ez. ez.
1796
BLOG

„Europejczyk”. To brzmi żałośnie

ez. ez. Polityka Obserwuj notkę 39

Grzegorz Schetyna powiedział wczoraj, po głosowaniu w sprawie przymusowego rozdziału emigrantów do poszczególnych krajów Unii Europejskiej, że jest dumny z bycia Europejczykiem. Nie podzielam tych uczuć. Do tej pory właściwie było mi obojętne, czy ktoś mnie uważa za Europejczyka, czy nie. To było po prostu nieistotne. Po wczorajszym sprzedaniu Grupy Wyszehradzkiej przez ministra polskiego rządu, słowo „Europejczyk” traktuję jako obelgę.

Polska decyzją minister Piotrowskiej, porzuciła mniejsze i słabsze kraje Unii Europejskiej, by narzucić im wolę najsilniejszych graczy wspólnoty. Mogliśmy jako państwo podjąć trzy decyzje. Wybraliśmy najgorszą. Skoro nawet nasz sprzeciw nie zmieniłby wyników głosowania, to tym bardziej nic nie stało na przeszkodzie aby przynajmniej symbolicznie wykazać swoją solidarność z krajami, które przyjmowaniu uchodźców na proponowanych zasadach mówią „nie”. Przecież z wypowiedzi czołowych przedstawicieli rządu wynika, że w tej sprawie chodzi tylko o symbole, bo liczba 5 tys. uchodźców, którym nasz kraj ma udzielić schronienia jest rzeczywiście symboliczna. Nasz sprzeciw nie miał siły weta a dzięki niemu zachowalibyśmy twarz przed naszymi partnerami z Grupy Wyszehradzkiej. Zabrakło nam też wyobraźni Finów, którzy widząc brak porozumienia przedstawicieli krajów UE, wstrzymali się od głosu.

Przez ostatnie tygodnie polski rząd tworzył iluzję współpracy z Czechami, Słowacją oraz Węgrami i wydawało się, że rzeczywiście Grupa Wyszehradzka może wpływać na politykę Unii Europejskiej. Myślałem nawet, nie ukrywam że z pewną trwogą, że solidarność z państwami naszego regionu pomoże odbić się Platformie Obywatelskiej od dna i polepszyć jej wynik w wyborach. Jakże przeceniałem możliwości tej partii! Satysfakcji z powodu kolejnej kompromitacji polityków tej fatalnej formacji nie mam jednak żadnej, bo jako Polakowi jest mi od wczoraj po prostu wstyd. Wstyd, że moje państwo zaprzepaściło, niestety po raz kolejny szansę na odegranie aktywnej roli w ramach Unii Europejskiej. Odzyskanie zaufania państw Grupy Wyszehradzkiej nie będzie łatwe.

Z kolei Europa Zachodnia utwierdziła się w przekonaniu, że na Polskę można krzyknąć, tupnąć nogą i ta, pokornie zaakceptuje wszystko, co podłoży jej się pod nos. Ewa Kopacz a wcześniej Donald Tusk nie są w stanie zrozumieć, że nigdy nie byliśmy i nigdy nie będziemy częścią Europy Zachodniej. Nasza gorliwość w zaspokajaniu oczekiwań Niemiec jest żałosną próbą nadania sobie statusu kogoś lepszego, jakiejś europejskiej arystokracji. I jeśli nawet, po ośmiu latach rządów Platformy trafiliśmy na salony Europy to tylko jako kelnerzy, na których usługi wyłączność ma Angela Merkel. Czy to jest powód do dumy, każdy musi rozsądzić sam. Dla wielu pewnie tak.

Jak żenująco brzmią obecne zapewnienia polskiego rządu o naszym niezwykłym znaczeniu w ramach Unii! Kwintesencją tego obrazu nędzy i rozpaczy były wczorajsze próby udowadniania przez Joannę Muchę w Polsacie skuteczności Polski na arenie międzynarodowej na przykładzie wysokości przyznanych nam unijnych funduszy. Tak, Polskę można przekupić. Kolejny, jak rozumiem powód do dumy dla zwolennika opcji płynięcia w „głównym nurcie europejskiej polityki”. Gdy jednak najsilniejsze kraje Unii załatwiają naprawdę istotne z punktu widzenia gospodarki i bezpieczeństwa interesy, o zdanie Polski nikt się nie pyta. Mucha z rozbrajającą szczerością wyznała zresztą, że nasz sprzeciw w sprawie budowy Nord Stream II i tak nic by nie dał. I to jest wyznacznik naszej realnej pozycji w Unii Europejskiej.

Zachód nas nie szanuje i się z nami nie liczy. Od wczoraj straciliśmy także szacunek Grupy Wyszehradzkiej. W Europie, jako państwo, nie znaczymy nic.

ez.
O mnie ez.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka