Pytanie, które należy wreszcie postawić to, ile władzy miał Kiszczak w momencie, nie tyle układania, co podkładania “fundamentów” pod III RP? Od tego trzeba wyjść. Jeśli oczyma duszy wrócimy do tamtych czasów i skonstatujemy jej ogrom, to następnym pytaniem powinno być to, na czym się ta władza właściwie opierała? Mandat wyborczy, ze zrozumiałych względów, należy wykluczyć. Moc Kiszczaka, rzecz jasna, wyrosła z teczek, które w długim życiu bezpieczniaka, nauczył się kompletować. Teczek na przyjaciół, teczek na wrogów, teczek na rywali i na sprzymierzeńców. Potrafił zbierać i gromadzić kompromitujące informacje na temat każdego, kto, jego zdaniem, powinien był być uległy jego woli. Dobrze rozumiał praktyczną użyteczność tego rodzaju materiałów. Dobrze też wiedział, jaki efekt pragnie osiągnąć przy ich użyciu. Trzeba również sobie jasno uzmysłowić fakt, że “archiwum Kiszczaka” nie gromadziło informacji wyłącznie na wrogów PRL-u. Dla niego, “towarzysze”, w stopniu takim samym co “dysydenci”, byli tylko pionkami w grze i tak samo musieli być kontrolowalni.
Jeśli tedy porzucimy głupawą wizję skruszonego skurwla, który postanowił bezkrwawo oddać kawałek władzy, bo taki był z niego równiacha, to pozostajemy z dość łatwym pytaniem, co chciał osiągnąć Kiszczak? Chciał ocaleć, zachować majątek, pozycję rodziny, wpływy. Całe zawodowe życie działał w cieniu. Dalej chciał w nim pozostać. Żeby dokonać bezpiecznego dla siebie przejścia z jednego systemu politycznego, do drugiego, musiał posłużyć się ludźmi, których kontrolował. Do obrad okrągłostołowych zaprosił tylko takich którym mógł zaufać. Z tym, że należy pamiętać, że jedną z podstawowych cech człowieka służb, jest brak zdolności do ufania innym ludziom. W żargonie służb istnieje pojęcie, które z powodzeniem zastępuje tę ludzką cechę. Jeśli ktoś jest bezpieczny do podjęcia z nim współpracy, mówi się o jego "szczelności". Tej szczelności nigdy nie opiera się na czymś tak niepewnym, jak jakieś ludzkie uczucia. Zapewnia się ją na różne operacyjne sposoby, które jeśli wyglądają, jak szantaż, to dlatego, że nim są. Jest do pomyślenia, że przy stole bez kantów, zasiedli również i tacy, których Kiszczak po prostu nie docenił. I takie są korzenie naszej wolności i śmiem twierdzić, nie mogły być inne w tamtej rzeczywistości, bo w momencie zawierania historycznego kompromisu z opozycją, Kiszczak dysponował władzą prawie asolutną. I być może to on powinien był dostać Nobla. Skoro to było z różnych względów zupełnie niemożliwe, to dobrym substytutem był, w jego oczach, Wielki Order Zupełnej Bezkarności.
Czy to jest smutne, dewastujące, upokarzające, że “ojcowie” naszej wolności, albo siedzieli w teczkach, albo byli w oczach oberpolicaja na tyle miałcy, że można było ich zignorować? Trochę tak. Dość jednak łatwo poradzić sobie z tym niesmakiem, jeśli będziemy pamiętać, że w tamtych okolicznościach przyrody, inaczej być nie mogło. Ktoś już tutaj na Salonie24 wcześniej pięknie i mądrze napisał, że wszystko co Kiszczak był w stanie zmontować to "kombinacja operacyjna", bo w głowach ludzi bezpieki nic innego nie może się urodzić, a już na pewno nie idea. Nic więc dziwnego, że "kombinacja" rozlatuje się na naszych oczach, kiedy tylko zabrakło naczelnego Kombinatora.
Nietrudno zrozumieć motywy kierujące Kiszczakiem, trudno też nie docenić wprawy z jaką osiągnął swoje zamierzenia. Prawdziwą niestrawność wywołuje dopiero ekwilibrystyka moralna, etyczna, intelektualna uprawiana przez elitę III RP. Elitę, która swój rodowód wiedzie wprost z przepastnych teczek Kiszczaka. To dopiero ten spektakl, pod tytułem “Wolość i Niezłomna Niezależność”, odgrywany przed nami przez 27 lat, budzi ogromne emocje. Spektakl, z jego "po teatralnemu", niestarannie wykonanymi rekwizytami, takimi do oglądania tylko z daleka i wyłącznie w świetle ściśle kontrolowanych przez technika oświetleniowego jupiterów, desperacki spektakl odgrywany przez ludzi złamanych, zniewolonych, ludzi pełnych strachu przed prawdą o przeszłości, to on wywołuje odruch wymiotny. Siła tego zbiorowego obrzydzenia może być katastrofalnie silna. Redakcja na Czerskiej może zostać spalona, a dziennikarze, tam uprawiający swój paskudny proceder, przepędzeni przez rozwścieczony tłum, na cztery wiatry.
Efektem “szafy Kiszczaka” może też być następny mały krok w kierunku budowania niezawisłości Polski. Mamy również szansę na to, że dywan skrywający przed oczyma opinii publicznej tzw “walki buldogów”, stanie się odrobinę bardziej przejrzysty, cokolwiek cieńszy i odrobinę mniejszy. Czy tak się stanie? To zależy od prawdziwego rozkładu sił. Kto jest tak naprawdę w Polsce silniejszy? Boję się, że naszą sytuację wciąż trafniej opisują te wersy:
Gdyby Tygrys był mniejszy
Od Królika i lżejszy,
I cokolwiek grzeczniejszy,
A zaś Królik silniejszy Od Tygrysa i wyższy,
A znów Tygrys był niższy,
I cokolwiek szczuplejszy,
Wtedy tak by nie brykał Na biednego Królika,
Który jednak jest mniejszy.
Wiele zależy od tego, co będą w tej sprawie robić media społecznościowe, bo na mainstream, ze zrozumiałych względów, liczyć nie możemy. Domagać się gromkim głosem publicznego ujawnienia prawdy o zawartości szafy Kiszczaka, jest naszym najważniejszym teraz obowiązkiem. Nie jesteśmy bezsilni. Tylko czy na pewno to dobrze rozumiemy? Czy na pewno wiemy, jak zaaplikować wolności obywatelskie, jakimi dysponujemy, do osiągnięcia większej przejrzystości życia politycznego w naszym kraju? Czy na pewno zrozumieliśmy już, że biernie czekać na to co nam dadzą ONI, jest postawą niewolników? Czy już dojrzeliśmy do udźwignięcia prawdy o najnowszej historii naszego kraju? Czy dojrzeliśmy do przyjęcia na siebie pełnej odpowiedzialności za los naszej Ojczyzny?
Inne tematy w dziale Polityka