Kompromitacja premiera Tuska w kreowaniu racjonalnej i uczciwej polityki gospodarczej, demograficznej czy zdrowotnej zmusza go nieustannie do szukania nowych rozwiązań oraz sposobów, by władzę swej przeżartej lenistwem i nieudolnością ekipy utrzymać. Nie jest wcale lepiej w realizowaniu zadań polskiej racji stanu - a zmiana narracji w polityce zagranicznej (wujcio Putin nagle zły) nawet najzagorzalszych jego fanów musi przyprawiać o zawrót głowy.
Z drugiej strony mamy natomiast jednoczące się partie opozycyjne oraz wbrew zawsze oddanym dziennikarzom i blogerom brak szans na objęcie kluczowych pozycji w strukturach międzynarodowych organizacji. Wybaczcie, ale w dobie rosyjskiego (ukraińskiego) kryzysu oraz upadającej roli i znaczeniu UE, nikt o chociażby minimalnym zdrowym rozsądku jako mężów opatrznościowych naszych platformerskich przyjaciół przecież nie wybierze. Zresztą, będzie to dla mnie nawiasem mówiąc kapitalny wyznacznik całkowitego upadku Unii, jak się z trutnia królową ula robi to cóż, na miód już szans nie ma najmniejszych, trzeba dietę zmienić.
Pozostaje jak zawsze przywoływana w chwilach desperacji kwestia obyczajowa. Aborcja, feminizm, gender, związki partnerskie, homoseksualizm, dyskryminacja. Piękne słowa, które w społeczeństwie podatnym na medialną manipulację odnajdują się jako oręż walki o traconą popularność wręcz znakomicie. Obeznany w politycznym marketingu ryży lis potrafi z tej broni kapitalnie korzystać, dziś podjął kolejną personalną decyzję, która jednoznacznie wskazuje kierunek jego najbliższych wizerunkowych działań.
Wejście do rządu Donalda Tuska prof. Małgorzaty Fuszary jako nowej pełnomocniczki ds. równego traktowania środowisko feministyczne oraz zwolennicy filozofii gender przyjęli wręcz z orgastyczną euforią. Pani Szczuka oraz wyborcze autorytety wręcz nachwalić się nie mogą mądrości premiera, że tak świetnego fachowca do tak potrzebnej wszak roli znalazł. Odmiennego zdania są przedstawiciele organizacji konserwatywnych, którzy wybór pani Fuszary komentują jako wyraźny zwrot rządzących ku kolejnej próbie usankcjonowania związków partnerskich oraz pusty gest sympatii względem środowisk homoseksualnych oraz feministycznych.
Odkładając na bok rozmowę światopoglądową oraz rolę tych ruchów w naszym kraju podkreślam zawsze, że w państwie zdominowanym przez korupcję, nepotyzm i brak uczciwości rozmowa o parytetach i podobnych szczytnych ideałach jest wręcz groteskowa. Wybaczcie, ale nie zatrudnia szef urzędu patrząc na płeć, ale stopień pokrewieństwa - oraz jakie ewentualne korzyści to pokrewieństwo z ciocią brata kuzyna żony szefa innego urzędu może mu w najbliższym czasie przynieść. Ja zresztą od zawsze powtarzam, że hasło o równości kobiet jest "bzdurą". Przyrównywanie lepszych i piękniejszych, bohaterskich połówek do męskiej części społeczeństwa uznaję, cytując pewną znaną aktorkę, za obraźliwe.
Z drugiej strony trzeba się przecież jakoś w życiu odnaleźć, więc cokolwiek da zarobić a przy okazji polityczny kapitał wybranym grupom społecznym nabija... Genderowe studia podyplomowe, pełnomocnik rządu ds. równego traktowania, funkcja ministra ds. równości płci i przeciwdziałania dyskryminacji w Gabinecie Cieni Kongresu Kobiet (to ostatnie nadaje się na tytuł filmu, gatunek sobie sami wybierzcie).
W tym wszystkim nowego światła nabiera sprawa prof. Chazana, katoliccy fundamentaliści, którzy spiskując pozwalają rodzić się kalekim i śmiertelnie chorym dzieciom i bohaterski premier, który wrażliwie problem dostrzega, reaguje... Warszawska Hanna zwalnia, prasa i społeczeństwo współczuje, potępiając jednocześnie winnych. Rozsądek i szereg uzasadnionych wątpliwości odsuwane na plan dalszy.
W tle natomiast realne problemy, afera taśmowa, klęska polityki zagranicznej, upadająca gospodarka. W krytycznych chwilach zawsze można liczyć na tolerancyjną i światłą pomoc aborcyjnych ideologów, genderowców i feministek. Znak czasów jak widać, niech mi ktoś podpowie łaskawie na koniec do kogo mam się zwrócić w polskim rządzie - pełnomocnika do spraw sprzeciwu wobec traktowania mnie jak idioty nie widzę, niestety.
Chłodnym, tęskniącym i marzycielskim okiem oceniający szarą, polską rzeczywistość... Czy może to tylko kwestia odległości i perspektywy? Może z bliska jest kolorowo, tylko ja, sceptycznie (cynicznie) tych barw nie dostrzegam...?
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka