Ta prowokacja genialnie odsłania nagą prawdę o tzw. niezależności mediów. I nie tylko, bo przecież skoro po stronie szefów telewizji nie było żadnego zdziwienia taką mailową protekcją, siłowym wpływaniem władzy na media, to znaczy, że jest to już daleko posunięty brak wrażliwości na jakiekolwiek zasady etyki dziennikarskiej, znieczulenie. Tylko tyle, że do tego ktoś ich musiał przyzwyczaić, ktoś musiał już wcześniej takie maile wysyłać albo telefonować w podobnych sprawach. Bo inaczej kierownictwo telewizji nie odebrałoby tego jako "normalki".  Dlatego to jest tak samo wtopa telewizji, jak i Komorowskiego, i Tuska. Platforma ma jednak swoje telewizje.

http://www.rp.pl/artykul/624250_Jak-Pawel-trafil--do-TVP.html