Pan Marek Magierowski, publicysta tygodnika "Do Rzeczy" napisał dziś krótki felieton, w którym wykazuje jasno nieudolność i bezradność polityków Prawa i Sprawiedliwości wobec afery taśmowej. Trudno nie zgodzić się ze stawianą diagnozą (odkrywanie Ameryki zaiste, Kaczyński otacza się miernotami i wizerunkowymi patałachami), którą sam niejednokrotnie przy różnych okazjach argumentowałem. Dodajmy do tego rozbudowane do granic cynizmu i groteski struktury lokalne oraz dziwaczne kryteria lojalności i pozycji w partii uwarunkowanej intensywnością podlizywania się i mamy obraz całości, która budzi nadziei na realną zmianę w państwie coraz mniej.
Co wolno jednak mnie i innym szczerze trzymającym kciuki za pozytywny przełom w naszym kraju obserwatorom życia politycznego, w ustach dziennikarza brzmi co najmniej... fałszywie. Moment wybrany do takiego ataku jest wręcz absurdalny. Dzień po kuriozalnym wystąpieniu premiera Tuska, kłamliwego, bezczelnego, aroganckiego plucia na zdurniałe do reszty, bierne, przepełnione marazmem społeczeństwo pan redaktor bawi się w wielkiego sprawiedliwego, który analizuje wyborcze dokonania partii opozycyjnej.
Niech pan spojrzy na swoje środowisko, panie Marku. Nie tylko pan zresztą, dziennikarze, publicyści, analitycy. Nie kto inny, tylko wy także bezpośrednio odpowiadacie za dzisiejszą sytuację w naszej ojczyźnie. Zadowoleni tym, że publikuje was trzymająca się na rynku gazetka, zapraszani od czasu do czasu do telewizyjnych lóż szyderców, zmieniający polityczne fronty i ideologicznych idoli w zależności od panujących nastrojów na publicznym froncie - czwarta władza zepsuta równie mocno, jak ci, którym zobligowana jest bezwzględnie patrzeć na ręce.
Opozycji można dziś zarzucić brak odwagi, dbanie o stołki, własne interesy. Tylko, że dokładnie to samo można zarzucić wam, dziennikarzom. Zamknięci, ograniczeni, przekonani o własnej nieomylności połączonej z tragicznym często brakiem podstaw rzemiosła. Sytuacja, w której dziś, nawet zakładając kapitalne zagrania i świetny marketing PiS-u (pomarzyć można, nie?) i tak nie przekona społeczeństwa, dla nich Jarosław Kaczyński jest synonimem obciachu, konta nie ma przecież, kurtki ma za długie, wojnę by wywołał światową i Bóg jeden raczy wiedzieć co jeszcze - to nic innego, jak skutek działań polskiego środowiska medialnego.
Dzieciaki na konferencjach prasowych (nawet wczoraj!), których dobry i srogi, acz sprawiedliwy wujcio Donald strofuje, poucza, klapsa da gdy trzeba - to po prostu żałosne. Wymaganie od opozycji skutecznych działań to jedno, ja za to mam prośbę do czwartej władzy - weźcie swoje leniwe tyłki i przekonane o własnej wyższości i inteligencji pióra do konkretnej, rzetelnej roboty. Na ten moment media to wyłącznie polityczne przystawki, symbiotyczne twory, żerujące na chwilowych, sensacyjnych tematach, używane do konkretnych, wyborczych często celów. Odrobinkę samokrytyki może? Zwłaszcza teraz, gdy platformerski piskorz nie dość, że wam ucieka szybko i sprawnie, to jeszcze się z was (nas wszystkich) bezczelnie nabija.
Gdzie dziennikarze mają Polaków?. Dokładnie tam, gdzie reszta - niech się pan, panie Marku rozejrzy, nie oszukując samego siebie. Potrafię dziś przekonać łatwo wielu z mych rozmówców, do tego, jakim kłamcą, hipokrytą, bezczelnym figurantem jest premier Tusk. Zachęcenie do głosowania na kogoś innego zadaniem już tak łatwym nie jest. Do przekonania, że jest w słowie "Polska" jeszcze jakaś nadzieja, możliwości, prawda, uczciwość, rzetelne państwo - cóż, samego siebie coraz trudniej przekonać. Cyniczny jestem, powiecie. Ja jestem?
Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka