W polityce jak w piłce - liczy się timing - wyczucie czasu. To charakteryzuje najlepsze drużyny, nie tylko trzeba kopać mocniej, podawać celniej, strzelać dokładniej, biegać szybciej. Trzeba wiedzieć kiedy. Wyczucie czasu dla zręczniejszych obserwatorów potrafi w mgnieniu oka dać odpowiedzi na nurtujące pytania - kto tak naprawdę jest rozgrywającym, silniejszym, lepszym.
Afera taśmowa jest swoistego rodzaju ostrzeżeniem. W przeżartym biernością i naiwnością polskim społeczeństwie od czasów śledztwa smoleńskiego przechodzi politycznej klasie dosłownie każdy numer. Skala rażenia amunicji zatem niezależnego NBP, przy oczywistej wiedzy premiera Tuska negocjującego ustami Sienkiewicza wyborczą wygraną swojej partii, jest arsenałem dla tej gromady wartym ryzyka, nie tak wcale niebezpiecznym. Przychylne media, marazm i durnota wyborców. Na wszelki wypadek najlepsi gracze dobierają moment idealny - wakacyjna nuda, mistrzostwa świata w piłce nożnej, tuż po wyborach, daleko do następnych.
Specyficzne i niezwykle charakterystyczne jest zachowanie doradcy prezydenta Komorowskiego, Tomasza Nałęcza. Jeszcze wczoraj bagatelizujący, wręcz ignorujący temat (dla mnie to wygląda na kaczkę dziennikarską. Znam prezesa Belkę i ministra Cytryckiego, to nie są spiskowcy. Nie mogę sobie wyobrazić ich jako spiskowców, może spotkali się przy jakiejś okazji. Cała historia brzmi nieprawdopodobnie, to próba znalezienia sensacji. Ktoś nie miał tematu i sobie wymyślił takie nagrania. Wygląda mi to na próbę ratowania nakładu pisma. Jestem przeciwko nagrywaniu ludzi, którzy poszli coś zjeść. Tego rodzaju praktyki trzeba traktować z oburzeniem i przymrużeniem oka) dziś wyraźnie zmienia ton - kompromitacja państwa, sprawa musi być wyjaśniona.
Tłumaczy się profesor, że go wczoraj dziennikarze w lesie złapali na spacerze z psem, więc nie wiedział, co mówi. Trzeba zapytać tych dziennikarzy (albo psa), czy czasem nie widzieli chowających się za drzewem jakichś bronków lub grzesiów, olków lub ruskich, którzy szybko spacerowicza naprostowali na odpowiednie tory.
Wypowiedzi dowcipnisiów typu Szejnfelda, sugerujących, że to walka międzypartyjna (no wiadomo przecież, że i tak wszystkiemu winny jest Kaczyński) ogólnie trudno nawet komentować w miarę poważnie. Timing, proszę pana. Plus mimo wszystko zaliczanie fachowców z otoczenia prezesa do tak dobrych rozgrywających to swoistego rodzaju semantyczne nadużycie - ale miło, że sięPlatforma w chwili kryzysu na takie komplementy dla opozycji w akcie desperacji sili.
Pani Pitera, kolejna rzucona w wir weekendowej walki z rozbrajającą szczerością przyznaje, że sprawa dotyczy Platformy, nie PiS-u, więc obowiązują inne standardy. Przynajmniej uczciwie. Poza tym apeluje o rozsądek i brak histerii (tego widocznie nauczyła się śledząc zawzięcie pewnego dorsza). Ja tylko z dobrego serca pani i innym członkom tej cudownej, zakłamanej rządzącej rodzince radzę jedno - niech uważają, co zalecają. Na ten moment to właśnie brak rozsądku i marazm, bierność ich wszystkich ratują. Gdyby ten rozsądek nagle się społeczeństwu włączył, to w najlepszym razie zabrakło by w Warszawie taczek, w najgorszym - drzew.
Timing, wyczucie czasu - jak wspomniałem we wstępie, charakteryzuje najlepszych, wygranych. Pozostaje mieć nadzieję, że tak jak w futbolu, i tym teoretycznie zwycięskim, aroganckim gwiazdom zdarza się czasem spektakularnie na piłce przewrócić. Przegrać z kretesem. Rzadko - ale się zdarza...
Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka