Jak przewidywało wielu, prestiżowe derby Madrytu w finale najważniejszych piłkarskich rozgrywek klubowych na świecie okazały się spotkaniem mało ekscytującym. Żelazna konsekwencja i heroizm piłkarzy Atletico zgniotły brawurę, umiejętności i technikę gwiazd Realu. Niewidoczni Ronaldo, Bale, Modric rozbijali się raz za razem na upartych i twardych podopiecznych Simeone, imponowali przede wszystkim środkowi obrońcy Miranda i Godin, także jeden z moich ulubionych graczy w Europie - prawdziwy lider drużyny Gabi.
Swoje nieliczne szanse zmarnował najdroższy Walijczyk na świecie, a przypadkową bramkę dla Atletico po wyraźnym błędzie bramkarza Realu Casillasa zdobył wspomniany Godin. Gdy już wydawało się, że zdecydowanie lepsi w końcówce spotkania Galicticos nie zdołają odmienić losów meczu, pięknym strzałem głową do dogrywki doprowadził Ramos. W tej osłabieni i zdemotywowani "czerwono-biali" wyraźnie ustępowali lepiej przygotowanym fizycznie faworytom.
Zdecydował najlepszy na boisku Argentyńczyk Angel Di Maria. Udowodnił wszystkim, którzy skreślili go z drużyny p przyjściu Bale`a, że jest dla niego miejsce w panteonie wspaniałych piłkarzy. Znakomitym rajdem wypracował bramkę rehabilitującemu się za wcześniejsze wpadki Walijczykowi. Rywali dobili jeszcze świeży i szybki Marcelo oraz padający dziś na murawę jak kawka (oj, z taką muskulaturą chłopu jednak pewnych rzeczy robić nie wypada) Ronaldo.
Wynik z jednej strony niesprawiedliwie wysoki, nie oddaje tego, jak blisko Atletico było sięgnięcia trofeum. Z drugiej jednakże obiektywnie należy przyznać, że mimo wszystkich zalet Rojiblancos Real był dziś drużyną lepszą, zdeterminowaną na przekór długich momentów bezradności.
Rozczarował ogromnie sędzia spotkania, Kuipers z Holandii. Dostosował się poziomem do jakości meczu, nie panował nad graczami, podejmował błędne decyzje. Przedłużenie czasu gry o 5 minut jest już kpiną, wodą na młyn tworzących spiskowe teorie fanów futbolu. Gdyby takie kryteria stosować jak ten pan zawsze, to większość spotkań piłkarskich trwałaby więcej niż 100 minut, regularnie. Zresztą, na kontynuowanie akcji Atletico w końcówce meczu nie pozwolił, Realowi w pierwszej części dogrywki – wręcz przeciwnie. Może to i zwykłe czepialstwo, ale niestety ogromnie widoczne i niepotrzebnie kreujące niezdrowe emocje – czego wyraz dali kibice wygwizdując sędziego podczas dekoracji. Słusznie.
Reasumując – królami nie tylko Madrytu, lecz całej Europy – został Real. Galaktyczni zasłużyli na to świetną skutecznością na przestrzeni całego sezonu, wyeliminowaniem faworytów rozgrywek Bayernu, dobrą, równą formą. Atletico na "pocieszenie" pozostaje mistrzostwo Hiszpanii.
La Decima, dziesiąty Puchar Europy w rękach Realu, triumfujący Ancelotti – po jednym z najbardziej rozczarowujących finałów Ligi Mistrzów od lat.
Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości