Jerzy Marek Nowakowski Jerzy Marek Nowakowski
3022
BLOG

El Condor Tuska

Jerzy Marek Nowakowski Jerzy Marek Nowakowski Polityka Obserwuj notkę 132

Kilka zdań na temat histerii jak rozpętała się po wyznaniu Tuska, ze podróż do Ameryki Południowej to dla niego podróż życia. Fakt, sformułowanie było mało zręczne i PR-owcy premiera rwali włosy z głowy. Ale, co do meritum to histeryczne zawodzenia gazet i telewizji - w tym równiez tych postrzeganych jako prorządowe, przekroczyło wszelką miarę rozsądku.

Wątpię by zawodzący o wielkich kosztach koledzy mieli okazję uczestniczyć w tego typu "wycieczkach"  nie jako obserwatorzy, ale jako tzw. merytoryczni. Ja pamiętam wyprawę premiera Buzka do Chile. Prawie 26 godzin w samolocie - super. W końcu, jako lokatorzy przedziału dla vipów uwiliśmy sobie miejsca na podlodze za fotelami, żeby w miarę sensownie sie zdrzemnąć. A po lekko opóźnionym lądowaniu w Santiago okazało się, że prosto z lotniska jedziemy na spotkanie z tamtejszym prezydentem. Wygląd wiekszości delegacji przypominał gromadę yeti po dlugim marszu przez bagna. Że o formie intelektualnej - potrzebnej w negocjacjach nie wspomnę. Od tego czasu - kiedy słyszę, że podczas egzotycznej wizyty marnowaniem czasu jest przewidywany dzień na odpoczynek, mogę tylko powiedzieć, że ludzie jada do pracy a nie na wakacje. To samo dotyczy wycia, ze ktoś leci klasą business a nie turystyczną. Albo nie wysyłajmy delegacji państwowych nigdzie poza Europę, albo sie nie wygłupiajmy.

Wyjazd do Am.Poł. ma sens, bo jest to potencjalny partner i surowcowy i handlowy. Ich mentalność zaś jest wielce do wschodnioeuropejskiej podobna i licza sie tam bardziej niz w stechnicyzowanej UE kontakty osobiste.

Dwa, udział w szczycie Europa-Ameryka Południowa jest równiez potrzebny ze względu na nasze plany wschodnie. Obszar Mercosur jest dla Hiszpanii czy Portugalii obszarem tzw. specjalizacji wewnatrzunijnej. Jeśli chcemy żeby kraje iberyjskie wsparły nas w polityce wschodniej musimy objawić minimum zainteresowania Ameryką Poludniową.

I jeszcze jedno - protokoły dyplomatyczne zawsze skrzętnie liczą ilość dni wizyt oficjalnych. W tym mieszczą się także elementy "turystyczne". Jeśli więc raz na parę lat premier Polski jedzie na drugi koniec swiata to warto zainwestować więcej niz kilka godzin na poszczególne kraje.

Mówiąc szczerze na miejscu premiera kupiłbym czym prędzej nowe Falcony albo Challengery na 20 miejsc i po takim doswiadczeniu jak południowoamerykańskie nie zabierał dziennikarzy na wizyty zagraniczne. Koszty sie zmniejszą a zdjęć z rzekomej turystyki bedzie znacznie mniej. 

A propos calej rzekomej afery chciałbym zauważyć, że kolejny już raz nasze media dowodzą, iz zrozumienie polityki miedzynarodowej i jej mechanizmów jest na poziomie pantofelka a zarówno dla polityków jak dziennikarzy prawdziwa wartościa jest chory prowincjonalizm. 

złośliwy, nadkrytyczny a serio mówiąc to większość bywalców pewnie mnie zna osobiście i ma wyrobione zdanie

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka