Mieszczuch7 Mieszczuch7
492
BLOG

Nie zabijaj. O filmie Jana Jakuba Kolskiego

Mieszczuch7 Mieszczuch7 Kultura Obserwuj notkę 0

Wychodziłem dziś z kina, z premiery "Zabić bobra",  z mieszanymi uczuciami, głębokim poczuciem, że nic nie rozumiem. Już bardzo dawno nie miałem takiego czegoś, może po pierwszych Bergmanach... To jest niewątpliwie pierwszy sukces Jana Jakuba Kolskiego: mocno uderza po głowie.  

 "Zabić bobra" przypomniało mi tytuł powieiści "Zabić drozda". Ten film jest też trochę o tajemniczym sąsiedzie, który nigdy nie wychodzi z domu, skrzywdzonym dziecku, o miłości, wymierzaniu sprawiedliwości, jest w nim też i śpiew ptaków, ale nic w nim nie jest ładne, nic nie daje przyjemności. To zupełnie inny film niż delikatne, nastrojowe "Jasminum", hipnotyzująca "Pornografia" czy pełne sensów i smaków "Chce się żyć". W tym filmie przybija wprost bezpośredniość, dosłowność, brak metafory. Reżyser maluje historię jakby zmęczoną ręką starego mistrza, mocnym, szybkim pociągnięciem, grubym pędzlem. Szorstko.

 Obraz zaczyna się zrazu w tradycyjnej, znanej, z detalem zarysowanej formie, by wkrótce stać się nerwowym collage'm niepowiązanych scen. Widz odbiera kolejne uderzenia, jedno bardziej brutalne od drugiego. Spoiwem  jest jedynie osoba bohatera, bohatera i nie-bohatera. Chory, pokiereszowany psychicznie żołnierz (a może oficer, bo nie wiem, czy dobrze usłyszałem, że w pewnym momencie ktoś zwrócił się do niego per majorze), wraca do rodzinnego domu na jakiejś zabitej dechami wiosce. Jednak zamiast odpoczywać, śni swój koszmar na jawie: robi sobie ze zdjęć wyciętych z gazet tarcze i ćwiczy komandoskie akcje, przypominające ataki na obiekty Al Kaidy. Strzelanie przemienia go w zupełnie innego człowieka. Pytanie, czy jeszcze człowieka, czy już bestię. Eryk tłumaczy sobie, że nie zabijał ludzi, tylko potwory, złe potwory. A my widzimy, jak strzela do zdjęć zwykłych ludzi. Widzimy, że jest on niebezpieczny, zdolny zabić w każdej chwili, każdego. To on jest potworem. Skąd się taki wziął, gdzie był, co przeżył, jaka jest jego historia? Reżyser nie daje nam jakiejś jednej wskazówki, ale różne tropy, wiodące w różnych kierunkach, jakby mówiąc nam, że to nie ma żadnego znaczenia. Afganistan czy Irak, co za różnica. Skąd mu się wzięła obsesja zamknięcia w dole z zimną wodą i duszenia foliową torbą, włożoną na głowę? Gdzie tego doznał, a może sam to robił innym? To drażni, że nie ma gotowych, podanych na tacy,w hollywoodzkim stylu, odpowiedzi. Kolski zmusza nas do kwestionowania, myślenia, wręcz obrzydzenia wobec tego chyba bohatera, zmagającego się z wojenną traumą, ze stresem pourazowym...  

Z drugiej strony, reżyser zmusza nas do patrzenia na intymność i słabość, bezradność tego  żołnierza-mordercy wobec nagłego,  niechcianego uczucia, zepsutej do cna nastolatki (wielu widzów przyciągną zapewne tylko te sceny seksu z Agnieszką Pawełkiewicz, a szkoda...). Wydaje się on nawet przez chwilę "normalny", gdy daje jej pożegnalnego całusa.

Już chcielibyśmy się słodko rozkleić, a tu Kolski nas znowu doprowadza do mdłości. Nasz bohater wymierza sprawiedliwość, ale w taki sposób jak najgorszy mafijny bandyta. I jego deliryczny, triumfalny taniec na ziemi, która dopiero co zakryła skrwawionego trupa, jest zarazem piękny, wzniosły i odrażający.  Tak, jak piękne i wątpliwe były słowa triumfu i ten cały medialny taniec, i wrzawa po zabiciu Ossamy Bin Ladena czy Kadafiego (sorry, jeśli porównanie terroryzującego swój naród przywódcy do pedofila, który gwałci własne córki, jest zbyt szokujące). Czy to był akt sprawiedliwości, czy może wielki samosąd, czy morderstwo? Kim my sami jesteśmy, zaproszeni do tego tańca, podrygując w milczeniu? 

Film ma jeszcze wiele innych warstw do odkrycia. Dramatyczny i znowu niełatwy do zinterpretowania jest wątek zabitej, ukochanej kobiety. Tajemnicza, tocząca się w tle gra z szefami służb specjalnych, otacza postacie ciemną, duszącą aurą.  Zabójcy nie są całkiem czarnymi charakterami, ofiary nie są niewinne, zbliżenie staje się gwałtem, noc wrogiem snu, nic tu nie jest jednoznaczne.

Film ogląda się z poczuciem braku komfortu niejako podwójnie, bo i warszat jest szorstki. Drażni słaby dżwięk, niezrozumiałe są niektóre dialogi. Drażni niedbały montaż, jakby improwizacyjny, jakby niedokończony. Na pytania w tej kwestii Kolski odpowiedział w jednym z wywiadów: brak pieniędzy, proza życia. To jest dziwne, to jest skandal, że żadna z polskich instytucji nie udzieliła temu filmowi wsparcia. Tymczasem dostał on już Nagrodę Główną Camerimage dla Najlepszego Polskiego Filmu, a także nagrodę dla Najlepszego Aktora dla odtwórcy głównej roli, Eryka Lubosa, na międzynarodowym festiwalu w Karlowych Warach. Prawami do nakręcenia amerykańskiego remake'u zainteresowali się Brad Pitt i Martin Scorsese...

 Może stuhrowe komisje PISF oczekiwały czegoś, co da się łatwo opatrzeć etykietkami "fascynujący", "perfekcyjny", "wzruszający"? Nie, ten film z pewnością taki nie jest, nie jest łatwy. I bynajmniej nie jest to też film o samotności powracającego z wojny żołnierza, bo wokół Eryka nawet cisza dzwoni, jest niespokojna, nazbyt gwarna, osaczająca. To jest - cytująć Kolskiego - wkurwiająca cisza. To jest film o mdlącym odorze strachu. Ale to jest też film o tym, by dać bobrom żyć... A więc pomyliłem się w pierwszym zdaniu, pisząc o braku metafor. 

  

 

 
Mieszczuch7
O mnie Mieszczuch7

„Jedenaście dni temu dość mało znany bloger Mieszczuch7 napisał bardzo ciekawą notkę p.t. "Nowy mur - warszawski". Jako pierwszy zauważył on, że dzięki stalowym barierkom Pałac Prezydencki zaczął przypominać warowną twierdzę. Porównał on to do muru oddzielającego Żydów od Palestyńczyków oraz do wysokich płotów, które rozdzielają katolików i protestantów w Belfaście. Później także inni publicyści /n.p. Johny Pollack/ czynili podobne porównania, ale Mieszczuch7 był pierwszy. Jego poprzednia notka o ataku na niezawisłość Rzecznika Praw Obywatelskich też była bardzo interesująca. Warto zaglądać na ten blog.” elig, 28.08.2010

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura