kemir kemir
2461
BLOG

Kościół, arcybiskup Jędraszewski i państwo wobec "tęczowej zarazy"

kemir kemir LGBT Obserwuj temat Obserwuj notkę 63

Dokładne rok temu podczas mszy w kościele Mariackim z okazji 75. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego mocno wybrzmiały następujące słowa:Czerwona zaraza już po naszej ziemi całe szczęście nie chodzi, co wcale nie znaczy, że nie ma nowej, która chce opanować nasze dusze, serca i umysły. Nie marksistowska, bolszewicka, ale zrodzona z tego samego ducha, neomarksistowska. Nie czerwona, ale tęczowa - mówił metropolita krakowski arcybiskup Marek Jędraszewski.


Minął rok, znów z czcią wspominamy Bohaterów Powstania, przy czym nie sposób nie wrócić do słów arcybiskupa, który jako chyba jedyny z hierarchów polskiego Kościoła Katolickiego miał odwagę wypowiedzieć to, czego inni hierarchowie boją się pomyśleć. Wobec rosnącej ekspansji tęczowej zarazy w tzw. przestrzeni publicznej, promocji LGBT w mainstreamowych mediach oraz wspieraniu tego ruchu przez polityków Lewicy i lewicowych polityków PO, milczenie Kościoła nie tylko dziwi, ale wręcz oburza. Od listopada ubiegłego roku, Konferencja Episkopatu Polski przygotowuje podobno duży, poważny dokument na ten temat - tyle wiadomo. Czyli nie wiadomo nic, bo ile może trwać przygotowanie "dużego, poważnego" dokumentu? Oznacza to, że Episkopat tak naprawdę okopał się ne pozycji bezpiecznej, żeby nie napisać - dla siebie wygodnej. Tymczasem reakcja Kościoła wydaje się być niezbędna i wręcz kluczowa dla położenia barykady na drodze tęczowej zarazy. Ta dziwna niefrasobliwość budzi tym większe zaskoczenie, im bardziej wgłębić się w historię Polski, z której jasno wynika, że Polski Kościół zawsze mocno angażował się w polskie sprawy dotyczące sfery przywiązania do chrześcijańskich tradycji i - że tak to nazwę - suwerenności Polaków w sferze obyczajności z tych tradycji wynikających. Kościół, obok aparatu państwa, musi być filarem i twierdzą tradycyjnie pojmowanej rodziny - jeżeli traci stopniowo taką rolę, to sens istnienia Kościoła Katolickiego poddany jest testowi sensu istnienia w ogóle. To oczywiście jeden z celów ofensywy tęczowej zarazy - tym bardziej dziwi, że Kościół przyjął postawę defensywną i schował się do okopów. Na placu boju, dosyć samotnie pozostał niestrudzony arcybiskup Marek Jędraszewski, który przyjął na siebie potężny ostrzał hejtu. Zostawić tak bez wsparcia arcybiskupa, to spory wstyd, Episkopacie... A nawet hańba.


Co ciekawe, w oficjalnych dokumentach Kościoła Katolickiego trudno doszukać się terminu LGBT. Oficjalnie zatem LGBT dla Kościoła nie istnieje. Natomiast jest całe mnóstwo odniesień do homoseksualizmu i tu nauka Kościoła jest jednoznaczna. Składają się na nią trzy elementy. Po pierwsze, negatywna ocena współżycia homoseksualnego. Po drugie, wezwanie do szacunku i zrozumienia potrzeb duszpasterskich osób homoseksualnych. Po trzecie (i to jest wniosek z poprzednich dwóch), wezwanie osób homoseksualnych do wstrzemięźliwości, a pozostałych do współczucia i delikatności. Te trzy elementy są równoważne i nie wolno nam – jeśli chcemy pozostać wierni nauce Kościoła – podkreślać tylko jednego z nich, lekceważąc pozostałe. Te elementy wynikają wprost z Katechizmu Kościoła katolickiego, w którym trzy punkty poświęca się zagadnieniu zatytułowanemu "Czystość i homoseksualizm”. Tyle Katechizm, zainteresowanych odsyłam do tekstu Katechizmu.  Natomiast Jezus, którego środowiska LGBT usiłują ostatnio zawłaszczyć ( jak twierdzą Jezus byłby po ich stronie) bezpośrednio na temat homoseksualizmu się nie wypowiadał. Mówił o nim za to św. Paweł i jego słowa (pomijając cały ich kontekst historyczny) warto tu przytoczyć. W Liście do Rzymian (Rz 1, 26–27) czytamy: "Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie”. W Pierwszym Liście do Koryntian (1 Kor 6, 9–10) Paweł do tego problemu znów powraca, tym razem krótko tylko o nim wspominając: "Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwiąźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego”.


Papież Jan Paweł II na temat homoseksualizmu nie wydał żadnego odrębnego dokumentu, a w swoich wypowiedziach odnosił się do niego pośrednio, podkreślając zdecydowanie wagę związku między mężczyzną a kobietą. W powszednim nauczaniu kilkakrotnie negatywnie oceniał próby nazywania związków homoseksualnych "rodziną” czy przyznawania im prawa do adopcji dzieci. Za jego pontyfikatu jednak Kongregacja Nauki Wiary w 1986 r. wydała " List o duszpasterstwie osób homoseksualnych”, który z jednej strony przypominał naukę Kościoła, z drugiej podkreślał potrzebę pracy duszpasterskiej pośród osób homoseksualnych. Również na jego prośbę Kongregacja opublikowała " Uwagi dotyczące projektów legalizacji związków między osobami homoseksualnymi” (czerwiec 2003), w których podkreślała, że szacunek dla osób homoseksualnych nie oznacza aprobaty ich zachowań seksualnych czy legalizacji związków. Podobne stanowisko prezentował też Papież Benedykt XVI. A papież Franciszek? Tu zapewne spore zaskoczenie dla tych, którzy w tej kwestii powołują się na słynne "Kim jestem, aby osądzać”.  Jeszcze zanim został papieżem, jako arcybiskup Buenos Aires w 2010 r., w reakcji na głosowanie w parlamencie Argentyny nad ustawą o związkach jednopłciowych wołał:


"Nie bądźmy naiwnymi: w sporze tym nie chodzi jedynie o walkę polityczną. Jest to destrukcyjny projekt wymierzony w Boży plan stworzenia. (…) Jest to działanie ojca kłamstwa, który pragnie oszukać i zmącić umysły dzieci Bożych. (…) W tych działaniach musimy dostrzec zazdrość diabła, przez którego wszedł grzech na świat i który pragnie zniszczyć obraz Boga w człowieku: w mężczyźnie i kobiecie, stworzonych przez Boga i którym to zostało polecone, aby wzrastali i rozmnażali się. Wołajmy zatem do Boga, aby zesłał swojego Ducha na parlamentarzystów, którzy będą głosować. Aby nie oddawali głosu, kierując się błędem lub koniunkturą, lecz aby głosowali, kierując się prawem naturalnym i prawem Bożym”. W swoim sednie nie jest wołanie wiele słabsze czy delikatniejsze niż wołanie Marka Jędraszewskiego. Tym bardziej, że później w adhortacji Amoris laetitia Franciszek napisał:
" W trakcie dyskusji na temat godności i misji rodziny, ojcowie synodalni zauważyli, że «odnośnie do projektów zrównywania związków osób homoseksualnych z małżeństwem, nie istnieje żadna podstawa do porównywania czy zakładania analogii, nawet dalekiej, między związkami homoseksualnymi a planem Bożym dotyczącym małżeństwa i rodziny». To niedopuszczalne, aby Kościoły lokalne doznawały nacisków w tej materii oraz aby organizmy międzynarodowe uzależniały pomoc finansową dla krajów ubogich od wprowadzenia praw ustanawiających «małżeństwo» między osobami tej samej płci”.


Kościół ma zatem bardzo mocne fundamenty do zajęcia twardego stanowiska wobec LGBT. Czyżby przeszkodą był termin "ideologia LGBT"? Marek Jędraszewski i politycy konserwatywni  otwarcie mówią: Sprzeciwiamy się ideologii LGBT, która zaprzecza naturalnej różnicy płci. LGBT nie jest ideologią - odpowiadają tęczowi. Czym jest zatem ideologia? Według definicji słownikowej to zbiór poglądów, służących do całościowego interpretowania i przekształcania świata. W potocznym znaczeniu pojęcie to odnosi się do wszelkich teorii, które nie są teoriami ściśle naukowymi: to zespół symboli, schematów myślowych, mitów i struktur językowych, ale i strategia zmian i zespół ideałów, które nadają kierunek politycznemu i społecznemu działaniu. Jej zadaniem jest organizowanie zbiorowej tożsamości na rzecz wielkich zmian. Te ostatnie dwa zdania /podkreślone/ są najważniejsze. Proszę bowiem zwrócić uwagę, do jakich prowadzą nas odkryć. Po pierwsze, bycie homoseksualistą nie jest ideologią. Po drugie, ideologia LGBT istnieje (o tym za chwilę). Po trzecie, można wyznawać ideologię LGBT (dążyć do proponowanych przez nią zmian społecznych) i nie być homoseksualistą. Po czwarte, można być homoseksualistą i nie wyznawać ideologii LGBT.


Niestety, te oczywiste wnioski są celowo pomijane i powodują podgrzewanie konfliktu w wiadomym interesie. Na poparcie tezy istnienia ideologii LGBT są dokumenty. Jest nim choćby "Strategia wprowadzenia równości małżeńskiej w Polsce na lata 2016–2025”, będąca wynikiem prac Stowarzyszenia Miłość Nie Wyklucza we współpracy z organizacjami pozarządowymi. Zainteresowanych odsyłam do dostępnego w sieci dokumentu. Nawet jego pobieżna lektura pozwala zauważyć, jak precyzyjnie wprowadzana jest w życie owa strategia. Zdefiniowanym wprost celem strategii jest doprowadzenie do legalizacji małżeństw jednopłciowych, wprowadzenie do szkół programów promujących postawy homoseksualne i ścigania z urzędu aktów homofobii. Działania te są wspierane przez organizacje międzynarodowe (nie miejmy złudzeń co do spontaniczności prowokacji i działań środowisk LGBT). Trudno udawać, że tak szeroko zakrojone działania nie są działaniami ideologicznymi, zwłaszcza że ich inicjatorzy nie ukrywają, że ich celem jest wyznaczanie kierunków działań politycznych i społecznych. Kwestia ideologii jest zatem jasna i jednoznaczna.


To nie ludzie - to ideologia. Pierwszy publicznie powiedział to poseł Żalek i miał rację. Tyle, że takim twierdzeniem wyrządza się krzywdę tym wszystkim, którzy mają homoseksualne skłonności, ale są dalecy od ideologii. Jak potępić ideologię, ocalając człowieka? Jako chrześcijan bolą nas agresywne ataki na to, co dla nas ważne, zwłaszcza na chrześcijańskie symbole, z upodobaniem otaczane tęczową szmatą albo wykorzystywane wprost bluźnierczo. Jako chrześcijanie nie wiemy jak na to reagować, a skoro nie wiemy, to często reagujemy agresją wobec Bogu ducha winnym "zwykłym pedałom i lesbom". Niepewność i lęk przeradzają się w agresję również po stronie przeciwnej. Odkrywanie homoseksualizmu, próba ukrywania, konieczność stanięcia z odkryciem wobec rodziców czy bliskich, to wszystko rodzi paniczny wręcz lęk. Nawet jeśli nikt wprost ich nie atakuje, homoseksualiści słyszą w zwykłych rozmowach to, co stać się może przyczyną ich odrzucenia. Bojąc się zdemaskowania, często sami są najbardziej homofobiczni. Jeśli ten lęk nie zostanie zrozumiany, przerodzi się w agresję. Im głośniej krzyczą jedni, tym silniejsze działa wytaczają drudzy. To sytuacja, której nie wolno już nakręcać, pytając, kto ma rację. To sytuacja, którą natychmiast trzeba przerwać. Jak? Na pewno z jednej strony opresyjnymi - niestety - działaniami aparatu państwa wobec ideologów i prowokatorów, przy pełnej i zwiększonej trosce o osoby homoseksualne, które z ideologią LGBT nie mają nic wspólnego. Ale nie da się tego zrobić bez jasnego stanowiska Kościoła, choćby dlatego, że rolą Kościoła byłaby walka ze skrajną homofobią przy jednoczesnym moralnym potępieniu ideologii. To nie jest łatwy problem i może dlatego - szukając mądrego rozwiązania - Kościół schował się a arcybiskupem Jędraszewskim. Mam nadzieję, ze to stan chwilowy...


https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2019/Przewodnik-Katolicki-33-2019/Wiara-i-Kosciol/Kosciol-a-homoseksualizm



kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo