Trolling Stones Trolling Stones
162
BLOG

Macierewicz - czyli spadek po ubecji

Trolling Stones Trolling Stones Polityka Obserwuj notkę 1

 Urzędujący jako prezydent Andrzej Duda, niby to przypadkiem, niby to z doskoku, w czasie ulicznego spaceru rzucił w przypadkowy mikrofon zdanie, że Macierewicz stosuje „ubeckie metody” wobec oficerów Wojska Polskiego – takie same jak PO stosowało wobec Macierewicza.

Piękne to i ciekawe, ale zrobił się szum. O co chodzi, kto tu ubek? Oburzył się nawet wicek Schetyny z PO, Siemoniak - my z całą pewnością to nie ubecja.

Obejrzyjmy rzecz spokojnie.

W październiku 2008, za czasów koalicji PO/PSL,Kancelaria Sejmu nie odnowiła posłowi Antoniemu Macierewiczowi certyfikatu dostępu do materiałów ściśle tajnych.

Wcześniej - w lipcu - poseł został pozbawiony tego certyfikatu, bo Służba Kontrwywiadu Wojskowego poinformowała Sejm, że prowadzi postępowanie sprawdzające, czy Macierewicz nie naruszył ustawy o dostępie do materiałów niejawnych - jako szef kontrwywiadu w czasie rządów koalicji PiS/Samoobrona/LPR.

Postępowania sprawdzające zakończyło się ustaleniem, że Macierewicz pozwolił opracowywać na niewystarczająco zabezpieczonych komputerach ściśle tajne informacje, przez co te mogły się dostać w niepowołane ręce.

To wystarczyło, żeby cofnąć Macierewiczowi certyfikat na tymczasowe amen, czyli do końca rządów PO/PSL.

Konkluzja ustaleń SKW nie była ostra - bowiem nie wiadomo czy:

- "pozwolił" bo nie wiedział, więc nie zakazał,

- "pozwolił", choć wiedział i nie nie zakazał,

- "pozwolił", a raczej zezwolił, bo pytany czy można zdecydował, że można

- "pozwolił", a raczej nakazał, bo w obliczu sprzeciwu zdecydował "wykonać, nie pyskować".

Nie orzeczono też, czy zwykle zabezpieczenia na poziomie administratora systemu były skuteczne, czy nie.

Nie wykazano również, czy doszło do próby złamania zwykłych zabezpieczeń, ani też czy z tych komputerów wykradziono tajne informacje - czyli że jakiekolwiek "pozwolenie" Macierewicza miało niekorzystny skutek dla pracy kontrwywiadu.

W tym sensie postępowanie SKW zakończyło się postanowieniem nieostrym, a brak ostrości był podstawą do jego politycznej interpretacji i politycznej decyzji o certyfikacie dla Macierewicza.

Taki proces decyzyjny można nazwać "metodą ubecką".

Rzecz w tym, że UB czy SB nie tylko inwigilowały obywateli i prześladowały niewygodnych (taże niszczyły ich zdrowie i życie) bezprawnymi metodami.

UB i SB prowadziły także na polecenia politycznych zwierzchników sterowane postępowania czy działanie operacyjne, polegające na dostarczeniu zwierzchnikom politycznym materiałów stanowiących "uzasadnienie" przygotowanych decyzji personalnych - czy to w odniesieniu do koncesjonowanej opozycji, czy w ramach walk frakcyjnych wewnątrz obozu władzy.  

"Pokaż mi kogokolwiek, kto ma być winny, a ja to załatwię" - to zasada takich działań UB i SB. Wykorzystanie takich działań przez jakiś ośrodek władzy politycznej to właśnie"metoda ubecka".

Dziś Siemoniak, który nie był zresztą w 2008 ministrem obrony, może się wypierać, że Sikorski, przybłęda do PO z PiS-u, zainicjował w ówczesnym rządzie zastosowanie wobec Macierewicza "ubeckiej metody" - jako swego rodzaju osobisty odwet. Nie było już UB ani SB, ale była SKW.

Czy Siemoniak nie pamięta, że w pierwszym rządzie Tuska status jednej z gwiazd zyskał (nie wiadomo czemu -może w nagrodę za zdradę PiS-u) właśnie Sikorski, a szef MON Klich był przy nim pikusiem?

Czy Siemoniak nie pamięta, że jeszcze wcześniej, latach 2005-2007 - w czasie rządów Marcinkiewicza i Kaczyńskiego, szef MON Sikorski i szef kontrwywiadu Macierewicz niemal publicznie prali się po pyskach, bo Macierewicz podskakiwał swojemu przełożonemu?

Przecież to jasne, że Sikorski, będąc już tuzem PO użył z wykorzystaniem SKW "ubeckiej metody" by dopiec swemu dawnemu podwładnemu i adwersarzowi, który wykopał go z rządu Kaczyńskiego. Pstryk i już - łatwo było to załatwić w PeOwskim gronie, bo Macierewicz obejmował właśnie funkcję naczelnego kapłana tworzonej właśnie sekty smoleńskiej.

No dobrze, skoro już wiemy jak to było z dawniej z Macierewiczem, obejrzyjmy drugą stronę medalu.

Macierewicz objął dwa lata temu urząd Ministra Obrony Narodowej, odzyskał certyfikaty i uzyskał realną władzę polityczną nad wojskiem i szeroko pojętą infrastrukturą sektora.

- Jakaś tam premier, nazwiskiem bodaj Szydło, to niedostrzegalny pryszcz dla wieloletniego bojownika o sprawę taką lub owaką, wojsko jest moje i tylko moje – postanowił Macierewicz, aż tu nagle jakaś łajza podsunęła mu pod nos konstytucję RP, w której jak wół stoi, że zwierzchnikiem sił zbrojnych RP jest prezydent.

- Furda – wzruszył ramionami Macierewicz – każdego zwierzchnika można sobie podporządkować albo wykopać, jak będzie się stawiał. Poszło mi z Sikorskim, tym łatwiej pójdzie z Dudą.

Zaczął się taniec afrontów – pięknie było, gdy Duda ramię w ramię z Macierewiczem podchodzili do drzwi, by je przejść, minister gwałtownie przyśpieszał kroku, precyzyjnym zwodem nieomal bodiczkował prezydenta i triumfalnie przechodził pierwszy. W sali za drzwiami stał pełen garnitur generałów WP – trzeba było pokazać, kto tu pierwszy, kto drugi.

Duda łykał to pokornie, aż się wkurwił i wetknął na dno szuflady wszystko, czego chciał od niego spragniony wszechwładzy minister, a nad czym miał - jako zwierzchnik sił zbrojnych – władanie.

Macierewicz wkurwił się wzajemnie, ale na Dudę jest za mały – zbyt wielka jest różnica miary urzędów, które piastują obaj panowie. Jak nie sięgniesz pana, uderz w jego sługę. Sru tu, sru tam – i nagle SKW, której bezpośrednim politycznym zwierzchnikiem jest Macierewicz, wszczyna postępowanie sprawdzające certyfikat generała Kraszewskiego, zaufanego człowieka Dudy w zakresie sprawowania przez niego zwierzchnictwa nad siłami zbrojnymi.

Macierewicz, by dopiec Dudzie, robi dokładnie to samo, co Sikorski wyciął mu dziewięć lat temu, używając tego samego mechanizmu „ubeckiej metody”. Nie bardzo wiadomo, czego szuka SKW, ale podobno idzie o kolor butów, w jakich generał Kraszewski rozpoczynał służbę wojskową.

Jesteśmy w domu - a raczej na dziedzińcu domu wariatów.

Na koniec deser.

Rodzi się pytanie, czemu Duda walnął w Macierewicza przez jakiś „przypadkowy” mikrofon podetknięty mu na ulicy.

Odpowiedź jest prosta. Duda ma na swój urząd bezpośredni mandat wyborczy. Jest zatem poza grillem, którego wódz obecnego obozu władzy używa wobec swoich nominatów na urzędy państwowe. Kaczyński może grillować dupsko każdego ze swego obozu, ale Dudy nie bardzo.

Tyle tylko, ze prezes może filtrować za pośrednictwem Kurskiego wszystkie wypowiedzi, które przekazuje państwowa telewizja – nawet te prezydenta. Mógłby Duda pójść do konkurencji – Polsatu czy TVN - ale to krok ryzykowny politycznie.

Stąd ustawka z „przypadkowym” rozmówcą. Trochę to śmieszne, że urzędujący Prezydent RP musi dla przekazu swoich racji używać niszowych mediów. Śmieszne? A może żałosne, a może zatrważające?


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka