NOWY OBYWATEL NOWY OBYWATEL
227
BLOG

Fragment "Gwiazdozbioru...", zaproszenie

NOWY OBYWATEL NOWY OBYWATEL Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

W najbliższy piątek i sobotę (20-21 listopada 2009 r.) mieszkańcy regionu łódzkiego będą mieli aż dwie okazje do spotkania Joanny i Andrzeja Gwiazdów, legend opozycji antykomunistycznej, „wielkich nieobecnych” polskiej debaty publicznej.

Dwadzieścia lat od wyborów będących konsekwencją porozumień Okrągłego Stołu, ukazał się zapis rozmów z historycznymi liderami „Solidarności”, J. i A. Gwiazdami. Spotkania promujące książkę, przedstawiające opinie, które w wolnej Polsce były marginalizowane, odbędą się:

  • 20 listopada (piątek) – o godzinie 17:00 w Łodzi w Muzeum Kinematografii (pl. Zwycięstwa 1), w ramach Festiwalu „Człowiek w Zagrożeniu”;
  • 21 listopada (sobota) – o godz. 17.00 w Aleksandrowie Łódzkim, w siedzibie Towarzystwa Śpiewaczego Lutnia przy ul. Ogrodowej 17.

Kontakt: Liliana Milewska, 508 173 362

Informacje o tym, jak można zamówić książkę, znaleźć można na stronie www.gwiazda.oai.pl



Poniżej fragment "Gwiazdozbioru...", wydanego pod patronatem medialnym salonu24.
 
Dużo mówiliśmy o postawie TKK i „wałęsistów”. Jakie po uwolnieniu Andrzeja były Wasze relacje z innymi środowiskami podziemnymi, tzn. tymi, które nie były Wam wrogie?
Andrzej Gwiazda: Po wprowadzeniu stanu wojennego powstała cała plejada grup, organizacji i redakcji, które zorganizowały się na różnych zasadach. Do historii weszło tylko podziemie podporządkowane TKK i niektóre organizacje polityczne, np. „Solidarność Walcząca” i WiP. Wiemy też mniej więcej, co robili w stanie wojennym ludzie z dawnej opozycji, z KOR-u, z RMP. Najmniej znana jest działalność radykalnych grup, które pozostały w „Solidarności”, ale działały w pewnym stopniu niezależnie od TKK. W Warszawie na bazie pisma „CDN” powstał MRKS, który można by nazwać porozumieniem poziomym „Solidarności” z zakładów pracy, tylko formalnie podporządkowany TKK. MRKS wsławił się brawurową i perfekcyjnie przygotowaną akcją uwolnienia ze szpitala Jana Narożniaka postrzelonego w czasie manifestacji. Likwidowanie takich grup było oczywiście priorytetem działań SB.
Gdy wyszedłem z więzienia w lipcu 1984 r., na ukształtowanie się walczącej frakcji „Solidarności”, równoległej do TKK, były jeszcze nikłe szanse. Po ponownym aresztowaniu mnie w grudniu tego roku na następne pięć miesięcy, już takiej możliwości nie było. Wszystkie niezależne grupy, tak w Gdańsku, jak i w Warszawie, a prawdopodobnie tak było w całej Polsce, wchłonęła „Solidarność Walcząca”. Formalnie wszystko było w porządku. Kierownictwo nie ukrywało, że SW nie jest walczącą frakcją „Solidarności”, ale prawicową partią polityczną. Została nawet sformułowana dosyć mętna idea solidaryzmu społecznego, podstawa ideowa nowej partii. Członkowie „Solidarności”, którzy nawet całymi organizacjami zakładowymi chcieli zapisywać się do SW, nie analizowali tych subtelności. Opuszczali szeregi „Solidarności” w przekonaniu, że właśnie w ten sposób będą jak najlepiej jej służyć. Bardzo szybko okazało się, że kierownictwa SW nie interesuje działalność związkowa, ale ten sam zarzut można było postawić TKK. W oczach radykalnej młodzieży SW była „Solidarnością” antykomunistyczną, a TKK – serwilistyczną wobec komuny. Wielokrotnie pytaliśmy ludzi z kierownictwa SW, jaki był sens i cel przyjęcia takiej, wprowadzającej w błąd nazwy, ale nie dostaliśmy jasnej odpowiedzi. Doszliśmy do wniosku, że być może kierowała nimi obawa przed otwartym konfliktem z Wałęsą. W oświadczeniach SW Kornel Morawiecki pisał, że uznaje Wałęsę jako przywódcę świata pracy i jego wielkich zasług nie kwestionuje.
My do SW nie zapisaliśmy się. Postanowiliśmy do końca bronić „Solidarności”, chociaż w połowie lat 80. było już oczywiste, że jako związek zawodowy jest skazana na zagładę i wszystkie siły polityczne zostały wprzęgnięte w proces jej likwidacji. W SW mieliśmy natomiast wielu znajomych i regularnie spotykaliśmy się z ludźmi z kierownictwa w celu wymiany poglądów i informacji. Nasze stosunki z SW były w zasadzie dobre, chociaż nie akceptowaliśmy wodzowskiego modelu organizacji, a cel polityczny – wyprowadzenie z „Solidarności” całego radykalnego skrzydła – uważaliśmy za szkodliwy dla przyszłości Polski.
 
Joanna Gwiazda: Z tajną organizacją, a taką była SW, współpraca jest właściwie niemożliwa. Na szczęście w SW nie było zakazu kontaktu z Gwiazdami, jaki obowiązywał w strukturach RKK. Współpracowaliśmy z ludźmi, nie z organizacją i nawet jeśli wiedzieliśmy, że są członkami SW, to nie było wiadomo, czy wykonywali oni polecenia swoich przełożonych, czy działali z własnej inicjatywy. W redakcji „Poza Układem” prawdopodobnie członków SW nie było. Tajność utrudniała działalność samej SW i zdarzało się, że kiedy jakaś nitka w ich tajnej strukturze urywała się, pomagaliśmy nawiązać kontakt. Te same wady utajnienia przynależności, co w przypadku TKK, występowały też w SW. Gdy Kornel Morawiecki trafił do aresztu śledczego w Gdańsku, organizowaliśmy jego obronę, ponieważ nikt z członków SW nie mógł w tej sprawie działać jawnie, aby się nie zdemaskować. Krążyły plotki, prawdopodobnie rozpuszczane przez SW, że Andrzej jest członkiem SW. Kto chciał plotkę sprawdzić, musiał się do SW zapisać, ponieważ nie zaprzysiężonym organizacja swoich tajemnic nie ujawniała. Na tej zasadzie nasz bliski kolega Bogdan Spodzieja, spawacz ze Stoczni Gdańskiej, był przez pewien czas członkiem SW. Wystąpił, gdy się przekonał, że Andrzej do SW nie należy.
 
A co w tym czasie – połowa lat 80. – działo się z członkami dawnego „Gwiazdozbioru”?
Joanna Gwiazda: Już w czasie „Solidarności” ludzie ze środowiska WZZ-ów albo robili kariery przy Wałęsie, albo zostali wyeliminowani. W stanie wojennym proces ten był kontynuowany. Ludzie, z którymi współpracowaliśmy w WZZ-ach, działali w poprawnych politycznie strukturach podziemia: Lech Wałęsa, Bogdan Lis, Alina Pieńkowska, Lech Kaczyński, Piotr Kapczyński i Bogdan Borusewicz. Andrzej Kołodziej i Ewa Kubasiewicz działali z kolei pod dowództwem Kornela Morawieckiego. Mecenas Jacek Taylor był tylko naszym obrońcą, natomiast w jakimś stopniu uczestniczył w działalności RKK. Podobnie Róża Janca. Maryla Płońska, ciężko chora, całkowicie wycofała się z działalności. Andrzej Bulc, Andrzej Butkiewicz, Jan Karandziej, Lech Zborowski, Bogdan Felski, Mietek Klamrowski, Andrzej Runowski, Błażej Wyszkowski – wyemigrowali. Nie spotykaliśmy się nawet wówczas, gdy już otworzyły się możliwości odwiedzania Polski. Większość z nich ufała nie nam, ale Borusewiczowi, co musiało oznaczać przerwanie kontaktów. Nie zerwał z nami znajomości Antek Mężydło z Torunia, chociaż dzięki podziemiu mógł wyjechać do pracy w Norwegii. Cały czas utrzymywaliśmy przyjacielskie kontakty i współpracowaliśmy z Anią Walentynowicz, Staszkiem Kowalskim i Karolem Krementowskim. Krzysztof Wyszkowski jeszcze jako pracownik MKZ-u w konfliktach wewnętrznych trzymał stronę Tadeusza Mazowieckiego. Po ucieczce z obozu internowanych w Strzebielinku Krzysztof przeniósł się do Warszawy.
 
Pojawiły się natomiast nowe osoby i środowiska, np. radykalna ówczesna młodzież.
Joanna Gwiazda: Bardzo wcześnie po wyjściu z interny nawiązałam kontakty ze środowiskiem niezależnej młodzieży, a Andrzej po wyjściu z więzienia też zaczął się z nimi spotykać. Mówię oczywiście o środowiskach młodzieży walczącej, ponieważ już w stanie wojennym dało się zauważyć młodych ludzi, którzy w okresie pierestrojki stanowili awangardę młodych liberałów-biznesmenów. Też próbowali włączyć się w działalność opozycyjną, jak sądzę w celu przyssania się do dużych pieniędzy, którymi dysponowało podziemie. Nie wszyscy orientowali się w sytuacji. Sądzili zapewne, że jeśli RKK siedzi na górze pieniędzy, to Gwiazda pewnie też, tylko na mniejszej. Pewien student poprosił o spotkanie i zaproponował współpracę przy wydawaniu pisma młodzieżowego. Miała ona polegać na tym, że zgromadzimy środki finansowe i techniczne, napiszemy interesujące artykuły, zorganizujemy redakcję, druk i kolportaż. „I jeszcze przyprowadzimy ładne dziewczyny, żeby ci się przy wydawaniu pisma młodzieżowego nie nudziło” – zakończył Andrzej tę listę życzeń. Okazało się, że to nam brakowało realizmu. Po kilku latach ten młody człowiek był właścicielem dużej drukarni i sztandarowym przykładem sukcesu w liberalnej gospodarce...
Natomiast nasi młodzi znajomi ze stanu wojennego sukcesów w III RP nie osiągnęli, ale na ogół poradzili sobie nieźle, chociaż nie wchodzili w żadne układy. Byli inteligentni, wykształceni i teraz pracują w różnych zawodach. Na przykład Jacob, czyli Wojciech Jankowski, bezkompromisowy pacyfista, najpierw uczył w szkole przysposobienia wojskowego. Potem go wylali, a gdy jego koledzy z WiP-u poszli do pracy w policji, przeniósł się w Beskid Niski, gdzie zbudował indiańskie tipi i napisał uroczą książeczkę pt. „Dumki Jacoba”. Teraz jest instruktorem jazdy konnej gdzieś w okolicach Gdańska i nie mamy już z nim kontaktu. Środowisko, o którym mówimy, było podzielone na różne ugrupowania, organizacje i redakcje, ale niezbyt dobrze się w tym orientowaliśmy, tym bardziej, że te podziały zmieniały się w czasie i były płynne. Dopiero po wielu latach, przy okazji wręczania orderów za zasługi dla prasy podziemnej, dowiedzieliśmy się, że gazetka pacyfistów z WiP-u została przez władze III RP uznana za opozycyjną, a „Homek” – nie. „Homek”, pisemko dowcipne, kulturalne, ale krytyczne wobec RKK, było w Gdańsku bardzo popularne. Wydawali je ludzie związani z RSA (Ruch Społeczeństwa Alternatywnego). Gdańskich anarchistów, mimo ich zaangażowania w sprawy ogólnospołeczne, nie zaliczono do opozycji przeciw komunie, ponieważ teraz są opozycją do neoliberalizmu, a także dlatego, że żadne VIP-y III RP ani wtedy, ani teraz nie mogą nimi dyrygować. Natomiast z WiP-u wywodzi się Jan Maria Rokita, również Jacek Kuroń miał duży wpływ na tę organizację.
Współpraca z anarchistami to czysta przyjemność, ponieważ nigdy nie traktowali nas instrumentalnie. Nie oczekiwali, że przy naszej pomocy zrobią kariery. Poza tym, zawsze dotrzymywali słowa i byli świetnie zorganizowani. Nie próbowali nawrócić nas na anarchizm, choć początkowo my próbowaliśmy przekonać ich do poglądów pro-państwowych. Nie mogliśmy pojąć, dlaczego patriotyczna, ideowa młodzież nie widzi potrzeby władzy na poziomie państwa, choć bez niej państwo polskie nie mogłoby istnieć. Natomiast wiele lat później, w okresie poprzedzającym unijne referendum współpracowaliśmy, ponieważ, jak powiedzieli, „Trzeba bronić naszego państwa przed megapaństwem UE”. Pomogli też bardzo w organizowaniu alternatywnych obchodów 25. rocznicy powstania „Solidarności”.

Blog pisma NOWY OBYWATEL Piszą: Kontakt Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom” ul. Piotrkowska 5 90-406 Łódź

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura