kemir kemir
10176
BLOG

Dlaczego odwróciłem się od PiS?

kemir kemir PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 507

Polityką w Polsce interesuję się "od zawsze". Lata życia i obserwacji tego, co działo i dzieje się na burzliwej scenie politycznej w Polsce, w jakimś sensie ukształtowało moje poglądy i mnie samego jako człowieka, który po przodkach odziedziczył w genach głęboką i bezwarunkową miłość do Ojczyzny. Może trochę zbyt idealistyczną, ale szczerą i altruistyczną, pokornie znoszącą "że nie załatwią mi urlopu od pogardy i że nie zwrócą mi uśmiechu jak kokardy". Trudno także dziękować "za jakiś czwartek, jakiś piątek, jakiś wtorek i za nadziei cały worek"  /"Nie żałuję", tekst Agnieszki Osieckiej w piosence Edyty Geppert/


W 2015 roku PiS dowiózł tych worków całą ciężarówkę. W nich znajdowały się tak istotne nadzieje, jak realna perspektywa budowy państwa z prawdziwego zdarzenia: rządów prawa, ochrony wolności i własności, poszanowania polskich tradycji narodowych i chrześcijańskich. Budowa silnej armii i dyplomacji godnej sporego europejskiego kraju w trudnym położeniu geopolitycznym. Obrony interesu najsłabszych, klasy średniej i restauracji inteligencji. Rozpędzenia pasożytniczych sitw i zaprowadzenia systemu, w którym pełnienie stanowisk i funkcji uzależnione jest od kompetencji, definiowanych jako połączenie inteligencji i edukacji, weryfikowanych za pomocą obiektywnych ocen. Innymi słowy polityki pro-państwowej, przeznaczonej dla państwowców ( za którego się uważam) i skierowanej przeciw tym, którzy państwo mają za nic i z Polską połączeni są tylko dokumentem tożsamości. Dziś uważam, że polityka tego rządu stała się kpiną ze wszystkich państwowców, którzy przywiezione przez PiS worki kupili niemal w ciemno.


Ostatnie zdanie wypada uzasadnić. Zadanie jest karkołomne, bo z jednej strony nie da się zaprzeczyć, że w warunkach permanentnej negacji przez opozycję ( wpieraną zagranicą) wszystkich działań PiS od 2015 r., wiele udało się osiągnąć -  z drugiej, krytyka partii Jarosława Kaczyńskiego z pozycji usadowionej poza "totalniactwem" i oszalałą lewicą, grozi wylaniem dziecka z kąpielą, bo na dziś nie da się wskazać lepszej partii, na którą dałoby się głosować. Nie będę zatem analizował przyczyn tej sytuacji, ani dawał recept na jej uzdrowienie. Nie da się tego zrobić w publicystycznej notce, bo to temat na całą bibliotekę. Chyba jeszcze w latach 70- tych w Krakowie odbywała się słynna wystawa obrazów: "Polaków portret własny”. Ktoś wtedy wpadł na genialny pomysł i przy wyjściu powiesił lustro. Dobrze by było, gdyby znalazł się ktoś, kto dziś powiesiłby takie lustro w siedzibie PiS - dyskusja byłaby o dwa nieba łatwiejsza i oparta na merytorycznych argumentach, a nie świętym przekonaniu o nieomylności prezesa i jego świty.


Polska, przed władzą Zjednoczonej Prawicy ( ZP - skrótem pojmowanym coraz częściej jako Zjednoczeni Partacze) była krajem pozbawionym własnego przemysłu (montownie), balansującym na granicy ekonomicznego interioru, ze skorumpowanym i niesprawnym wymiarem sprawiedliwości, w liczbie lekarzy na 1000 mieszkańców niezmiennym od roku 1989, uzależnionym od pieniędzy z UE, ze śmieszną armią, w którą trzeba pompować miliardy. Byliśmy narodem rozdartym, skłóconym, bez realnych szans na osiągnięcie jakiegoś zalążku jedności. Z elitami celebrytów, składających się ze stad lemingów łykających “wartości” z Zachodu, które może mają jakiś sens w państwach o przeszłości kolonialnej, ale które nie mają żadnego sensu w Polsce. Bez klasy średniej, z wykastrowaną nauką i nędznymi ośrodkami badawczymi. Właściwie trudno znaleźć obszar, który nie wymagałby głębokiej przebudowy. Coś się w tym zmieniło przez te sześć lat rządów ZP? Owszem, podjęto jakieś działania w każdej z tych dziedzin, słusznie zresztą zdefiniowanych przez Kaczyńskiego już w latach dziewięćdziesiątych, ale nic z tego nie wyszło poza fazę "niemowlęcą" - co gorsza, większość tych wiekopomnych zapowiedzi i planów nie wyrosło poza jednostkowe, acz spektakularne pokazy propagandowe, ochoczo i do znudzenia pokazywane przez toporną telewizję Kurskiego. Wiele rzeczy spektakularnie rozpoczęto, ale niczego nie tylko nie dokończono ( co zrozumiale, bo czasu nie da się przyspieszyć), co zaniechano z braku konsekwentnego planu lub  kompetentnych ludzi do realizacji.


W sprawie naprawy państwa Kaczyński zawsze powtarzał: "żadnych złudzeń, wszyscy są równi wobec prawa”. Miał być zatem koniec "republiki kolesi” i "znajomych królika". Koniec tym bardziej spektakularny, bo ośmioletnie rządy Platformy Obywatelskiej obfitowały w wiele afer i skandali związanych z politykami tej partii, nie tylko na szczeblu centralnym, ale też lokalnym. Były to rządy wielkich afer: afera hazardowa, afera Amber Gold, Infoafera, afera podsłuchowa, stoczniowa, afery prywatyzacyjne, stadionowa, autostradowa i niezliczona ilość afer mniejszego kalibru. Pytanie: ktoś za te afery "siedzi"? Ba, w wielu tych sprawach PiS nawet nie wdrożył procedur dochodzeniowych. Co z licznymi dziwnymi zabójstwami i "seryjnym samobójcą"? Mimo obietnic i szumnych zapowiedzi wznowienia kilku ważnych śledztw nie zrobiono nic. Nastąpiło natomiast odwrócenie "republiki kolesi". Już, niestety, często słychać, że opłacane z pieniędzy podatników synekury i synekurki obejmują koledzy i krewni działaczy PiS-u. Znajomi królika. Szef PiS-u uznał widocznie, że do walki ze starą nomenklaturą (postkomunistyczno - liberalną) potrzebuje nowej - tym razem ludzi z PiS. Nastąpiły zmiany personalne bez zmian instytucjonalnych, co tylko gmatwa cały system i powoduje chaos kompetencyjny. Gołym okiem widać to w sądownictwie, chociaż nie tylko tam.  Ale problem jest też taki, że dla zwykłego Polaka nie ma różnicy, czy czy na opłacanych przez niego instytucjach pasożytuje ten czy inny przedstawiciel tak naprawdę równie pazernej sitwy. Prof. Andrzej Zybertowicz nazwał to kiedyś "wielopiętrowym klientelizmem”, który niszczy podstawy polskiej polityki. System taki awansuje miernoty, dorobkiewiczostwo, korupcję, intryganctwo i kolesiowskie zależności. Wypycha zaś i odpycha ludzi zdolnych oraz produktywnych. Cóż z tego, że pisowska republika kolesi ma wymiar patriotyczny, skoro taki np. Marek Suski ( pewnie dobry człowiek i Polak) może wejść w dowolne buty urzędnika, nie legitymując się żadnymi walorami menadżerskimi i intelektualnymi, poza wiernością prezesowi.


Kaczyński, Morawiecki i Duda wszem i wobec, dumnie zapowiadali repolonizację: przemysłu, sektora usług komunalnych, banków, mediów i Bóg wie czego jeszcze. Poza nielicznymi wyjątkami skończyło się na siermiężnej propagandzie we wszystkich zaprzyjaźnionych z PiS-em mediach. Tu mała dygresja: jak świat długi i szeroki rządy mają medialne wsparcie, ale są granice wyrzeczenia się jakiejkolwiek obiektywności i uprawiania zwykłego politructwa. Za poprzedniego rozdania trzon frontu informacyjno-publicystycznego TVP stanowili przedstawiciele salonowej lewicy i liberalnych bożków,  promujący określoną wizję rzeczywistości, z którą współgrała telewizyjna ramówka. Większość kadr miotły Kurskiego, stanowią lojalni piewcy "dobrej zmiany”. Ich najważniejszym zadaniem jest transmitowanie Polakom i Polkom narracji politycznej aktualnie rządzącego obozu. Polega to na ustawicznym wmawianiu widzom, że wszystko co robi rząd i PiS jest zajebiste i jedynie słuszne. Naprzemienne wychwalanie obozu władzy i poniewieranie jego przeciwników -  liberalnych, postkomunistycznych czy prawicowych, stało się jedyną normą. Nastąpiła  nieprawdopodobna aberracja misję telewizji publicznej, polegającej przecież na informowaniu obywateli o sprawach istotnych i zapewnianiu im rozrywki wysokich lotów. Nasuwa się myśl, że tak jak po 1989 r. Polskę dotknęły dwie klęski: restauracja komuny pod zmienionym szyldem i zalew kulturowego śmiecia z Zachodu, tak telewizja publiczna pod wodzą Jacka Kurskiego tylko ów stan pogłębiła. Słowacki pisał: Pawiem narodów byłaś i papugą. A teraz jesteś służebnicą cudzą. Tyle o telewizji, którą w jakiejś mierze broni skandaliczna jednostronność TVN, ale mnie pozycja równoważenia chamstwa chamstwem nie odpowiada. Zresztą poezja Słowackiego odnosi się się także do wielu zjawisk życia w Polsce,  które PiS albo firmuje, albo nie potrafi sobie z nimi poradzić.


Ze względu na całe pakiety różnych uwarunkowań, trudno było oczekiwać, że rząd ZP podąży drogą polityki gospodarczej II Rzeczypospolitej, której twarzami byli Władysław Grabski – autor reformy walutowej, oraz Eugeniusz Kwiatkowski, wiązany m.in. z powstaniem portu Gdynia i Centralnego Okręgu Przemysłowego. Politykę gospodarczą ówczesnej Rzeczypospolitej, szczególnie po 1929 roku, charakteryzowało m.in. planowanie gospodarcze oraz różne formy interwencjonizmu. I PiS, ustami premiera i prezesa partii, co prawda nie wprost, ale jednak, dawali do zrozumienia, że wiele z Kwiatkowskiego chcą i będą czerpać. Stąd zapewne wzięły się zapowiedzi wielkich inwestycji zapewniających godziwe zyski i dające szansę na słynne już wygrzebanie się z pułapki średniego dochodu. Inwestycje - i tak nieliczne -  firmują póki co Mercedes, Toyota i Fiat. Polskich inwestycji wciąż brak, ponieważ za całą retoryką inwestycyjną idzie co najwyżej tyle realnych działań, ile za mówieniem o repolonizacji. Chyba że ktoś wierzy, że Morawiecki rzeczywiście wyczaruje jakieś biliony złotych na inwestycje, a niechętni co do zasady innowacjom polscy przedsiębiorcy, nagle zaczną masowo produkować samochody elektryczne i tym podobne cuda na wianku, wytwarzane już zresztą od dawna gdzie indziej. Póki co wypadamy słabo nawet na tle naszego regionu. W Czechach i na Węgrzech  stopa inwestycji to 25 proc., powyżej 20 proc. są też Estonia, Łotwa, Litwa, Rumunia i Słowacja. Morawiecki w 2016 zapowiadał wzrost stopy inwestycji do 25 proc. Jak się okazało – na wyrost. I to mocno.


Straszliwe boli mnie katastrofa smoleńska. A jeszcze bardziej to, co zrobił z nią PiS. Co można powiedzieć o partii, która przez sześć lat, wcześniej będąc w narracji "zdradzonych o świcie", nie potrafiła i nie potrafi przedstawić opinii publicznej żadnego raportu czy konluzji w tej sprawie? To cynizm, głupota czy brak elementarnych kompetencji? Totalni ignoranci, redukujący państwo do zbioru pustosłowia i zaklinania, że "zwyciężymy"? Nie znam odpowiedzi, ale  wiem, że PiS zawiódł wszystkich tych, dla których Smoleńsk jest najboleśniejszą raną najnowszej historii narodowej, symbolem dramatycznego stanu państwa i elit. Chwila słomianego zapału, w której Kaczyński zapowiadał rzetelne wyjaśnienie katastrofy - bez względu na końcowe wnioski, dawała nadzieję na odbudowę istoty państwa w ogóle. Kaczyński dostał do ręki wszystko, żeby ów cel zrealizować. Skończył na żenujących już miesięcznicach i równie żenujących "schodach do nieba" postawionych na placu marsz. Józefa Piłsudskiego w Warszawie. Nie chcę być źle zrozumiany,  po prostu uważam że Lech Kaczyński, Pierwsza Dama i ofiary zasłużyli sobie na bardziej godny pomnik. Ten uważam za wyjątkową szkaradę.



Tu od razu nasuwają się także pytania o polską politykę zagraniczną. Można rzec, że od czasu ministra Waszczykowskiego, rząd PiS takowej nie prowadzi w ogóle. W "ministry" poszły jakieś pacynki, nie tylko nie mające żadnej sensownej strategii prowadzenia spraw zagranicznych, ale wręcz nie mających żadnych kompetencji do prowadzenia tak ważnego resortu -  w końcu dużego i ważnego państwa w Europie. W dodatku położonego strategicznie, między dwoma mocarstwami, niekoniecznie nam życzliwymi. Pominę już z litości "wstawanie z kolan”, które dało tyle, że mobilizuje przeciwników polskiej podmiotowości, wobec których i tak PiS jest bezradny jak dziecko przy wyrośniętym osiłku. Klęska z ustawą IPN, kompromitacje Polskiej Fundacji Narodowej i wciąż zerowa aktywność na polu budowania polskiej polityki historycznej mówią same za siebie. To już bez znaczenie, chociaż tak piękne były zapowiedzi. Dziś dużo ważniejsze jest to, że po porażce Trumpa, Kaczyński w polityce zagranicznej został jak Himilsbach z angielskim. Zatem w całą mocą wraca niemiecka smycz Angeli Merkel - widać, że rozmowy pani kanclerz z Morawieckim, Kaczyńskim i Dudą miały swój głęboki, acz niejawny sens wychowawczy. Nihil novi, poza obfitszą gadaniną. Oceniać na tym polu nie ma po  prostu czego, bo jak oceniać to, co nie istnieje?


Amia? Jedyny plus należy się Macierewiczowi za terytorialsów i za wizję odbudowy Wojska Polskiego. Jak ona była i czy była dobra, to rzecz do dyskusji, ale wizja była. Po sześciu latach rządów PIS nasza armia jest silna na papierze i w gębie Błaszczaka. Ostatnio czytałem gdzieś o polskiej marynarce wojennej.... Rzecz poważna, ale wywołująca napad śmiechu, jak się czyta o zabytkowych okrętach podwodnych, które - uwaga - potrafią się zanurzać i wynurzać. Śmigłowców bojowych jak nie było tak nie ma, samoloty są na papierze, tylko co, jak Józiu Biden się rozmyśli? Drzwi od stodoły?


Moją czarę goryczy przepełniła lewacka "piątka dla zwierząt", pozbycie się z rządu ludzi na wskroś wartościowych, jak np. Jan Krzysztof Ardanowski, wewnętrzna niespójność "zjednoczonych partaczy" oraz gorliwa polityka  pandemiczna, kompletnie pomijająca polską specyfikę. Nie przekonuje mnie argument, ze za PO byłoby tak samo, tylko bardziej, bo nie po to położyłem całe swoje zaufanie na pisowskim ołtarzu "dobrej zmiany". Poruszyłem wiele wątków,  moim zdaniem te najbardziej istotne, bez wdawania się w szczegóły, bo - jak już wspomniałem - to temat na całą bibliotekę. Dlatego nie będę odpowiadał na komentarze poruszające "dzielenie włosa na czworo", bo to niemożliwe. Wszystko, co napisałem spina się pewną klamrą olbrzymiego zawodu, który nawet nie przekłada się na złość i chęć rewanżu (np. publicystycznej agresji) ale na obojętność. Zatem kolokwialnie pisząc, przestałem być kibicem "dobrej zmiany" i mam w "poważaniu" losy ZP oraz prezesa Kaczyńskiego. Zresztą rząd zawsze się wyżywi i nawet na narty może sobie pojechać...  




kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka