Marcin Tomala Marcin Tomala
4127
BLOG

Lisa przeraża Marysia, demokracja wg Tuska

Marcin Tomala Marcin Tomala Polityka Obserwuj notkę 76

Temat z dzielną i sympatyczną licealistką z Gorzowa w roli głównej wymyka się spod racjonalnej kontroli i przeradza w regularną pyskówkę, w której za grosz refleksji i próby samodzielnego myślenia. Z jednej strony bohaterka, patriotka, nowa ikona prawicy - z drugiej katolka, chamka, niewychowana gówniara. Nie będę ukrywał, że bazując na jej wypowiedziach bliżej mi zdecydowanie pozytywnej oceny Marysi Sokołowskiej, choć z przykrością dostrzegam, że chyba i ona sama zaczyna się "lekko męczyć" tą niewiarygodną burzą medialną, która rozpętała się wokół jej osoby. Pozytywnej dlatego, że w świetle jej rówieśników, dla których szczytem marzeń jest selfie - słodka focia z premierem, wyróżnia się znacząco i inteligentnie.

Trudno się zresztą dziwić jej zmęczonej twarzy, skoro spuszczono na nią główne psy bojowe premiera Tuska, a akcję "boję się chamskiej Marysi" na swym portalu redaktor Lis prowadzi w sposób wręcz urągający wszelkim zasadom etyki dziennikarskiej (mnie to jeszcze o święta naiwności zaskakuje). O ile jednak rozumiem, gdy taka nagonka dotyczy polityków to śmieszy mnie przez łzy (oburzenia), gdy z lubością biorą oni w swe dzielne i rzetelne rączki przerażającą ich 17-latkę.

Uciekający przed nią niedawno premier Tusk postanowił posłuchać moich rad i innych jego krytyków i (wbrew swoim fanom, dla których olanie dziewczyny było słuszne i dowcipne) i wybrał się do Gorzowa, by w świetle kamer wyjaśnić uczniom, jak to w tej Polsce naprawdę jest a rządzenie to naprawdę trudny kawałek chleba. Tzn nie w świetle kamer i jak zawsze wg z góry uzgodnionego scenariusza, przecież niespodziewane pytania od nastolatków mogą wprawić w zakłopotanie każdego, ale misja spełniona - prawie. Właśnie, tu dochodzimy do sedna - dziewczyna kwiatków nie przyjęła od swego ulubionego zdrajcy, niewychowana małolata. Nie przeprosiła.

Nie oburza się Lis i reszta na to, że Tusk w sumie fajnie priorytety ustala, skoro gorzowskie liceum jest miejscem tak istotnym - co tam zamieszanie z PKW, 11 mln wyrzucone w krakowskie, pośniegowe błoto, przedsiębiorca popełniający samobójstwo z powodu wzorcowego działania polskich instytucji - ot, zreflektował się i kwiatki pojechał dać - nie swoje, rzecz jasna. Nie przeraża nikogo, co premier demokratycznego państwa mówi w parę dni po wyborach na temat głosowania i tragicznie niskiej frekwencji:

Nie sądzę, żeby frekwencja w Polsce była jakimś szczególnym znakiem niechęci, czy odrzucenia państwa polskiego i polityków. Jest raczej znakiem szczególnym Polski w ogóle, jako takiej. ​Logika tutaj jest chyba bezdyskusyjna: jeśli nie mam wielkiej żądzy zmiany, jakiejś bardzo poważnej, negatywnej emocji, to raczej nie idę na wybory. Bo jeśli, przepraszam za kolokwializm, (chcę) dowalić rządzącym, to na pewno nie poprzez pozostanie w domu, tylko poprzez pójście i wybranie kogokolwiek, kto jest przeciwko rządzącym. 

Interpretacja na poziomie dowcipu rodem z psychiatryka polskiej demokracji, hucpa referendum warszawskiego bis. Niepójście na głosowanie jest także formą aktywności, ba - jest wyrazem poparcia dla rządów Platformy! Majstersztyk.

Co najsmutniejsze w tej bezczelnej nagonce, Marysia Sokołowska na spotkaniu z premierem (zapewne także po stosownej rozmowie z gronem pedagogicznym szkoły) pytań nie zadawała, by nie psuć radości jej podnieconym kolegom i koleżankom - darowanym prezentem do tablicy wywołał ją dżentelmen Tusk. 

Fala krytyki spada na rodziców dziewczyny, jej wychowanie, ba - ortografię i sposób wypowiedzi (serio, wielbiciele Komorowskiego?). Dla prawicowych mediów staje się kolejnym orężem w walce ze znienawidzonym systemem. Po ludzku mi jej żal i mam szczerą nadzieję, że przetrwa. Szkoda, że w całym tym zamieszaniu umyka nam wszystkim to, co najważniejsze - jak wielkie środki są w stanie zaangażować miłośnicy władzy, by zniszczyć wybraną osobę, tym samym przykrywając własną nieudolność, pomylone priorytety, anty-demokratyczną postawę.

Redaktor Lis gorliwiej niż sądzi udowadnia dziś, że pytanie postawione przez dzielną licealistkę było jak najbardziej na miejscu, niestety.

 

 

 

Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (76)

Inne tematy w dziale Polityka