iluminacja iluminacja
1251
BLOG

czy wszystkie Ryśki to fajne chłopaki i z PZPR też?...

iluminacja iluminacja Polityka Obserwuj notkę 6

Polska Zjednoczona Partia Robotnicza jest jego biologiczną matką. Potem były zastępcze - klonowane na potrzebę chwili. Niczym "Tęczowy Rysiek" - "Krawawy Jastrząb" - "Pornogrubas" - "Gorgonowa polskiej sceny politycznej"...

Panie i Panowie przed Państwem: Ryyyszaaaard Kaaaliiiiszzz...show...przywitajmy - no właśnie, kogo?...    

drżącym głosem, który słyszałam a częstym to zjawiskiem nie jest, Ryszard Kalisz - obrońca demokracji od czasów dyktatury PZPR - krytykuje ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina za "strzał amora" w serce sitwy prawniczej...

I dom zatrząsł się w posadach, że ptak na dachu usiąść nie może

My się Gowina nie boimy, żaden prawnik w tym kraju się go nie boi...grzmi polityk lewicowej sceny politycznej, domagając się dymisji kowboja, który w imieniu szeryfa chce - pogrozić palcem tym, którzy wiedzą, że palec skierowany jest  w ich stronę...

Kto rozłożył parasol nad głową Jarosława Gowina...Kto dodał mu skrzydeł...Wzmacnia z tylnego siedzenia...

Kogo tak naprawdę ostrzega Ryszard Kalisz...Którą "grupę trzymającą władzę reprezentuje"...

I kto wygra tę walkę na kwity?...

Ktokolwiek to będzie - przegra społeczeństwo, które jako produkt finalny otrzyma kolejną grupę trzmającą władzę...Chyba, że starcie tytanów spowoduje ich samozagładę... 

A ja się zastanawiam - dlaczego korporacje prawnicze nie boją się władzy siłą absolutną ją sprawującą ...Czy sitwa tak mocno stoi na nogach, że bać to się powinien Gowin, który jak widać bać się nie chce...I znów pytanie: dlaczego?   

Skoro, jak chce Kalisz: według artykułu 7 konstytucji każda władza publiczna działa tylko na podstawie i w granicach prawa - partia Donalda Tuska powinna zostać wyautowana i rozliczona "na wczoraj", a partia Kalisza w przeszłości olewająca siódmy artykuł - powinna podzielić ten los...

Czy wszystkie Ryśki to fajne chłopaki i te z PZPR też?

krótki przegląda Ryszarda, o którym Aleksander Kwaśniewski powiedział w przeszłości niedalekiej:  

"Nie mam żadnych wątpliwości, że jedną z największych zalet Ryszarda Kalisza jest umiejętność dialogu i otwartość. Jeśli lewica chce szukać osoby, która może się poruszać w różnych środowiskach, to on jest świetny". 

Zatem spójrzmy...   

 

                                                                      

 w roku 1978 zapisał się do PZPR - tak było wygodnie i ta maksyma życiowa pozostała mu trwale we krwi 

 jaki ja fajny misiu-rysiu jestem...mniam mniam mniam...

 

 

                                                                                    

    lubię być na tylnym fotelu...to takie bezpieczne jest...i czas na sen mam...  

 

Kalisz: "Jedynki" na liście SLD w Warszawie nie dostałem za raport ws. Blidy kiedy nikt nie widzi wyglądam tak...chyba nie fajnie...ach...

 

                                                                                    Ryszard Kalisz dostał "jedynkę" i knuje z Palikotem ZDJĘCIA  

różnie kombinuję...parasola szukam nad głowę...bo nie lubię zmoczyć głowy też...

      Tajna narada Kwaśniewskiego i Kalisza po ZDRADZIE Arłukowicza: Olo ratuj! Co mam robić? ZDJĘCIA 

Olek wie, że ja z każdym, zawsze, byle gdzie, byle fajnie było i wygodnie...taki ze mnie prawniczy łeb jest...och i ach i ech...

 

                                                                                 Kalisz: Posłowie muszą zarabiać więcej – 21 TYSIĘCY złotych, żeby najlepsi chcieli pracować w Sejmie 

 ja tylko w śmiech a ludziska już lubią mnie...bo ja taki fajny rysio-misio jestem...ech...

     choć też wiem, kiedy w górę palec podnieść...niech każdy wie, jak nie wie, że ja wtedy fajny misio-rysio jestem, jak jest tak, jak ja chcę...

 

                                                         

 biegnę, biegnę,. bierzecie mnie...bo ja fajny jak każdy wie....           Grzesio też...

 i cicho sza o tym             

 

jak trzeba schudnę....

Ryszard Kalisz

 zabawię się...

Ryszard Kalisz

 i furką posunę....

Jaguar Ryszarda Kalisza

 ech....życie...ech...

Ryszard Kalisz 

fajny ten pomył miałem, że posłowi tyle co ma to za mało - ale 21 tysięcy to mogłoby być w sam raz...na jakiś czas... 

I Najsztubowi do VIVY poopowiadam, niech będzie dobra zabawa, niech się pośmieją i zrozumieją, że ja taki fajny rysio-misio...misio-rysio... albo kto chce...mnie się to przyda, a że im nie...takie życie...ech...:)

********

lektura nadobowiązkowa ;) dla wytrwałych, co szmiry się nie boją... 

– Pan się czegoś wstydzi ze swojego życia? Dał Pan ciała zapisując się w 1978 roku do PZPR?
Ryszard Kalisz: 
Wtedy tak tego nie odczuwałem. Natomiast po latach, po uzyskaniu większej wiedzy na temat tego, jakich niegodziwości wtedy, posługując się szyldem partii, dopuszczała się ówczesna władza, muszę uznać, że to było „danie ciała”. Ale wtedy postąpiłem w zgodzie ze sobą. Zresztą ta partyjność poza autentyczną identyfikacją ideową nie była mi do niczego potrzebna. Chciałem być adwokatem, a to, co do zasady, był wolny zawód, też w PRL.

– A „daniem ciała” nie jest to, że nie ma Pan dzieci?
Ryszard Kalisz:
 To jest bardzo trudne pytanie, ale ja bym tego tak nie określił. Tak to się ułożyło i to nie była jakaś świadoma moja decyzja, czy w ogóle jakakolwiek decyzja.

– Brakuje Panu dzieci?
Ryszard Kalisz:
 No jasne…

– To może późne tacierzyństwo? Podobno odmładza.
Ryszard Kalisz:
 Być może, jeszcze wszystko przede mną. Jak widzę pełne rodziny z dziećmi, to zastanawiam się, czy moja droga jest właściwsza, czy tamta? I mam poczucie, że rodzina z dziećmi, szczęśliwa rodzina, to może stanowić spełnienie człowieka.

– Lubi Pan czytać o sobie w tabloidach?
Ryszard Kalisz:
 Ciekawe jest raczej to, że ja te teksty o sobie czytam w sposób zupełnie neutralny, tak, jakbym czytał o innym człowieku.

– I jak się Panu podoba ten Kalisz z tabloidów?
Ryszard Kalisz:
 Jestem krytyczny w stosunku do niego, szczególnie jak pokazują, że on gdzieś tam w klubie się pojawił…. Czytałem o tym Kaliszu i myślę, że niby facet po pięćdziesiątce, a do klubu chodzi, albo gdzieś go tam spotykają na spacerze – to wszystko jakieś takie niepoważne.

– To może słusznie o nim mówią „porno-poseł”?
Ryszard Kalisz:
 To powiedział Stefan Niesiołowski, a wynikało to z tego, że AWS chciał uchwalić ustawę zakazującą całkowicie pornografii w Polsce, nawet miękkiej, czyli takich pism jak „Playboy”. I ja wtedy złożyłem, w imieniu pana prezydenta Kwaśniewskiego, weto i je obroniłem, dzięki czemu Polska jest bardziej otwarta. Oczywiście ja się za to nie obrażam, bo to jest tylko dookreślenie.

– To jak można Pana obrazić?
Ryszard Kalisz: 
Głupotą. Na przykład jeśli Ziobro na moje pytanie, jako przewodniczącego komisji śledczej do spraw zbadania okoliczności śmierci byłej posłanki Barbary Blidy, „Dlaczego pan okłamał Wysoką Izbę?”, nie odpowiada, tylko krzyczy, że on poda mnie do sądu z artykułu 212, który przewiduje teraz jeden rok, a jeszcze rok temu dwa lata kary pozbawienia wolności, to to mnie obraża. Jest to tak, jakby oskarżony, pytany przez sędziego: „Czy pan przyznaje się do winy?”, powiedział: „To ja za to pytanie pana sędziego na dwa lata do więzienia wsadzę”. Mnie obraża taki sposób uprawiania polityki, także to, że tacy ludzie nie czują niestosowności tego rodzaju zachowań.

