Marcin Tomala Marcin Tomala
2515
BLOG

Bohaterski brak profesjonalizmu Justyny

Marcin Tomala Marcin Tomala Rozmaitości Obserwuj notkę 17

Przyznaję, miałem wątpliwości. Ogromnie nie podobała mi się publikacja tego nieszczęsnego zdjęcia złamanej stopy Justyny Kowalczyk na jej facebookowym profilu. Swoistego rodzaju manifestacja wobec krytyków, internetowych pieniaczy. Nie dlatego, że uznałem to za wymówkę czy usprawiedliwienie, ale dlatego, że w dobie dzisiejszej techniki, opieki medycznej oraz skali wielkości naszej zawodniczki nie do pomyślenia było dla mnie, jak tak poważnej kontuzji nie zdiagnozowano dokładnie wcześniej, tylko w reakcji na złośliwe, nieprzychylne komentarze. Tak, wiem - uparła się sama zawodniczka, ale czy nie można tego interpretować jako braku odpowiedzialności?

A jeśli już na taki krok się decydujemy, to czemu zmieniać zdanie reagując na paru hejterów? Poparcie kibiców, w przeciwieństwie do np. Agnieszki Radwańskiej Kowalczyk ma zawsze ogromne,jej woli walki, charakteru nie sposób nie pokochać - nawet pomimo sms-owej znajomości z Tuskiem. O słowach maści wszelakiej ekspertów lepiej nawet nie wspominać, Korzeniowski tylko czyhał, żeby dorzucić swoje trzy grosze - przypomnijmy, astmatyk jak Bjoergen, więc dlaczego mnie to nie dziwi wcale?

Ja siedziałem cichuteńko ze swymi wątpliwościami. Nie ten kaliber, nie ta skala. Cały sezon nasza złota medalistka nastawiała się właśnie na ten dystans, klasyk stał się jej koronną konkurencją, kosztem stylu dowolnego. 10 km miało być jej, wbrew wszystkiemu, zdrowemu rozsądkowi, zdrowiu.

Warto podkreślić z całą mocą, to nie jest curling, szachy, saneczkarstwo. To mordercza, wymagająca hartu ducha i końskiego zdrowia konkurencja, gdzie często zawodnicy przegrywają z powodu byle przeziębienia (albo astmy). Mnie nóżka pod kolankiem zastrzyka lekko i już kulejąc rezygnuję z amatorskiej piłeczki z tatą i przyjaciółmi - a co jak mi się coś stanie, hmm? 

Dziś okazuje się, że to nie tylko złamanie. Wcześniej Kowalczyk zmagała się z odmrożonymi palcami, schodzącymi paznokciami (kto nie przeżył, ten nie wie, co to za rodzaj bólu). Wbrew logice i zasadom profesjonalizmu panującym w obecnym sportowym świecie sportsmenka roku w Soczi zwyciężyła! W nieprawdopodobnym, emocjonującym biegu, dominując nad koalicją skandynawskich rywalek, skazując na skwaszone miny wręczających medale Norwegów.

Justyna przeskoczyła te zasady, "profesjonalizm". Trudno inaczej nazwać jej wyczyn niż "bohaterskim". Walcząc ze słabościami udowodniła nie tylko malkontentom i astmatykom, ale przede wszystkim samej sobie do przekraczania jak nieludzkich granic jest zdolna. Wiem, że to nie jest jej ostatnie słowo, ale to już jest niesamowite ukoronowanie wielkiej, sportowej kariery.

Przyszła mi na myśl, całkiem nie na temat, propagandowo obśmiewana i mityczna polska kawaleria, atakująca szablami wrogie czołgi. Tak naprawdę walka była zaplanowana, pełna hartu ducha, sprytna. Dokładnie jak skromna, wzruszająca dziewczyna z Kasiny Wielkiej.

Czapki z głów moi drodzy, chapeau bas!

 

 

 
 

Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (17)

Inne tematy w dziale Rozmaitości