kemir kemir
4967
BLOG

"Celebryci" - zanim powstanie "Kler 2"

kemir kemir Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 108

Uwaga! Tekst zawiera słowa uważane powszechnie za nieprzyzwoite. Jednak wobec słów używanych w dialogach filmów Wojciecha Smarzowskiego są one użyte sporadycznie i nie zakłócają odbioru tekstu. Pamiętaj jednak Drogi Czytelniku , że zostałeś o tym wyraźnie ostrzeżony i wchodzisz dalej na własną odpowiedzialność!


W "internetach" trwa dyskusja na temat najnowszego "dzieła" w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego pt. "Kler". Jedni są zachwyceni, inni widzą w tym filmie antypolski atak na święty kościół i wszystko to byłoby do akceptacji, gdyby nie nazwisko reżysera. Smarzowski bowiem upodobał sobie tworzenie przedziwnych filmowych hybryd, w których klei ze sobą jakieś tam walory kina ambitnego i kompletną komercję dla "inteligentnych inaczej ". Oczywiście nie jest on ani pierwszy, ani jedyny stosujący tego typu zabieg, ale o ile "komercja"w filmie na ogół oznacza zapierające dech w piersiach efekty specjalne, to u Smarzowskiego komercja oznacza wódę pitą w ilościach średniej wielkości wanny, tony przekleństw z nieśmiertelnym "kurwa" , które aż szczypie w oczy, zdegenerowanych bohaterów, których nie uleczyłby żaden psycholog, seks - sprowadzony do prymitywnego rżnięcia po polsku, wreszcie przemoc, przy której sadystyczny rzeźnik to co najwyżej facet zacinający się przy goleniu. W tym kontekście film o polskim duchowieństwie to swojego rodzaju twórcze eldorado - osadzenie w/wym atrybutów w kościele z jego przedstawicielami to strzał w dziesiątkę - wszak nic tak w polskich domach nie rozgrzewa dyskusji przy wódce, jak tematy około religijne, zwłaszcza te dotyczące kościoła i księży. Dodać do tego obraz, czyli to, czego nikt o zdrowych zmysłach nie napisałby słowami i mamy "dzieło" na miarę nas samych, bo tego jesteśmy  warci. Smarzowski wie "od czego zdychają muchy" i wie, że na jego klejoną hybrydę (jakąkolwiek) ludzie pójdą do kina, bo przecież lubimy filmy o sobie - wóda wannami, "kurwy" zastępujące każde dowolne słowo, patologiczne zachowania, szybki numerek gdzieś na boku, dać komuś w ryja - a czemu nie, skoro głupio się gapi? Smarzowski tego świata nie wymyślił - on tylko ten świat obserwuje i mówi nam - patrzcie, tacy jesteście. A głupcy za taką ohydną diagnozę jeszcze płacą ceną biletu, nabijając kabzę reżysera i tworząc pewnie podstawy do nakręcenia "Kleru 2", albo innej hybrydy made in Smarzowski. 


Tak, wiem - ten wstęp jest kontrowersyjny, bo generalizuje nas jako Polaków. Generalizowanie to błąd prowadzący na manowce - przecież tak naprawdę tacy nie jesteśmy - do dotyczy jakiegoś marginesu, środowisk patologicznych, zakazanych dzielnic dużych miast i wiejskich potańcówek w remizach. Wszak większość z nas to Europejczycy pełną gębą i kto by liczył te ilości wódy na imprezach integracyjnych w ramach strategii naszej korpo, kto pamięta, że ta Krysia z dużymi cyckami całkiem fajnie "obciągała", a szef działu rzygał jak świnia i zniszczył sobie garniaka od Hugo Boss. Europejczycy pełną gębą...


Bo ryba psuje się od głowy - co szczególnie dedykuję środowiskom zbliżonym do pana Smarzowskiego: tym pilnym obserwatorom życia Polaków, mieniącymi się intelektualnymi "elitami", dla niepoznaki przywdziewającymi niekiedy marnej jakości T-shirty z napisem kon- sty - tu -cja, chociaż powinni założyć takie z napisem de - sty - la -cja.  Kto jest w Polsce "elitą"? Badania nie pozostawiają złudzeń: na czele listy znalazły się "osoby najbogatsze” – 78 proc. wskazań. Ciekawe jednak, że już na drugim miejscu ulokowali się znani artyści i celebryci (72 proc.), a na trzecim (71 proc. wskazań) – właściciele mediów, szefowie stacji telewizyjnych, gazet itp. Widać z tego, że ogólnie sfera celebrycko-medialna jest postrzegana jako ważny składnik elity; zapewne kojarzy się ona zarówno z pieniędzmi, jak i wpływowością, nie tyle nawet polityczną czy biznesową, ale w sferze trendów i stylu. To niestety pokazuje jak daleko jesteśmy od swoich korzeni sięgających choćby tylko do przedwojennej Polski, gdzie bycie elitą oznaczało bycie sędzią, mecenasem, profesorem, kupcem czy oficerem... 


Dziś elitą jest Smarzowski, bo odważył się tknąć kler, ale na co dzień  ekscytujemy się tym, że "Anna Lewandowska chwali się plackami dla Roberta", "Renata Kaczoruk kusi ciałem w bikini. Ale ona ma figurę!" i podobnymi bredniami, które gawiedzi tonami podrzucają celebryckie "elity". Skandale, wtopy, rozwody, zdrady i najlepiej trochę golizny ‒ uwielbiamy to nasze małe bagienko, na które możemy zerkać z pozornie bezpiecznej odległości. Pozornie, bo popularność jednostki działa na zachowania społeczne  - też chcemy być piękni i gotowi na przygody, pełni życia i energii. Tyle, że rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, że nasi celebryci charakteryzują się wielkimi kompleksami wobec Zachodu. Chcieliby zarabiać i być tak samo popularni, jak te gwiazdy zza oceanu. Spora część z nich często uważa się też za święte krowy, co nie współgra z ich talentem i tym, co sobą reprezentują. A teraz garść przykładów - gotowe scenki na film "Celebryci".


Jedna z dziennikarek telewizji pisze smsa do reportera jednej z gazet, że będzie siedzieć w tej i tej restauracji i będzie miała bardzo duuuży dekolt. Redakcja gazety wysyła tam fotografa, a później idzie  to z  wielkim  nagłówkiem, że "Pani X leczy smutki po niedawnym kryzysie w związku", czy coś w tym stylu. Albo dzwoni taka celebrytka, że chce się sfotografować, jak spaceruje w parku z wózkiem. Po co ona tam  spaceruje, tego się Czytelniku nie dowiesz ‒ ale przeczytasz, że to dobra matka, bo oprócz kariery znajduje czas dla dziecka. Celebryta/tka nie może się szanować - zasadą jest wrzucać na Snapchata rzeczy typu: " Hej, idę właśnie ulicą na prezentacje nowych butów, jest bardzo ładne słońce, a później mam kawkę z Jessicą Mercedes". Druga ważna rzecz: trzeba  się zaprzyjaźnić z kimś jeszcze bardziej znanym i błagać go, by dodawał wspólne foty na Instagram. Kobieta ma łatwiej - trochę ciała, tak jak modelka Monika Pietrasińska, która pokazała cipkę i stała się znana na pół roku. Jeżeli jest się mężczyzną, to penis nie jest tak popularny, zatem najlepiej zrobić sobie selfie na znanej siłowni, najlepiej ze znanymi trenerami.


W Polsce lepiej niż "Kler" sprzedają się biusty, cipki i skandale. Polskie społeczeństwo nie czyta książek i ambitnych artykułów, jest "zaczytane" w piśmie obrazkowym, najlepiej z widokiem cipki znanej modelki i jest zachłyśnięte neoliberalną wizją swobody bez granic. Takie to lewackie kolorowe jarmarki i plastikowe życie. Kogo obchodzą np. realia Kościoła w Polsce ( bez krzywego zwierciadła w filmie "Kler"), albo problemy dowolnych grup zawodowych (o zwykłych ludziach nawet nie wspomnę) -   wszyscy mają to w dupie ‒ ale kiedy jakaś gwiazdeczka ubierze  się w ciuchy za 20 tys. złotych, nie założyła stanika i tak wyszła na ulicę .... oooo, to już jest temat godny uwagi. Celebryci na ogół unikają polaryzowania społeczeństwa, chyba że celebrytka jest Krystyną Jandą - wtedy brak stanika zastępuje polityczny atak, najlepiej bardzo idiotyczny i wyrażony słowami uważanymi powszechnie za wulgarne. Ale celebryci potrafią więcej: oszukują fanów, kiedy np. prywatnie gej udaje bożyszcze nastolatek, bo to mu się bardziej opłaca. Dosłownie. Tajemnicą poliszynela są przypadki alkoholizmu wśród celebrytów - często upubliczniane, bo to medialne,  seksualne orgie na planach filmowych albo poza nimi, erotyczne romanse, niechciane ciąże nie wiadomo z kim, a nawet przypadki prostytuowania się mniej lub bardziej znanych aktorek, modelek i innych gwiazdeczek. Wtajemniczeni znają nawet kwoty kwoty, za które można te kobiety mieć. Nie są to małe pieniądze, ale nie są też ogromne, bo to są kwoty rzędu kilku lub kilkunastu tysięcy złotych. Usługi dedykowane są innej części "elit" - politykom. biznesmenom, dziennikarzom, sportowcom. I tym, którzy mają ochotę i dosyć gruby portfel. Aż się prosi napisać scenariusz...


Celebryci to małpy społeczeństwa, które najpierw walczą o naszą atencję, a potem muszą się wygłupiać, żeby mieć co jeść. Elita. Wciągająca nas w otchłań neoliberalizmu, który  mówi nam – pracujcie i bogaćcie się, bądźcie tacy jak my. Realizując te hasła, zaczęliśmy pędzić, pracować więcej, przestaliśmy mieć czas na to, żeby zastanawiać się nad światem, żeby budować relacje i pielęgnować inne wartości. Jak wygląda dziś szkoła? Przestała już dawno uczyć myślenia. Preferuje się testy, gdzie wybiera się błyskawiczne odpowiedzi, słowa klucze – to wszystko zabija w nas kreatywność, a poza tym nie daje okazji do refleksji. Jest cała sfera tematów, która jest wypierana – w skali kraju i globalnie, np. zmiany klimatyczne, głód, bieda. Emocjonujemy się rankingami najbogatszych, a o biednych nie mamy ochoty rozmawiać. Nie mówi się o sprawach niedobrych, smutnych, bo to nie jest temat medialny. Medialne są tylko wypadki i katastrofy, bo w nich mamy element sensacji. A co sensacyjnego jest w tym, że ktoś chodzi głodny? Nic. Bo zapomnieliśmy, że gdy rozum śpi, budzą się demony. Takie jak "Kler" i chore (albo i nie) wizje Smarzowskiego.


Tak, film "Celebryci" wstrząsnąłby tzw. opinią publiczną, ba - wstrząsnąłby Polską, która zderzyłaby się ze swoimi "elitami". O niebo bardziej realnymi i zdegenerowanymi niż jednostkowe przypadki w polskim Kościele. Tyle tylko, że do pokazania tego trzeba odwagi dużo większej niż do pokazania kleru - na dodatek w krzywym zwierciadle. Wątpię, czy taką odwagę ma Smarzowski, bo tu potrzeba odwagi także do sprzeniewierzenia się swojemu "elitarnemu" środowisku. Kto ma odwagę pokazać szkielet tworu stworzonego przez elity polityczne III RP - tworu odpolszczonego, odhumanizowanego i moralnie zepsutego do szpiku kości?  A może po prostu nie trzeba żadnego filmu - bo wystarczy się rozejrzeć, popatrzeć i pomyśleć. Przecież nic nowego nie wymyśliłem - tak po prostu jest. I na pewno tak być nie powinno! 


Autor posiłkował się :

https://www.vice.com/pl/article/aem4ma/jak-z-bliska-wyglada-swiat-polskich-celebrytow






kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura