RE: Moje dalsze niezrozumienie polskiego prawa
No i propozycja Pana "Sebo" załatwiłaby majstersztyk ubezpieczycieli pozwalający na zaniżanie odszkodowań z ubezpieczenia OC. Tyle tylko, że ubezpieczyciele musieliby posiadać miejsce na przechowywanie wraków. T by ich zdopingowało do ograniczenia szafowaniem "Szkodą całkowitą", a więcej pracy włożyć w pertraktacje z poszkodowanym. No i na te zabiegi musieliby poświęcić część swoich zysków, a także poruszyć głową; zachodziłaby nieraz potrzeba zabrudzić rączki. A oni wolą mieć spokój i czyściutkie rączki. Poszkodowanych zaś traktować per noga.
Trzeba przyznać, że im - dzięki polskie judykaturze - udaje się z dużym powodzeniem robić poszkodowanych w tzw. "Trąbę". Z treści wyroków sądowych, które przeczytałem, poza tym jednym, z 17 czerwca 1987 roku Sygn. akt IV CR 158/87 wynika zawsze to samo, czyli jak to mówią - jakby się poszkodowany nie obrócił, to zawsze ma "cztery litery" z tyłu. Objawia się to - miej więcej - tak: Na początku swoich wywodów Sądy głoszą, że poszkodowanemu się należy pełne odszkodowanie, z przywróceniem samochodu do stanu używalności. Jednak w dalszych wywodach, zawsze dochodzą do - zbawiennego dla ubezpieczycieli - wniosku, że te wszystkie przywileje poszkodowany może osiągnąć, jedynie wówczas, gdy nie sprawiają dla ubezpieczyciela nadmiernego wysiłku. I tak to jest nasza - polska - sprawiedliwość. Zapominają o tym , że któregoś - pięknego dnia - ktoś zdesperowany może ubezpieczycielom, albo i któremuś z Wysokich Sądów podrzucić bombkę, albo butelkę z materiałem wybuchowym, do jego pomieszczeń. Chociaż niektórzy powiadają, że powinniśmy w pozyskiwaniu pieniędzy nieuczciwymi sposobami zachować powściągliwość, czy też umiar - ale kto by takie przestrogi brał sobie do serca? Dlatego mamy to, co mamy - nie tylko w sferze odszkodowań komunikacyjnych. Najgorsze jest, w tym wszystkim to, że silniejsi wolą, zazwyczaj wybrać bliźniego wyzyskiwanie, niż jego wspieranie.
|