odys odys
86
BLOG

Byłem w urzędzie

odys odys Kultura Obserwuj notkę 7

Ta notka jest na fali poprzedniej; taki ciąg dalszy, który zaskakująco szybko dopisało życie. Kto znudzony tematem meldunków i osobistych postękiwań Odysa, niech nie czyta.

Odebrałem PESEL najmłodszej córy.
Nie w tym urzędzie, gdzie rejestrowałem jej narodziny. Bo szpital był w innej dzielnicy. I nie w urzędzie mojej dzielnicy. To znaczy, w sumie w jednej z moich. Bo ja z Włoch jestem, choć mieszkam teraz chwilowo w Ursusie, ale meldunek mam u rodziców na Ochocie. Zresztą, ich dom jest na granicy ze Śródmieściem. Dawniej to byla Gmina Centrum, ale teraz gminą jest cała Warszawa, a wszystkie dawne gminy i dzielnice gminy Centrum są po prostu dzielnicami.
Czyli pojechałem do urzędu mojego miejsca zameldowania. Ale nie tam, gdzie się prawo jazdy, karty parkingowe (na miejsce przed domem rodziców) i dowody osobiste wyrabia. Z kartą parkingową to zresztą osobna historia. Pojechałem jednak nie tam, bo urząd mojej dzielnicy nie mieści się w jednym budynku, lecz rozsiany jest po całej zakorkowanej okolicy. Bliżej ludu.

Burmistrz dzielnicy sypnął moim (i państwa) groszem.
Moja pociecha dostała różowiótką od deski do deski Kronikę naszego dziecka. Taki niby album do wpisywania róznych informacji (np. data pierwszej kolki, drzewo genealogiczne itp.) i wklejania zdjęć rodzinnych. Prócz tego zmęczona urzędniczka wypisała małej “Dyplom uroczystego pasowania na obywatela Ochoty”. Jeszcze ładniejszy niż wspomniana książeczka.

Miło widzieć, na co idą podatki.

Jeszcze milej, że moja córa jest uroczyście pasowana na obywatelkę sąsiedniej dzielnicy.
Będzie pamiątka, jak znowu zmienią podział administracyjny miasta.

Trzy przecznice dalej, w kolejnym baraczku urzędu miejskiego (tak tak, rózne wydziały gnieżdżą się w pawilonikach dawnych sklepów osiedlowych), dostałem formularz “od becikowego”. Urzędniczka poinstruowała mnie z góry, że trzeba wypełnić koniecznie dwie rubryczki. Na adres zameldowania i zamieszkania.

Gmina więc z góry zakłada, iż mogę być zameldowany nie tam gdzie mieszkam (czyli podejrzewa mnie o łamanie prawa). Nie jestem pewien, czy pisząc jak jest, nie składam sam na siebie donosu, ale to małe piwo. Bardziej interesuje mnie, po co to?

Otóż uściślenie miejsca zamieszkania służy temu, bym otrzymywał pomoc socjalną (becikowe jest właśnie wypłacane przez ten wydział) tam, gdzie faktycznie przebywam. Z budżetu gminy, w której faktycznie przebywam.

To, że do ratusza mojej dzielnicy mam jeszcze dalej niż do ratusza Ochoty, nawet do tych baraczków to drobiazg.

Ale przecież moje podatki trafiają do gminy, w której jestem zameldowany.

Pytam urzędniczkę o to, a ona mi odpowiada rozbrajająco, że to przecież jeden skarb państwa (nieprawda) i wszystko jedno. Jak wszystko jedno, to czemu tak się o te adresy (oba) dopytują? Zwłaszcza, że tysiaka mi na konto mają przelać (osobny paier muszę wypełnić w tym celu).

Czy to ktoś sprawdza? Te adresy. Gdzie ja mieszkam.
Urzędniczka mówi, że nikt.
Pytam więc, czy dla spokoju nie mogę wpisać jednego adresu, zameldowania.
To ona, że przecież poświadczę nieprawdę. Słusznie.
Ale przecież meldując państwu, że mieszkam nie tam gdzie mieszkam i tak już mam poświadczoną nieprawdę.

Władza zakłada z góry, że ją oszukuję, więc podsuwa mi papier, na którym mam napisać prócz informacji urzędowo – kłamliwych, te prawdziwe. Bez żadnej weryfikacji. Tym razem władza wierzy, że już nie oszukam. Po co?

Po to, by przerzucić moje koszty na inną gminę, choć to tu pobiera ode mnie podatki.
Innego uzasadnienia nie widzę.

Zresztą, i tak nie załatwiłem sprawy.
Miałem odpisy aktu małżeństwa i urodzenia, nowonadany PESEL.
Nie miałem dowodu żony.
Z jej adresem zameldowania.

odys
O mnie odys

Wybaczcie, odpowiadam na komentarze niewiele częściej niż piszę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura