"źle się dzieje w państwie duńskim" - to powiedzenie znamy z szekspirowskiego Hamleta.
I można to przełożyć na rzeczywistość państwa niemieckiego. Oprócz sporych kłopotów rządu z obecnością nadmiernej liczby młodych mężczyzn o śniadej lub czarnej karnacji skóry - A. Merkel - kandydatka na kanclerza w nieodległych już wyborach - dołożyła następną cegiełkę do niemieckiej rzeczywistości. Mianowicie wycofała swój sprzeciw, a także przymus dyscypliny partyjnej, w sprawie przyszłego głosowania dotyczącego adopcji dzieci przez pary homoseksualne.
Jak podaje autor notatki PAP - zrobiła to po wizycie u pary lesbijek, które wychowują 8 (!) adoptowanych dzieci. Zasłoniła się przy tym argumentem, że skoro Urząd ds. Dzieci i Młodzieży (Jugendamt) uznał, iż takie wychowanie służy dobru dzieci (i powierzył tej parze aż ósemkę) - to państwo nie może uznać tego za coś niezgodnego z ich dobrem.
Całość krótkiej notki: https://stooq.pl/n/?f=1184381
No niesłychane po prostu. Czyli adopcja dzieci przez pary homoseksualne JEST już w Niemczech rzeczywistością - mimo, że nie jest usankcjonowana prawnie. To po pierwsze.
Drugim aspektem sprawy jest powoływanie się na autorytet Jugendamt-u. Organizacja jest znana w Polsce z tego, że często zabierała i zabiera polskim rodzicom dzieci i oddaje je niemieckim rodzinom. No i ma korzenie jeszcze w faszystowskich Niemczech (1922). Wtedy zabrała ok. 200 tys polskich dzieci - celowo zniszczyła potem ich dokumenty.
Nie twierdzę, że TERAZ wszystkie decyzje Jugendamtu są błędne ale warto przeczytać wywiad z mec. Hamburą:
http://niezalezna.pl/85142-zgodnie-z-niemieckim-prawem-jugendamt-moze-prawie-wszystko-wywiad-z-mec-hambura
I jeszcze o tej organizacji http://www.ivrozbiorpolski.pl/index.php?page=jugendamt
Powoływanie się więc przyszłej (chyba) kanclerz Niemiec na "pozytywne" działania tej organizacji nie wróży dobrze ani nam ani też Niemcom. Nie mówiąc o biednych dzieciach wychowywanych przez genderowców (można ich nazwać zboczeńcami jeszcze - czy już nie?)