Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski
557
BLOG

Paragraf 22 u Orwella czyli dzienikarze i III RP

Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski Polityka Obserwuj notkę 4

Będzie krótko bo i temat da się skomentować kilkoma słowami i pewnym cytatem który jak sądzę każdy użytkownik salonu24 zna (a jak nie zna - powinien jak najszybciej poznać). Rzecz dotyczy problemu poruszonego przez Hitmena na Jego blogu - mianowicie dlaczego dziennikarze (no, w każdym razie większość z nich) na przekór realiom twardo i z uporem broni konającej III RP? Dlaczego nie są w stanie wznieść się ponad brudne, partyjne gierki którym kibicują i opisać rzetelnie sytuacji na polskiej scenie politycznej? Dlaczego zamiast bezstronnie informować zamieniają się w rzeczników takiej czy innej partii?

Moje zdanie jest takie: Po pierwsze uważam, że sytuacja u nas nie odbiega w jakimś dużym stopniu od sytuacji w innych krajach "demokratycznych" (tj. takich, w których motłoch trzeba urobić by zagłosował jak należy), świadczyć o tym może fakt, iż najlepsze teksty na temat technik manipulacyjnych pochodzą spoza Polski lub dotyczą krajów innych niż Polska - warto tu wspomnieć Noama Chomsky'ego, Williama Bluma czy Vladimira Volkoffa oraz tekst który niedawno przytoczyłem u siebie na blogu dotyczący kształcenia ogłupiałego motłochu - jest podobnie, i tu i tam ludzie są manipulowani tak samo i nie zmieniają się metody manipulacji - są dokładnie takie, jak to opisał Volkoff w "Traktacie o dezinformacji" - polecam tekst Jana Lipnickiego. Jak to się odbywa w Polsce opisał (nie wiem czy taka byla jego intencja) red. Osiecki na swoim blogu - w Polsce newsy powstają na Wiertniczej, w studio TVN24 i są bezmyślnie powtarzane przez dziennikarzy innych publikatorów, cytuję:

Jeśli czegoś nie ma w Google to znaczy, że to coś nie istnieje. A jeśli jakiejś partii nie ma w telewizji, to znaczy, że za chwile przestanie istnieć. Zastanawiam się czy Jarosław Kaczyński (bo PiS to JarKacz, a JarKacz to PiS) z pełną premedytacja popełnia samobójstwo, czy jest to tylko jakiś sprytny zabieg PR-owy. Tyle, że w tym działaniu żadnej logiki nie widzę. Powiedzmy sobie szczerze TVN24 nie jest telewizją skierowaną do przeciętnego Kowalskiego. W złośliwym żargonie mówimy o tej stacji „telewizja zakładowa". Bo jej głównymi odbiorcami są dziennikarze i politycy to doskonale wiedzą. W każdej redakcji jest przynajmniej jeden telewizor non stop nastawiony na TVN24. I kiedy na antenie pojawi się jakaś „wstrząsająca" wypowiedź polityka, czy nawet najbardziej absurdalny „czerwony pasek" to wszystkie stacje radiowe, portale i stacje telewizyjne (TVP Info - np.) grzeją temat do bólu. Zatem jeśli czegoś nie ma w TVN24, to temat po prostu nie istnieje.

Teraz pytanie: Dlaczego dziennikarze to robią? Dlaczego nie drążą, nie doszukują się nieścisłości, nie idą po nitce do kłębka ale czerpią maź wszyscy z jednej sterty i ciskają nią w niewiele z tego pojmującą publikę? Trudno to zrozumieć, prawda?

Nie. Wcale nie tak trudno.

Zwłaszcza, jeśli się zajrzy do internetu i poszuka Ustawy Prawo Prasowe - ustawy regulującej zawód dziennikarza która powstała w 1984 (nomen omen) roku a więc tuż po zakończeniu stanu wojennego i do dziś pozostaje niezmieniona. Przeglądamy ten akt prawny i widzimy taki zapis:

Rozdział 2 Prawa i obowiązki dziennikarzy

Art. 10 1. Zadaniem dziennikarza jest służba społeczeństwu i państwu. Dziennikarz ma obowiązek działania zgodnie z etyką zawodową i zasadami współżycia społecznego, w granicach określonych przepisami prawa

2. Dziennikarz, w ramach stosunku pracy, ma obowiązek realizowania ustalonej w statucie lub regulaminie redakcji, w której jest zatrudniony, ogólnej linii programowej tej redakcji

3. Działalność dziennikarza sprzeczna z ust. 2 stanowi naruszenie obowiązku pracowniczego

I teraz konia z rzędem temu, kto mi wskaże jak pogodzić służbę Państwu (zwłaszcza naszemu) ze służbą społeczeństwu o czym wspomina punkt 1 i jak ów punkt pierwszy pogodzić z całkowicie zaprzeczającymi mu punktami 2 i 3? Zasada jest prosta: Pisz, co Ci każą albo wynocha. Czy w świetle tego może dziwić to, o czym pisał red. Osiecki? Ani odrobinę. Redakcja płaci - redakcja wymaga. Owszem, można iść do innej, ale do której? Do niszy? Z mainstreamu? Z ogólnopolskiej telewizji do regionalnego tygodnika? Z takim nazwiskiem? I tu konkluzja, że dziennikarzom (nie wszystkim, ale części nieodmóżdżonej a w każdym razie uczciwej) należy współczuć. Naprawdę. I kto czytał Paragraf 22 Hellera wie dlaczego a tym którzy nie czytali polecam tę książkę gorąco a na zachętę wklejam cytat idealnie oddający sytuację polskiego dziennikarza który w niczym nie różni się od hellerowskiego Yossariana który bardzo nie chciał więcej latać bojowo...

Pułkownik Cathcart, podobnie jak wszyscy oficerowie ze sztabu grupy poza majorem Danbym, przepojony był duchem demokratyzmu: wierzył święcie, że wszyscy ludzie są równi, traktował więc wszystkich lotników spoza sztabu z jednakową pogardą. Nie znaczyło to wcale, że nie miał zaufania do swoich ludzi. Jak im często powtarzał na odprawach, wierzył, że są co najmniej o dziesięć lotów bojowych lepsi od wszystkich innych i uważał, że każdy, kto nie podziela jego zaufania, może się wynosić do diabla. Jednak żeby się wynieść do diabła, trzeba było najpierw - jak się dowiedział Yossarian, kiedy poleciał odwiedzić byłego starszego szeregowego Wintergreena - zaliczyć te dodatkowe dziesięć lotów.
- Wciąż jeszcze nie rozumiem - skarżył się Yossarian - czy doktor Daneeka ma rację, czy nie?
- A co on mówi?
- Że czterdzieści.
- Daneeka ma rację - potwierdził były starszy szeregowy Wintergreen. - W Dwudziestej Siódmej Armii wymaga się tylko czterdziestu lotów.
Yossarian tryumfował.
- Więc mogę wracać do kraju, tak? Mam już czterdzieści osiem lotów.
- Nie, nie możesz wracać do kraju - sprostował były starszy szeregowy Wintergreen. - Zwariowałeś czy co?
- Dlaczego?
- A paragraf dwudziesty drugi?
- Paragraf dwudziesty drugi? - zdumiał się Yossarian. - Co tu ma do rzeczy paragraf dwudziesty drugi, do cholery?
- Paragraf dwudziesty drugi - wyjaśniał doktor Daneeka cierpliwie, kiedy Joe Głodomór przywiózł Yossariana z powrotem na Pianosę - mówi, że zawsze musisz robić to, co ci każe twój dowódca.
- Ale dowództwo Dwudziestej Siódmej Armii mówi, że po czterdziestu lotach mogę wracać do kraju.
- Ale nie mówi, że musisz wracać. A regulamin stwierdza, że musisz wykonywać rozkazy. Tu jest właśnie haczyk. Nawet gdyby pułkownik kazał ci latać wbrew wyraźnym rozkazom dowództwa armii, to i tak musiałbyś latać, w przeciwnym razie byłaby to odmowa wykonania rozkazu. A wtedy dowództwo Dwudziestej Siódmej Armii dałoby ci do wiwatu.
Yossarianowi opadły ręce.
- Więc naprawdę muszę zaliczyć te pięćdziesiąt lotów - zmartwił się.
- Pięćdziesiąt pięć - sprostował doktor Daneeka.
- Jakie znów pięćdziesiąt pięć?
- Pułkownik chce teraz, żeby każdy z was zaliczył pięćdziesiąt pięć lotów bojowych.
Słysząc to Joe Głodomór wydał potężne westchnienie ulgi, a twarz mu rozjaśnił uśmiech. Yossarian schwycił go za kark i zaciągnął go z powrotem do byłego starszego szeregowego Wintergreena.
- Co oni mogą mi zrobić - spytał konfidencjonalnie - gdybym odmówił dalszych lotów?
- Prawdopodobnie będziemy cię musieli rozstrzelać - odpowiedział były starszy szeregowy Wintergreen.
- Jak to “będziemy"? - krzyknął zaskoczony Yossarian. - Co to znaczy “będziemy"? Odkąd to jesteś po ich stronie?
- Mam być po twojej stronie, kiedy cię będą rozstrzeliwać? - odparł Wintergreen.
Yossarian skapitulował. Pułkownik Cathcart znowu go wykiwał

KONTROLA NAD MEDIAMI - NOAM CHOMSKY

O, jakże szybko nastrój prysnął wzniosły! Albowiem w kraju tym zaczarowanym gdzie – jak w złej bajce – ludźmi rządzą osły jakież tu mogą być właściwie zmiany? Tu tylko szpiclom coraz większe uszy rosną, milicji – coraz dłuższe pałki, i coraz bardziej pustka rośnie w duszy, i coraz bardziej mózg się robi miałki. Tu tylko może prosperować gnida, cwaniak i kurwa, łotr i donosiciel... Janusz Szpotański (ok. 1975) Kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego, że wierzy w nie więcej osób. — Oscar Wilde Madness Of The Crowds - Helloween Sightless the one who relays on promise Blind he who follows the path of vows Deaf he who tolerates words of deception But they who fathom the truth bellow Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Guilty the one with his silent knowledge Exploiting innocence for himself Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game „...czasem mam ochotę powiedzieć prawdę, ale to zabrzmi dziwnie, w tej mojej funkcji mówienie prawdy nie jest cnotą, nie za to biorę pieniądze, i nie to powinienem tu robić” Donald Tusk, Przekrój nr 15/2005 Lemingi maszerują do urn Tam gdzie gęsty las, a w lesie kręta ścieżyna kończą się raptownie, zaczyna się ogromne urwisko. Stromy, idealnie pionowy brzeg opada ku skłębionemu morzu parskającemu bryzgami piany i bijącemu wściekle o skały. Nad tą przepaścią siedziały beztrosko dwa lemingi i wesoło majtały nóżkami. - No i widzisz? - mówi jeden - Wiele nas to kosztowało, balansowaliśmy na granicy instynktu i zdrowego rozsądku, walczyliśmy z nieznaną siłą, na naszych oczach tysiące pobratymców runęło w dół ale my nie! Nam się udało! Jesteśmy ostatnimi żyjącymi przedstawicielami gatunku. Jesteśmy debeściaki hi hi hi... Tymczasem nieopodal, uważnie przepatrując knieję, przedzierał się przez gąszcze strażnik leśny Edward - przyjaciel i niezastąpiony opiekun wszystkich leśnych stworzeń. Właśnie usłyszał dziwne popiskiwanie i głęboka bruzda troski przecięła jego ogorzałe czoło. "Pewnie jakieś zbłąkane maleństwa kręcą się tu samotne" - pomyśał - "Czas po raz kolejny udowodnić swą szlachetność - i pomóc w potrzebie!". - Hop hop! - zawołał. Lemingom nie trzeba było dwa razy powtarzać...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Polityka