– A prywatnie jak można Pana obrazić? „Grubas” chyba nie robi na Panu wrażenia…
Ryszard Kalisz: 
Nie, tyle już o sobie przeczytałem w Internecie, że nabrałem dystansu.

– Czyli jest Pan jak kaczka, spływa po Panu wszystko?
Ryszard Kalisz:
 Człowiek publiczny, jakby miał się obrażać, to każdego dnia miałby powód do podania kogoś do sądu. Ja tego jeszcze nigdy nie zrobiłem.

 

Czemu się Pan rozwiódł?”, „Dlaczego nie ma Pan dzieci?”, „Jak Pan się uchronił przed alkoholizmem?”, „Czy władza zaspokaja męskie ambicje?”, „I co Pan właściwie jeszcze robi w tej politycznej wannie nienawiści?”. Piotr Najsztub zadaje ostre pytania.

– Dlaczego właściwie się Pan tak zapasł?
Ryszard Kalisz:
 Bynajmniej, ostatnio zeszczuplałem osiem kilogramów, co chyba widać.

– Trochę. Ale czemu w ogóle się Pan zapasł?
Ryszard Kalisz: 
To chyba wynik 
z jednej strony uwarunkowań genetycznych, a z drugiej pewnych okoliczności. Urodziłem się jako dziecko słabe i chorowite, później, jak miałem siedem, osiem lat, już zacząłem tyć, byłem grubaskiem. Potem intensywnie uprawiałem sport i jako 15-latek byłem już szczupły. Trenowałem kajakarstwo. I wtedy lekarz, kiedy robiłem badania okresowe w przychodni sportowo-lekarskiej w podziemiach budynku na ulicy Konopnickiej, stwierdził, że mam coś z sercem i zabronił mi uprawiać sport. W efekcie na studiach miałem już lekki brzuszek. Ale trzymam się jeszcze, wyniki zdrowotne bardzo dobre.

– I tak został Pan spaślakiem…
Ryszard Kalisz:
 Nie, bo jestem bardzo sprawny. Mam szerokie ramiona, nie jestem grubasem, tylko osobą potężną. Co do zasady, to mało jem.

– A ja ciągle widzę w tabloidach zdjęcia, jak Pan coś je i wino pije.
Ryszard Kalisz:
 Było takie jedno i to samo zdjęcie. W czasie kampanii prezydenckiej w 2000 roku odwiedzaliśmy z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim jakąś fabrykę koło Łodzi produkującą takie małe kotleciki i dali nam spróbować. Ktoś mi zrobił zdjęcie i później w wielu artykułach na temat grubasów było zawsze to moje zdjęcie.

– Najwięcej ile Pan ważył?
Ryszard Kalisz: 
130 kilogramów, ale teraz ważę już dużo mniej.

– I jak to jest, jak się waży 130?
Ryszard Kalisz:
 Źle, ale to jest też wynik trybu życia, wolniejszej przemiany materii, genetycznych uwarunkowań. Ale lubię też pobiegać, pograć w tenisa, popływać, pojeździć na nartach. Jak na moją wagę jestem sprawny.

– To już nie ma Pan kłopotów z sercem czy tamten lekarz się mylił?
Ryszard Kalisz:
 Mylił się, nigdy nie miałem.

– Czyli spieprzył Panu życie?
Ryszard Kalisz:
 Tak, mam serce jak dzwon. Jakbym się nazywał jak taki jeden były minister sprawiedliwości z czasów PiS, tobym go ścigał do końca życia. A zresztą czy pan wyobraża sobie Ryszarda Kalisza szczupłego?

– Nie. Czyli nie jest Pan owładnięty obsesją diet?
Ryszard Kalisz:
 Broń Panie Boże! Chociaż pojechałem dwa lata temu do Indii, aby się odchudzić.

– Czemu do Indii?
Ryszard Kalisz: 
Namówił mnie kolega, ale było fajne grono osób, co wieczór kolacja i zeszczuplałem tylko trzy kilogramy. Więc pomyślałem, że to odchudzanie jest bez sensu.

–Kobiety sens mają. Za co Pan je lubi?
Ryszard Kalisz:
 Za kobiecość.

– Co to jest?
Ryszard Kalisz: 
To jest coś zupełnie nie do opisania, a kobieta to ma.

– Spróbujmy to opisać.
Ryszard Kalisz:
 To jest połączenie mądrości, świadomości siebie z subtelnością, oczywiście dbałością o siebie i klasą.

– Pan się często zakochuje?
Ryszard Kalisz:
 Nie, bardzo rzadko, bo dla mnie miłość jest bardzo ważna.

– Pan mówi o miłości, a zakochiwanie jest czymś innym. Ludzie zazwyczaj rozróżniają zakochanie od miłości.
Ryszard Kalisz:
 To, o czym pan mówi, to zauroczenie. Zauroczałem się trochę częściej, ale nie nazywam tego miłością.

– Teraz jeszcze się Pan zauracza?
Ryszard Kalisz:
 O aktualnej mojej sytuacji osobistej nie będę mówił. 
– A strach o swoją pozycję, karierę polityczną?
Ryszard Kalisz:
 W najmniejszym stopniu nie mam takiego strachu.

– Bo gdyby się Panu teraz w polityce noga powinęła, a ma Pan pięćdziesiąt parę lat…
Ryszard Kalisz:
 Mam tyle propozycji zawodowych, na przykład adwokackich z Polski, Europy…

– To co Pan tu jeszcze robi w tej politycznej wannie nienawiści?
Ryszard Kalisz: 
Ostatnio też się nad tym zastanawiam… Tylko ja uprawiam politykę nie dla funkcji, pozycji, chociaż widzę, że trochę nie przystaję do dzisiejszego świata „armii” partii politycznych, gdzie są wodzowie, żołnierze, wojny, bitwy. A ja uprawiam politykę dla dwóch elementów – dla dobra wspólnego i szczęścia ludzi.

– Polityka może uszczęśliwiać polityka?
Ryszard Kalisz:
 Profesor Agata Bielik-Robson powiedziała ładnie, że polityka arystotelesowska to jest działanie na rzecz szczęścia ludzi. I w tym sensie arystotelesowska polityka mnie uszczęśliwia, a również nie ukrywam, że działam dla siebie. W takim sensie, że moje emocje i osobowość dobrze się w niej czują.

– Męskie ambicje też Pan w tym spełnia?
Ryszard Kalisz:
 Nie.

– To w czym Pan je zaspokaja?
Ryszard Kalisz:
 Co pan określa mianem męskich ambicji?

– Mężczyźni ambitni chcą zdobywać władzę.
Ryszard Kalisz:
 Nie mam dzisiaj takich potrzeb. Jeszcze 10–15 lat temu nawet mi się podobało, że miałem możliwość formalnej władzy, formalnej, bo władza w Polsce to jest władza długopisu, tego, który podpisuje decyzje. Sprawowanie władzy to też ciągłe uzgodnienia i konsultacje.

– Był Pan przecież ministrem spraw wewnętrznych.
Ryszard Kalisz:
 I wtedy miałem poczucie władzy, ale też poczucie olbrzymiej ilości ograniczeń. I chyba byłem dziwnym ministrem spraw wewnętrznych i administracji, bo bardziej broniłem obywateli przed służbami, starałem się bronić praw człowieka. Po drugie jestem prawnikiem, który ma wyobraźnię legislacyjną i jestem w stanie dookreślić, czy projektowane prawo będzie regulowało efektywnie, logicznie życie publiczne. I w tym sensie lubię władzę legislacyjną, bo tworzy dobre reguły postępowania.

– Więc mężczyzna Kalisz jest tylko w domu?
Ryszard Kalisz: 
W domu, na ulicy, w polityce też, ale nie po to, żeby udowadniać sobie coś jako mężczyzna.

– A nie żałuje Pan, że poszedł do polityki? Minęły lata od Pańskiej sensownej pracy w komisji konstytucyjnej, kancelarii prezydenta. Dziś okładacie się nawzajem cepami, giną ludzie, może to jest ten moment, żeby zamknąć za sobą drzwi?
Ryszard Kalisz:
 Mam takie dylematy. Natomiast sformułowanie „okładacie się nawzajem cepami” chyba mnie nie dotyczy, bo rozmawiamy pięć dni po moim wystąpieniu w sejmie w sprawie łódzkiego morderstwa, gdzie powiedziałem, że wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za to, co się stało, i wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za to, żeby się to nigdy nie powtórzyło. I dodałem, że ta odpowiedzialność jest za stan debaty politycznej w Polsce, za wartość argumentów w tej debacie, bo dziś partie polityczne przekształciły się w oddziały zbrojne – nie debatują merytorycznie, a tylko debatują, w jaki sposób zniszczyć przeciwnika. I tego rodzaju debata powoduje, że ludzie, którzy mają merytorycznie coś do powiedzenia, do polityki się nie dopuszcza bądź są z niej eliminowani. 
– Mam taką diagnozę, że ten język nienawiści, mówiąc w skrócie, wynika też z głupoty polityków, z braku merytorycznego przygotowania, bo łatwiej pluć niż myśleć…
Ryszard Kalisz: 
Trochę tak jest. Szczególnie po 2001 roku, bo jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku to zjawisko nie było tak wyraźne, partie się zaparatyzowały, a zawodowi politycy sens całego swojego życia widzą tylko w byciu politykiem, to ogranicza horyzonty.

– W ramach Pańskiego horyzontu jest bywanie „na salonach
”. Jak one się zmieniły przez ostatnie lata?
Ryszard Kalisz:
 Z tym bywaniem to trochę przesada… A salon warszawski się podzielił, doszło do rozdzielenia kilku środowisk, chociaż jest w Warszawie grono artystów, aktorów, adwokatów czy ludzi biznesu, którzy się wzajemnie znają od wielu lat i spotykają nadal na przyjęciach, premierach, wernisażach…

– Pomagają sobie nawzajem w swoich karierach zawodowych?
Ryszard Kalisz: 
Tak bym tego nie określał, bardziej jest to chęć bycia w jakiejś wspólnocie, i dla wielu ludzi ważne jest poczucie elitarności. Teraz jest w dobrym tonie bywać na szóstym piętrze w nowym teatrze w Pałacu Kultury. Zresztą to już dotyczy całej Polski. Te towarzyskie powiązania większych miast polskich są wspólne, to znaczy taki „Wrocławek” doskonale się zna z „Warszawką”, a jednocześnie wszyscy znają ten „Sopocik” czy „Gdańszczyk”. Tych zdrobnień nie używam – jak to się zazwyczaj robi – pejoratywnie, to są często doskonałe kontakty, a ludzie ze sfery kultury, polityki czy prawa powinni się ze sobą spotykać, rozmawiać.

– Napić się.
Ryszard Kalisz:
 Napić się …

– Pan się kiedyś zbliżał do choroby alkoholowej?
Ryszard Kalisz: Nie, nigdy.

– Jak Pan się przed tym uchronił? W latach 90. było dużo alkoholu w polityce…
Ryszard Kalisz: 
Nie mam takich skłonności, może jestem bardziej silny mentalnie, psychicznie, upijanie się, tak zwane szukanie zapomnienia nie było mi potrzebne.

– Może nie lubi Pan tracić nad sobą kontroli?
Ryszard Kalisz:
 To prawda, nigdy jej nie tracę.

– A zatracić się na przykład w tańcu by Pan nie chciał?
Ryszard Kalisz:
 Lubię tańczyć, ale się w tym nie zatracę, muszę mieć nad sobą kontrolę.

– Nad łzami też? Czy płacze Pan w kinie na filmach?
Ryszard Kalisz:
 Płaczę to źle powiedziane, wzruszam się.

– Raczej na filmach, w których Ameryka ratuje świat przed zagładą, czy na komediach romantycznych?
Ryszard Kalisz:
 Na bardziej psychologicznych, życiowych filmach, kiedy człowiek walczy sam ze sobą czy z innymi, ma z tej walki satysfakcję i jakoś ładnie się to kończy.

– Przy hymnie też się Pan wzrusza?
Ryszard Kalisz: 
Tak, ale to jest wzruszenie innego rodzaju, bo hymn i wszystkie atrybuty naszej państwowości są dla mnie niezwykle ważne. To jest też istota mojej osobowości, bo czuję się osobą funkcjonującą w zbiorowości obywateli, w identyfikacji z tymi ludźmi, z tym, że dla mnie ważniejsza jest identyfikacja obywatelska niż to, co robi prawica polska, w szczególności PiS-owska, tworzenie wspólnoty narodowej jako wartości samoistnej, o własnych interesach, które rozpoznawać ma prawo tylko władza sprawowana przez prawicę. 
– Pan się czegoś wstydzi ze swojego życia? Dał Pan ciała, zapisując się w 1978 roku do PZPR?
Ryszard Kalisz: 
Wtedy tak tego nie odczuwałem. Natomiast po latach, po uzyskaniu większej wiedzy na temat tego, jakich niegodziwości wtedy, posługując się szyldem partii, dopuszczała się ówczesna władza, muszę uznać, że to było „danie ciała”. Ale wtedy postąpiłem w zgodzie ze sobą. Zresztą ta partyjność poza autentyczną identyfikacją ideową nie była mi do niczego potrzebna. Chciałem być adwokatem, a to, co do zasady, był wolny zawód, też w PRL.

– A „daniem ciała” nie jest to, że nie ma Pan dzieci?
Ryszard Kalisz:
 To jest bardzo trudne pytanie, ale ja bym tego tak nie określił. Tak to się ułożyło i to nie była jakaś świadoma moja decyzja, czy w ogóle jakakolwiek decyzja.

– Brakuje Panu dzieci?
Ryszard Kalisz:
 No jasne…

– To może późne tacierzyństwo? Podobno odmładza.
Ryszard Kalisz:
 Być może, jeszcze wszystko przede mną. Jak widzę pełne rodziny z dziećmi, to zastanawiam się, czy moja droga jest właściwsza, czy tamta? I mam poczucie, że rodzina z dziećmi, szczęśliwa rodzina, to może stanowić spełnienie człowieka.

– Lubi Pan czytać o sobie w tabloidach?
Ryszard Kalisz:
 Ciekawe jest raczej to, że ja te teksty o sobie czytam w sposób zupełnie neutralny, tak, jakbym czytał o innym człowieku.

– I jak się Panu podoba ten Kalisz z tabloidów?
Ryszard Kalisz:
 Jestem krytyczny w stosunku do niego, szczególnie jak pokazują, że on gdzieś tam w klubie się pojawił…. Czytałem o tym Kaliszu i myślę, że niby facet po pięćdziesiątce, a do klubu chodzi, albo gdzieś go tam spotykają na spacerze – to wszystko jakieś takie niepoważne.

– To może słusznie o nim mówią „porno-poseł”?
Ryszard Kalisz:
 To powiedział Stefan Niesiołowski, a wynikało to z tego, że AWS chciał uchwalić ustawę zakazującą całkowicie pornografii w Polsce, nawet miękkiej, czyli takich pism jak „Playboy”. I ja wtedy złożyłem, w imieniu pana prezydenta Kwaśniewskiego, weto i je obroniłem, dzięki czemu Polska jest bardziej otwarta. Oczywiście ja się za to nie obrażam, bo to jest tylko dookreślenie.

– To jak można Pana obrazić?
Ryszard Kalisz: 
Głupotą. Na przykład jeśli Ziobro na moje pytanie, jako przewodniczącego komisji śledczej do spraw zbadania okoliczności śmierci byłej posłanki Barbary Blidy, „Dlaczego pan okłamał Wysoką Izbę?”, nie odpowiada, tylko krzyczy, że on poda mnie do sądu z artykułu 212, który przewiduje teraz jeden rok, a jeszcze rok temu dwa lata kary pozbawienia wolności, to to mnie obraża. Jest to tak, jakby oskarżony, pytany przez sędziego: „Czy pan przyznaje się do winy?”, powiedział: „To ja za to pytanie pana sędziego na dwa lata do więzienia wsadzę”. Mnie obraża taki sposób uprawiania polityki, także to, że tacy ludzie nie czują niestosowności tego rodzaju zachowań.

– A prywatnie jak można Pana obrazić? „Grubas” chyba nie robi na Panu wrażenia…
Ryszard Kalisz: 
Nie, tyle już o sobie przeczytałem w Internecie, że nabrałem dystansu.

– Czyli jest Pan jak kaczka, spływa po Panu wszystko?
Ryszard Kalisz:
 Człowiek publiczny, jakby miał się obrażać, to każdego dnia miałby powód do podania kogoś do sądu. Ja tego jeszcze nigdy nie zrobiłem. 

 

 fot.google.pl

iluminacja
O mnie iluminacja

Uśmiechnięta i szalona jednego dnia, nostalgicznie zamyślona drugiego. Kochająca ludzi i nienawidząca ich jednocześnie. Ludzie i życie nauczą Cię rozumu - mawiała moja babcia. I miała rację... Niestety... Iluminacja ma wiele znaczeń. Dla wielu jest tylko "zjawiskiem aha". Dla równie wielu psychologia poznawcza, to nie wszystko. Dla mnie też...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka