Ostatnio zrobiłem sobie taki osobisty bilans jako oglądacz i czytacz mediów wszelakich. Doszedłem do dosyć szokujących wniosków, o czym za chwilę, bo najpierw napiszę, jak ten bilans wygląda. Otóż wyszło na to, że telewizji nie oglądam prawie wcale, prasę – czy to w formie papierowej, czy elektronicznej mam w głębokim poważaniu i nie korzystam z żadnych tradycyjnych kanałów informacyjnych. Po prostu nie pozwalam robić z siebie idioty. Niemal cała moja wiedza informacyjna i publicystyczna pochodzi z tych tzw. „niestandardowych” źródeł jak np. YouTube, niektóre media zagraniczne i internetowe kanały ludzi, którym ufam i które na ogół subskrybuję i niekiedy wspieram. Rozrywkę i szeroko pojętą ( mam szerokie zainteresowania) edukację zapewniają mi te same źródła. I płatne platformy filmowe czy też sportowe.
Tak naprawdę nie jest mi potrzebna żadna, podkreślam żadna, stacja telewizyjna. Telewizor z odbiornika sygnału telewizyjnego, stał się odbiornikiem sygnału Wi-Fi z routera sieciowego. I tyle. A przecież nie czuję się w tej sytuacji jakoś szczególnie wyjątkowo, bo takich jak ja są już miliony. Znak czasów, czy może istnieje cały łańcuch przyczyn składający się na taki stan rzeczy?
Trzeba wspomnieć rzecz oczywistą, czyli nieprawdopodobny rozwój technologii cyfrowej rozumianej jako sprzęt elektroniczny, internet i dostępność do tego wszystkiego. Dziś każdy w kieszeni ma komputer kilkaset razy przewyższający mocą komputery NASA, które nadzorowały pierwszy lot kosmiczny na Księżyc. Mega cienkie i lekkie ekrany generują obraz w rozdzielczościach i szczegółowości przewyższających zdolności postrzegania ludzkiego oka. Wirtualnie możemy się w ułamkach sekund teleportować do dowolnego miejsca na świecie – rozmawiać z każdym, zobaczyć wszystko to, co nas interesuje, czytać, słyszeć, być w środeczku każdego małego czy wielkiego wydarzenia, bo każdy dysponuje kamerą wysokiej rozdzielczości i może wszystko transmitować „live” ( streamować) na cały świat. Albo zamieszczać filmy lub zdjęcia, dostępne dla każdego, każdego dnia i o każdej porze.
Wydaje się, że tradycyjne media – głównie telewizja – przespały ten niesamowity moment rewolucji informacyjnej. Ich „ramówki” i kontent zatrzymały się gdzieś w latach 90- tych, czy nawet 80-tych, kiedy telewizja była „złotym cielcem” informacji i wiedzy o świecie. Wtedy, kiedy my, ludzie, mieliśmy do wyboru kilka kanałów, a telewizja satelitarna wydawała się być absolutem w dostępie do informacji. Chyba szczególnie widać to w Polsce. Mamy do dyspozycji trzy kanały tzw. mainstreamu, plus kilka niszowych telewizji na czele z TV Republiką, która niszowa nie jest.
TVP. Świątynia propagandy ze swoją arcykapłanką Wysocką-Schnepf. „Czysta woda” red. Czyża, czyli zbiorowisko czynowników i propagandystów partyjnych, sowicie opłacanych z naszych podatków. Połowa tych okradanych podatników, to „problem Tuska” - jak był uprzejmy nazwać ich (w tym mnie) red. Czyż. Za poprzedniej władzy było tak samo, tylko nazwiska inne i inny znak polaryzacji. Dno. Kto to ogląda? Zachodzę w głowę!
TVN. Jeśli TVP jest świątynią propagandy jednej partii i jednego światopoglądu, to TVN jest jej katedrą. Tu już nie ma arcykapłanek: są kardynałowie, arcybiskupi i przeorysze prania mózgów i robienia z ludzi absolutnych idiotów. Bo taki cel od zawsze był absolutnym priorytetem tej stacji, założonej przez służby na trzy litery z czasów komunistycznych.
Polsat. Może, gdyby nie kipiąca lewactwem Gozdyra, dałoby się od biedy napisać, że są archaiczni, ale trzymają fason. Niestety, sam Rymanowski sprawy nie ratuje. Nie jest w stanie.
Republika. „Dom wolnego słowa”. Pod warunkiem, że to wolne słowo jest zgodne ze słowami Sakiewicza i jego trzódki, czyli spadochroniarzy z poprzedniego TVP. Nie mogę wyzbyć się obrazu Rachonia, kiedy we fryzurze bezdomnego żula, w sterylnych rękawiczkach przewracał karteczki i manipulował fragmentami skądinąd znakomitego filmu animowanego „Był sobie człowiek”. Jednocześnie po drugiej stronie studia, brutalnie zwalniano Jana Pospieszalskiego. „Dom wolnego słowa”... trzymajcie mnie, ludzie. Zatem `Wolne słowo” jak najbardziej, ale nie może być to słowo krytyki wobec PiS, wobec pandemii covida, czy wobec ukrainizacji Polski. O świecach chanukowych też nie wolno.
Wszystkie te stacje charakteryzują jedne i te same cechy. Te same w kółko gadające głowy ze swoim pustosłowiem, monotematyka, przekonywanie przekonanych, propagandowe reportażyki i ogólne lanie wody bez używania zaworu zwrotnego, o zaworze bezpieczeństwa nie pisząc. Nuda. Zero świeżości, pomysłu na widza, interakcji z widownią, pozytywnej kreacji i takiej postawy. Cel? Absolutna negacja wroga politycznego – 24 h/ dobę. Jest albo dobrze i będzie lepiej, albo źle i będzie gorzej. Nic innego nie ma! Totalna aberracja rzeczywistości.
Czy na tym tle można się dziwić, jak rośnie np. taki „Kanał Zero”? Stanowski z Mazurkiem i z całą ekipą nieprzypadkowych ludzi ( np. Kamel,Wiernikowska i grono młodych fachowców telewizyjnych wywalonych z TVP ) stworzyli coś, co przyciąga widza. Bo jest na luzie, bo pokazuje, że nie ma „świętych krów”, że da się gadać o poważnych sprawach bez śmiertelnej powagi i spiny, że da się zrobić arcyciekawy kanał zachowując się przyzwoicie i obiektywnie. A przecież „Kanał Zero” to tylko wycinek większej całości, bo popularnością cieszą się kanały Warzechy, Gadowskiego, Ziemkiewicza, Cejrowskiego, Polonia Christiana (PCh 24), Do Rzeczy, czy Jana Pospieszalskiego. Plus setki (dosłownie) mniej znanych komentatorów i publicystów.
Duże telewizje mają na dziś tylko jeden atut: ogromne pieniądze. Tylko dzięki nim utrzymują status quo. Ale nie dają się oglądać i słuchać. Wywaliłem do diabła nawet ulubione kanały edukacyjne i historyczne, bo w tych ostatnich, kiedy leci jakieś „doku” o II wojnie światowej, nie mówi się już „Niemcy”, ale „naziści”. Niemcy byli pod okupacją nazistów, Niemcy byli ofiarami wojny... Nie ma mojej zgody na robienie ze mnie idioty! Mnie żadna telewizja potrzebna już nie jest! Zatem... komu potrzebna jest telewizja?
Rządom, globalistom, politykom. Nikomu więcej, nie licząc uzależnionej od telewizyjnego bożka tłuszczy, czekającej codziennie na działkę propagandy. Władza natomiast usilnie potrzebuje narzędzi do prania mózgów. Jest synergia i stąd te wszystkie blebleble o „mowie nienawiści” i „rosyjskiej propagandzie”. Stąd naciski na wprowadzanie cenzury i absurdy w prawie karnym, które mają zakneblować usta tych małych, internetowych nadawców. Jeśli nie zamkną tych ust – telewizje upadną ostatecznie. Chyba, że całkowicie zmienią swój kontent i zatrudnią dziennikarzy w miejsce partyjnych czynowników i propagandystów. Zatem... na dwoje babka wróżyła. A jak będzie, czas pokaże. Trzeba tylko pamiętać, że jeśli zabiorą nam wolność słowa i wolność internetowych treści, to zabiorą nam wolność w ogóle. Tyle, że niektórym status niewolnika jak najbardziej pasuje...
Inne tematy w dziale Społeczeństwo