kemir kemir
2561
BLOG

Powyborcze reminiscencje

kemir kemir Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 151

Kiedy w wyborczą niedzielę o godz 21.00 zobaczyłem pierwsze prognozy wyników wyborów, byłem zły. I to podwójnie, bo nie ukrywam, że po cicho liczyłem na spektakularne zwycięstwo Andrzeja Dudy w pierwszej turze, rozeźlił mnie też nadspodziewany dobry wynik Rafała Trzaskowskiego. Myśl, jaka  przyszła mi do głowy, była ostra jak otrze skalpela: Polacy to jednak zupełnie "porąbany" naród, naznaczony dziwną klątwą umiłowania bytu "pod butem" zaborcy, bez względu na to, kim ten zaborca jest. Bo kiedy bo stuleciach zaborów, sowieckiej okupacji po II Wojnie Światowej, "magdalenkowej" III RP i oszukańczej Polski Tuska jest wreszcie szansa na posadowienie w środku Europy, w miarę normalnego, rozwijającego się gospodarczo państwa, na zdrowych fundamentach niepodległościowych i chrześcijańskich tradycji, Polacy - jakby w myśl powiedzenia - na złość babci chcą sobie odmrozić uszy. Jasne - PiS nie jest partią idealną, charakteryzuje się niestety wieloma wadami, które nowoczesnej, centrowo-prawicowej partii nie pasują, ale po stokroć wolę Polskę "pisowską" niż Polskę "tuskową" z symbolicznym pomnikiem w postaci "ch.. d... i  kamieni kupy".


Na szczęście korekty pierwszych wyników wyborczych, łagodzą ostrość powyższej myśli - jeżeli osiem i pół miliona Polaków jasno i wyraźnie opowiada się za Polską proponowaną przez Andrzeja Dudę, to może jednak nie jesteśmy tak do końca i szpiku "porąbanym" narodem i może jednak Polacy (w swoim rdzeniu przynajmniej) zachowali jakieś resztki instynktu samozachowawczego, godności i najzwyklejszego w świecie rozsądku. Z tego punktu widzenia, złość należy schować do kieszeni: wynik Andrzeja Dudy jest bardzo dobry, wynik Rafała Trzaskowskiego żadną rewelacją nie jest. Co więcej - takich dokładnie wyników należało się spodziewać, bo PiS od dawna porusza się na obszarach ponad 40-sto procentowego poparcia, Platforma natomiast próbuje doskoczyć do szklanego sufitu na poziomie 30 procent. "Skakanie" PO i tak samo w sobie jest fenomenem, ponieważ ze względów politycznych, moralnych i społecznych, partii Tuska już dawno na polskiej scenie politycznej być nie powinno, niektórzy chyba słusznie twierdzą, że powinna być ona (PO) zdelegalizowana. Jeżeli zatem kandydat tej partii, dubler wcześniej wyłonionej w wewnątrz partyjnych "prawyborach" kandydatki, której Polacy nie powierzyliby zarządzania maglem, uzyskuje wynik na poziomie magicznych dla PO 30-stu procent, to znaczy, że należy się pogodzić z istniejącą w Polsce jedną trzecią społeczeństwa, która po pierwsze nie czuje żadnej odpowiedzialności za Polskę ( w ich rozumieniu "ten kraj"), po drugie miarą ich troski o "ten kraj" jest możliwie jak najbardziej radykalny anty-pis, przy czym nie widzą oni i nie są w stanie ocenić związków przyczynowo- skutkowych między jakością ich osobistego życia, a  sprawującymi władzę.


To fenomenalne zjawisko widać było bardzo wyraźnie już za ośmioletnich rządów Tuska - generalnie dzisiejsi wyborcy Trzaskowskiego jeżeli nie cierpieli, to niczego dobrego (poza ciepłą wodą w kranie) i "sukcesami" lansowanymi w TV nie doświadczyli. Ale ze stadnym pędem, jak barany głosowali na PO - i tak im zostało. Trudno doprawdy  dać wiarę, że ci platformiani wyborcy, na ogół przecież wykształceni, mieszkańcy wielkich miast i aglomeracji, mający łatwy dostęp do mediów, tak naprawdę wierzą w jakiś "reżim" Kaczyńskiego, jakieś łamanie praworządności, jakieś gigantyczne pisowskie przekręty czy pisowską politykę szczucia. Wiara w w te brednie jest powierzchowna, tworząca jedynie atrybut antypisowca i jego znak rozpoznawczy, który jest legitymacją przynależności do grupy wyznawców sekty i jej licznych guru: od TVN, przez polityków PO, po celebrytów wymyślających coraz to bardziej wymyślne antypisowskie wygibasy. Charakterystyczną cechą tej grupy jest brak stawiania jakichkolwiek wymagań wobec swoich faworytów - Trzaskowski wcale nie musi mieć wyrazistego programu, wystarczy, że jest z nadania PO, uzyskał aprobatę tefałenu i potrafi emocjonalnie powtórzyć kilka wyuczonych sloganów. Tu wciąż doskonale działa stare powiedzenie, że nikt nie da ci tyle, ile obieca Tusk: jakieś zobowiązania programowe są wręcz niepotrzebne - ważne, że Trzaskowski jest synonimem europejskiej postępowości i nowoczesności, wyprowadzi Polskę na brukselskie salony i nadstawi plecy do poklepywania. Bo tak właśnie wygląda zaginiony świat wyborców Trzaskowskiego, za którym tęsknią i żyć bez niego nie potrafią, bo w nim zostali wytresowani, z nim obyci i tylko w nim odnajdują siebie i "polski" sens swojego życia. To kult, a nawet religia "brzydkiej panny bez posagu", kompleksy jedynie słusznego lotniska w Berlinie i dogmatu, że polskość to nienormalność.


Powiadam: z istnieniem tej całkiem sporej, bo liczącej około 5 mln wyborców sekty należy się pogodzić. Oni jeszcze długo będą głosować na "trzaskowskich", bez względu na to, ile ścieków popłynie "Czajką" do Wisły, ile rozbitych szyb zostanie sklejonych taśmą i ile publicznych pieniędzy pochłoną dziwne inwestycje z europalet. Nadzieją Polski jest reszta wyborców, chociaż uczciwie należy przyznać, że istnieje także grupa "sekciarskich" wyborców Prawa i Sprawiedliwości, działających na podobnych zasadach, co wyborcy "trzaskowskich". Jest jednak istotna różnica: nawet "twardzi"  wyborcy partii Jarosława Kaczyńskiego, bywają krytyczni wobec ewidentnych błędów i niedoskonałości, które Nowogrodzka potrafi kreować z niebywałą niekiedy zdolnością. Podsumowując pierwszą turę wyborów pozytywnie należy ocenić fakt, że poparcie uzyskuje ktoś taki jak Hołownia, Bosak czy nawet Biedroń (chociaż jego wynik jest klęską Lewicy)  - wszak wybory są świętem politycznej różnorodności i demonstracją własnych poglądów, które należy zwyczajnie szanować. W kategorii pozytywów oceniam też klęskę Kosiniaka-Kamysza: to rachunek za brak odcięcia się od szkodliwej dla Polski rządzącej koalicji PO/PSL, epizod z Koalicją Europejską i oklaski dla Leszka Jażdżewskiego oraz jazdę na biegu antypisu. To praktycznie koniec najbardziej obrotowej partii w Polsce, dodatkowo obciążonej  masą upadłościową Pawła Kukiza - tego udźwignąć się zwyczajnie nie dało.  Dobrą wiadomością jest też to, że Polacy zaczęli się polityką interesować: wysoka frekwencja świadczy o tym, że bezpardonowa rywalizacja obozu Jarosława Kaczyńskiego z opozycją przeniosła się do domów i nie jest już tematem, od którego ze wstrętem się ucieka. Rozwój mediów społecznościowych sprawił, że polityka stała się  bliższa i coraz bardziej zrozumiała, przestaje powoli być narzędziem mediów i politykierów, wskazuje, że polityków można i należy rozliczać z określonych zachowań.


Czy druga decydująca tura wyborów będzie plebiscytem PiS versus anty-PiS? W jakimś stopniu na pewno, ale jednak nie tak mocnym, jak można się było tego spodziewać. Wyborcy Hołowni, Bosaka, Kosiniaka i nawet Biedronia, to raczej (uśredniając) umiarkowany anty-PiS, w miarę odległy od sekty Trzaskowskiego. Czysta matematyka pokazuje, że Trzaskowski do wygranej potrzebuje napływu około 4 mln wyborców, co praktycznie jest niemożliwe do osiągnięcia. Między bajki można włożyć mityczne przekazywanie głosów na kandydata PO: wyborcy kierują się własna logiką: część zostanie w domu, u części przeważy jednak zdrowy rozsądek i zwykły pragmatyzm. Duda nie powinien mieć zatem problemu z pozyskaniem tych brakujących wyborców, którzy zapewnią jemu niezbędną większość. Teoretycznie, przy założeniu stuprocentowej mobilizacji wyborców PiS, wybory są rozstrzygnięte, ale w praktyce wiele się jeszcze może wydarzyć i zgodzić się należy z Beatą Szydło, że "końcówka kampanii będzie bardzo ostra. Tak jak prezydent był atakowany przez ostatnie 5 lat przez środowiska opozycyjne, tak teraz także będzie próba zaostrzenia kampanii i podważenia programu pana prezydenta.(...) Obawiam się, że gdyby Rafał Trzaskowski był prezydentem, to wespół w zespół z Senatem tylko i wyłącznie zajmowaliby się interesem Platformy Obywatelskiej".


No właśnie: atak na Dudę będzie zmasowany, to będą naloty dywanowe, dlatego prezydent i jego sztab muszą bardzo uważać, żeby nie dać się trafić. W zestawieniu z - moim zdaniem - nie bardzo udaną kampanią na rzecz reelekcji, momentami wręcz bardzo słabej i mało profesjonalnej, można i należy mieć pewne obawy. Ale to już temat na inną notkę. Najważniejsze, że pierwszą turę zdecydowanie wygrała Polska!





kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka