NOWY OBYWATEL NOWY OBYWATEL
101
BLOG

Gwiazdowie: Zawsze po słusznej stronie (wspomnienie)

NOWY OBYWATEL NOWY OBYWATEL Rozmaitości Obserwuj notkę 13
Wspomnienie o Annie Walentynowicz i Lechu Kaczyńskim.

Anię Walentynowicz i Lecha Kaczyńskiego poznaliśmy w 1978 r., przy czym Anię kilka miesięcy wcześniej; oboje dołączyli do WZZ-ów. Przykro nam, że w Ani widzi się tylko symbol strajku. Zwolnili jakąś tam suwnicową, o jedną suwnicową za dużo, i stocznia stanęła... Tymczasem Ania była pierwszoplanowym działaczem Wolnych Związków Zawodowych, kompetentnym, z dużym kapitałem popularności i uznaniem wśród stoczniowej załogi. Wielokrotnie występowała przeciwko władzom, malwersacjom. Kiedy przystąpiła do WZZ-ów, to mieliśmy poczucie, że wygraliśmy. Jeżeli Ania do nas dołącza, to znaczy, że dołączy reszta! Nie była wykonawcą poleceń Borusewicza czy Kuronia, jakkolwiek patrzyła na nich wtedy z wielkim uznaniem.

Ania była niesłychanie skromna, gdy prosiliśmy ją o artykuły, miała wątpliwości, czy potrafi. „To napisz tak, jak potrafisz, a my to potem poprawimy” – mówiliśmy. Kiedyś poszliśmy we dwoje do lasu, próbowaliśmy tekst Ani poprawić i okazało się, że to niemożliwe. Miała swój styl, który dokładnie precyzował, o co chodzi, choć nie przejmowała się kanonami stylistyki. Przy tym miała niesamowity dar: zawsze potrafiła znaleźć właściwe słowa. Dla Ani ołtarz, biskup czy hala fabryczna – nic nie stanowiło problemu. Zawsze we właściwym tonie, zawsze to, co trzeba; naprawdę nie raz nam zaimponowała. Często kiedy Andrzej miał dokonać wpisu okolicznościowego, prosił Anię: „napisz, a ja podpiszę”.

Ania była jedną z tych wspaniałych osób, które niezłomnie trzymały się zasad, niezależnie od wiatrów historii. Zawsze stawała po słusznej stronie. Swą niezłomnością i umiejętnością oddania w słowach istoty sprawy wprawiała w konsternację ludzi, którzy – wydawałoby się – mieli lepsze podstawy by sądzić, że właśnie oni będą wiedzieli, jak się zachować i jakie zająć stanowisko.

Potem była „Solidarność” i Ania była w jej kierownictwie. Kiedy przyszło podjąć decyzję, kto zajmie się finansami, musieliśmy znaleźć kogoś poza wszelkim podejrzeniami. Powierzenie finansów Ani broniło władze związku przed próbą oskarżenia o nadużycia finansowe. Niestety, ograniczyło ją to w praktycznej działalności związkowej. A potem zaczęły się karczemne ataki Wałęsy. Zdarzało się bowiem wielokrotnie, że dostawała znacznie większe oklaski od niego, a to już był absolutny kamień obrazy i powód do wojny.

Pomimo wysiłków bezpieki, by ją wyeliminować, ciągle robiła swoje. Dziś wiemy, ile SB poświęciła czasu i wysiłku, żeby wyeliminować Anię: od 60 do 100 agentów stale się nią zajmowało. Nie poszła na współpracę z systemem, nawet gdy dali jej dokumenty świadczące przeciwko Wałęsie. Choć wiedziała swoje, nie zdecydowała się ich użyć, by nie wyświadczać im przysługi. W tej chwili Pan Sławomir Cenckiewicz kończy książkę o Ani Walentynowicz. Będzie w niej można przeczytać, jak ogromne siły zostały zmobilizowane przez reżim przeciwko tej jednej suwnicowej. Widać z tego, jaka była dla nich niebezpieczna.

W 1989 r. była jedną z nielicznych, którzy zdecydowanie wypowiedzieli się przeciwko Okrągłemu Stołowi. A potem prowadziła walkę o prawdziwą historię Pierwszej „Solidarności”. Kiedy w 1990 r. postanowiliśmy ponownie powołać WZZ-y, Ania naturalnie włączyła się w nie. Walczyła z krzywdą pracowników w czasie prywatyzacji, np. w Ożarowie. Równocześnie wiele wysiłku włożyła w oddanie sprawiedliwości i przywrócenie pamięci bohaterom walki o niepodległość. Ostatnim sukcesem Ani było przekonanie władz Gdańska do umieszczenia, obok pomnika poległych stoczniowców, tablic upamiętniających czyn braci Kowalczyków.

* * *

Leszka również poznaliśmy w WZZ-ach. Był wówczas pracownikiem naukowym Uniwersytetu Gdańskiego, prowadził z robotnikami zajęcia z prawa pracy. Było dla nich nobilitacją, że naukowiec, prawnik, narażając się na złamanie kariery naukowej, troszczył się o sprawy robotników.

Każdy, kto zetknął się z WZZ-ami, narażał się na represje, a w konsekwencji zwolnienie z pracy. O rozmiarach tych represji świadczy to, że w pewnym okresie równocześnie toczyło się 12 spraw o bezprawne zwolnienie. Obrona działaczy była ogromnym ryzykiem. Ze „względów BHP” spotykaliśmy się po 3-6 osób i Leszek dla tych małych grupek prowadził wykłady. Tłumaczył, jak korzystać z prawa pracy i jakie daje ono możliwości obrony. Wydawałoby się, że praca w takich małych grupach jest robotą szlachetną, ale o znikomej skuteczności. Efekt można było dostrzec dopiero w czasie strajku w 1980 r. Okazało się, że ci wszyscy, którzy odważyli się przychodzić na spotkania, w gronie kolegów z pracy, sąsiadów, rodziny przekazywali wiedzę dalej. Osiągali przy tym ogromny prestiż w swoim środowisku. Nasi członkowie znali Kodeks pracy na pamięć, a także konwencje międzynarodowe dotyczące wolności związkowych; mieli opanowane wszystkie niuanse i z tego korzystali. Oczywiście władza robiła, co chciała, ale zmuszona była jawnie łamać prawo, co dawało nam mocne argumenty propagandowe. W tym ogromna zasługa Leszka Kaczyńskiego. Dla nas to wzór inteligenta, który uważał, że dla dobra wspólnego powinien się swą wiedzą podzielić.

Leszek z Anią byli blisko związani. Mieliśmy wspierającego nas adwokata, który zawsze nam pomagał, pana Jacka Taylora. Ani Walentynowicz pomagał właśnie Leszek, instruował ją w jej nieustannych bojach z dyrekcją i bezpieką.

Niezależnie od późniejszych wyborów politycznych Lecha Kaczyńskiego, prospołeczne podejście pozostało, zarówno w jego działalności jako ministra sprawiedliwości, jak i prezydenta. „Zarzucano” prezydentowi Kaczyńskiemu, że został wybrany przez ludzi ze ściany wschodniej, z prowincji. W jego działaniach, widoczna była autentyczna dbałość i troska o osoby słabiej sytuowane.

Sądząc po odbiorze społecznym katastrofy w Smoleńsku, nagle pękła cała propaganda wokół prezydenta. W tej chwili widać, że ludzie dostrzegli inny wymiar prezydentury i człowieka. On nie próbował grać prezydenta, on nim był. Podobnie jak Ania Walentynowicz kierował się stałymi zasadami. Wiedział, co powinien zrobić, co jest dobre.

Oczywiście popełniał błędy, ale był człowiekiem uczciwym. Może to niewiele warte w dzisiejszym, skomercjalizowanym świecie, w którym zysk korporacji jest nadrzędnym celem, ale dla nas postawa prezydenta, który zaznaczał, że dbać należy o powodzenie wszystkich obywateli, zasługuje na szacunek. Podobnie jak jego działania na rzecz niepodległości, przedstawienia prawdy historycznej i przywracania dumy z dziejów naszego narodu. Lech Kaczyński przeciwstawił Polsce liberalnej – Polskę solidarną, i ta jego zasługa jest nie do przecenienia.

Warto zwrócić uwagę na kolejność honorowania dawnych działaczy odznaczeniami. Prezydent Lech Kaczyński rozpoczął ich przyznawanie od kolegów ze związków zawodowych, od robotników, od Maćka Miatkowskiego i Anny Walentynowicz, a potem innych osób przedstawionych mu przez kapitułę, którzy działali w podobny sposób w innych częściach kraju, a których nie było mu dane poznać.

Joanna Duda-Gwiazda, Andrzej Gwiazda

Blog pisma NOWY OBYWATEL Piszą: Kontakt Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom” ul. Piotrkowska 5 90-406 Łódź

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (13)

Inne tematy w dziale Rozmaitości