Marcin Tomala Marcin Tomala
1085
BLOG

Tolkien zaszczepiony

Marcin Tomala Marcin Tomala Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 2
Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy to luźno bazująca na twórczości Tolkiena najdroższa w historii telewizyjnej/streamingowej produkcja. Pieniądze wykłada hojnie Amazon, a zmagania ze złem powracającym do Śródziemia są rozpisane na 5 długich sezonów. Dostępne już dla widzów premierowe dwa odcinki budzą ogromne, skrajne emocje. Dlaczego?

Akcja serialu toczy się długo przed wydarzeniami znanymi ze słynnej filmowej trylogii Władca Pierścieni Petera Jacksona. Twórcy produkcji Patrick McCay i John Payne przenoszą nas w czasy względnego dla Śródziemia spokoju, spokojnie i bez pośpiechu kreśląc narrację dla całej opowieści: przedstawiając bohaterów, przenosząc nas między różnymi krainami, elfami, ludźmi, niziołkami, krasnoludami i ich osadami/pałacami.

Wizualnie produkcja jest fenomenalna i dostępny budżet widać na każdym kroku, Pierścienie Władzy naprawdę warto oglądać na jak największym telewizorze o wysokiej jakości obrazu. Muzyka jest piękna i znakomicie współgra z jakością pracy kamery, kostiumami, rekwizytami. Serialowi warto dać szansę chociażby z tego właśnie powodu, by przekonać się na własne oczy jak bardzo zaawansowana jest obecnie technologia dostępna dotychczas wyłącznie dla najdroższych produkcji kinowych. Sandman, Stranger Things czy Wiedźmin Netflixa, House of the Dragon HBO i teraz Pierścienie Władzy to wyraźny sygnał tego, w którym kierunku zmierza przemysł filmowy.

Niestety wizualna siła nie przełożyła się w pierwszych dwóch odcinkach hitu Amazona na jakość opowiadanej historii, scenariusza, dialogów. Prolog opowieści jest najzwyczajniej w świecie nudny (delikatnie mówiąc), polityczna poprawność jest aż nadto widoczna a emocje, jakie wzbudza od dawna sama produkcja są ogromne.

Rozdźwięk opinii między recenzentami (profesjonalistami, krytykami, dziennikarzami) a widzami jest groteskowo wręcz ogromny. Zarówno w Polsce jak i na Zachodzie eksperci są zachwyceni i wystawiają serialowi opinie pochwalne, często wybitne. Zwykli widzowie z kolei w zdecydowanej większości krytykują wszechobecną nudę i zaprzeczenie idei/jakości świata stworzonego przez Tolkiena.

Na polskim Filmwebie Hudzik z Newsweeka ocenia Pierścienie Władzy na 10, Czyż z Wyborczej na 8 (w 10-stopniowej skali). Średnia ocen widzów wynosi 4.5, co jest wynikiem słabszym, niż kiepska przeciętność. Rozbieżność na Rotten Tomatoes jest podobna, oceny krytyków 84%, widownia 38%. Na Imdb mamy wyniki wyższe i dodatkowo aferę związaną z właścicielem portalu (Amazon) i usuwaniem niepochlebnych recenzji.

Rozbieżność ta jest o tyle ciekawa, że mamy do czynienia z produkcją z gatunku fantastyki, nie jest to psychologiczny moralitet o stanie społeczeństwa, socjologiczny dramat itd. których ocena może faktycznie mocno się różnić a ukryta wartość nie jest dostępna na pierwszy rzut oka widza. 

Co takiego zatem widzą w Pierścieniach Władzy eksperci, czego nie potrafią (na razie) dostrzec inni? Trudno o jednoznaczną, pozbawioną gorzkiej ironii i cynizmu odpowiedź. Czasy są trudne, zaproszeni na przedpremierowe pokazy recenzenci lekko wcale nie mają, napisz coś źle i kolejne zaproszenie może się zagubić w Górach Mglistych lub w lasach Lindonu. 

Osobiście jednak uważam, że problem jest bardziej złożony i całkiem zgrabnie dotyka inne problemy, z którymi zmaga się obecny świat. Zaszczepiony polityczną poprawnością Tolkien, dostosowany do wymogów mainstreamu, gigantyczne nakłady finansowe, wszechobecna różnorodność, nachalna, narzucana narracja jest naturalnie wielbiony przez wojowników tego właśnie mainstreamu. Tymczasem szary człowiek na własne oczy dostrzega, że nawet najcudowniejsza, chwalona, wielbiona złota otoczka nie sprawi, że produkt działa. 

Tych, którzy wyrażą swe wątpliwości co do jakości produktu (lub po prostu uznają, że serial nie jest dla nich) eksperci obrażają, cenzurują. Odwieczna walka dobra ze złem, tak pięknie przedstawiona w opowieściach Tolkiena, ciągle trwa. 

Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura