"Wolna, bezpieczna, bogacąca się, coraz bardziej dostatnia Polska jest cudem. Kto temu przeczy - bluźni." Tak odznaczony jednym z najwyższych państwowych orderów, tuza niezależności i dziennikarstwa Tomasz Lis w krótkich żołnierskich słowach podsumowuje ostatnie ćwierćwiecze.Trudno o diagnozę bardziej trafną - im się naprawdę udało. Obłuda porozumień z ideowymi komunistami, zakłamywanie historii, podłość i nikczemność w słusznej wszak idei odbudowy pięknego i dumnego, walecznego narodu.
Jest coś znamiennego dziś, gdy o ideałach wolności i walce z komunizmem (zgodzie i pięknym porozumieniu właściwie) opowiadają dziś z pasją beneficjenci dawnego systemu. O wartościach chrześcijańskich, wybaczeniu, powołując się na nauki kościoła katolickiego z werwą opowiadają osoby, które kociołki z wypisanymi nazwiskami mają już dawno zarezerwowane. Z honorami państwowymi chowa się komunistycznych zbrodniarzy, a interesy państwa - racja stanu, zależą wyłącznie od chwilowych, osobistych interesów polityków i ich finansowego zaplecza.
Piękna ta nasza Polska, nie powiem. Wysiłkiem wielu ludzi dokonał się faktycznie ogromny przełom - przełom, z którego korzyści czerpią garściami wybrani. Nie ci najuczciwsi, utalentowani, pracowici - lecz cwani, ustawieni, kontynuujący rodzinne, systemowe tradycje. Charakterystyczne, jak wielu z tych, którzy serce i duszę oddali solidarnościowym ideom, walce ze znienawidzonym komunizmem, brakiem wolności, ze złamanym sercem i oczami pełnymi łez rozczarowania muszą dziś obserwować jak Ci, z którymi tak zaciekle walczono kapitalnie sobie radzą. Nie tylko radzą, ale decydują! Kształtują wizję historii, narzucają standardy moralne, pouczają.
A oni sami, waleczni, podobno wygrani - zmagają się z codziennością, radząc sobie z europejskimi cenami przy polskich zarobkach, skandaliczną służbą zdrowia, upadającym na naszych oczach systemem emerytalnym, skłóconym, rozdartym społeczeństwem.
Państwo polskie na naszych oczach przeobraziło się w... psa. Nie wiernego, dumnego przyjaciela każdego człowieka, jak próbują nam dziś przekazać Wałęsa, Tusk, Nałęcz, Komorowski, Lis, Kurski i inni. Lecz w podłego, parszywego kundla - agresywnego dla tych, wobec których czuje się silny, łaszący się i łagodny dla tych, których się boi.
Z jednej strony obywatele traktowani jak wrogowie, zalewani morzem absurdalnych przepisów, traktowani nieufnie i po chamsku. Wyganiani z własnego podwórka emigranci, którym przecież we łbach się wszystkim poprzewracało - jest tak dobrze, a oni wyjeżdżają, phi! Zajadłość i wściekłość wobec każdego, kto odbiega od wzorca i ustalonego wszem i wobec statusu państwa polskiego. Mocno, wyraźnie, skutecznie.
Z drugiej skulony i cichy piesek, grzeczny i ułożony, ufny, słuchający. Rosyjskiego pana (przyjaciela) w smoleńskich wydarzeniach, europejskich panów w gospodarczych potyczkach, negocjacjach, ustaleniach. Przyjechał pan amerykański - i wszyscy już wszak wiedzą dobrze, że tego pieska wystarczy pochwalić, za uszkiem podrapać - a już skomle w samozachwycie, zadowoleniu, na plecy się wywalając szybko i ochoczo. Stracił już ten kundel dawno umiejętność szczekania o własne, prawdziwe interesy. Teraz co najwyżej warczy na swoich.
Spotkałem się z jeszcze innym porównaniem - Ci polscy politycy i dziennikarze zachowują się trochę tak, jak nastolatki na widok ich ulubionych wokalistów, zespołów muzycznych. Nie daj Boże jeden taki spojrzy albo się uśmiechnie, to dosłownie sikają z radości i podniecenia. Jejku, jacy to my jesteśmy wspaniali!
Demografia, historia, gospodarka, emigracja, narodowe interesy. Charakterystycznym jest to, jak na naszych oczach ocena otaczającej nas rzeczywistości staje się wyłącznie faktem medialnym - do tego skrajnie interpretowanym, w zależności od korzyści i politycznej opcji. Kundel pilnuje dobrze, żeby się czasem podwórko nie przebudziło, niepokornych wygoni, ugryzie. A dobry pan zagraniczny kostkę rzuci kiedy trzeba, pogłaszcze. I to jest właśnie, proszę państwa - pies na miarę naszych możliwości.
Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka