kemir kemir
8116
BLOG

Wieczory panieńskie po polsku

kemir kemir Obyczaje Obserwuj temat Obserwuj notkę 66

Cisza wyborcza wymusza na publicystach zajmujących się polityką działania zupełnie irracjonalne. Przygotowaną notkę na okoliczność wyborów muszę odłożyć na czas powyborczy, co zresztą może być nawet pożyteczne, bo pewnie będzie mały upgrade. Polityka nas rozgrzewa i prowokuje do wyrażania swoich emocji, opinii, poglądów, ale skoro w ciszy wyborczej pisanie i niej to tak, jak kładzenie głowy na szafot, trzeba zająć się tematem równie emocjonującym, a takim jest bez wątpienia seks.

Tak, wiem -  jako podstarzały, chociaż nie zużyty jeszcze dżentelmen, wstępuję na kruchy lód, bo po pierwsze podejmuję ryzyko otrzymania łatki erotomana - gawędziarza, po drugie pisanie o obyczajowości w tej sferze i tak na końcu jest polityczne, po trzecie wreszcie - podobnie jak o polityce - Polacy o seksie nie potrafią ze sobą rozmawiać. Strasznie trudno bowiem jest nie zahaczyć o sprzeczności widoczne w konflikcie polskich tradycji chrześcijańskich i nauk Kościoła, z poglądami liberalnymi lansowanymi nie tylko przez tzw. lewactwo. Zatem - czy istnieje gdzieś etyczna granica seksualnych zachowań, czy raczej nasza alkowa jest nasza i nikomu nic do tego? A co, kiedy nasza alkowa - dotąd ukryta przed oczami ewentualnej publiki, staje się przeszklonym "akwarium", które promuje i robi "modne" pewne zachowania w tej sferze? Tajemnice alkowy odłożę sobie na inną okazję, a teraz zajmę się pewnym ciekawym, obyczajowym zjawiskiem.


Przeglądając sieciowe głębiny, natknąłem się na wypowiedź prof. Teresy Smolińskiej z Uniwersytetu Opolskiego -  folklorystki i kulturoznawczyni, związanej z Ziemią Opolską, specjalistki z zakresu tradycyjnej i współczesnej kultury, kultury regionalnej i  folkloru polskiego -  w której pani profesor jest dosyć zniesmaczona współczesną obrzędowością  weselną, która - jej zdaniem - się „odsakralizowała". A chodzi pani Smolińskiej o nowe zwyczaje przedślubne na Opolszczyźnie, którym towarzyszą różne gadżety kojarzące się z penisem. Torty w formie penisa "z fontanną bitej śmietany", lizaki, kapcie i wiele innych drobiazgów towarzyszą tzw. wieczorom panieńskim. Cóż - sam kiedyś byłem świadkiem podania na stół przyrodzenia gigantycznego Masaja stworzonego z ciasta i lukru. Oczywiście "Masajowi " towarzyszyły liczne prezenty dla przyszłej panny młodej w postaci pluszowych kajdanek, wibratora, penisa maskotki, kutasków jako breloczek do kluczy, tudzież patelni "Wacuś", którą można nabyć na pewnym popularnym serwisie aukcyjnym. Padają wszelkie stereotypy. Podobno to na męskich imprezach fiuty i seks pojawiają się w co drugim zdaniu. Okazuje się, że kobiety mają jeszcze większe parcie na genitalia, ale tylko wtedy, gdy jedna z nich ma wkrótce zostać związana świętym węzłem małżeńskim. Ciekawe w tym jest to, że na stronach z ofertami średnio 3 razy więcej gadżetów jest przeznaczonych na wieczór panieński niż na kawalerski. Panowie muszą się zadowolić wszystkim co możliwe w kształcie piersi oraz czapką w kształcie prezerwatywy. Czyli - skromna dosyć oferta, wobec różnorodności gadżetów kobiecych nawet uboga.


Oczywiście są imprezy dużo bardziej pikantne i nie kończą się na lukrowanym "Masaju". Gdzieś tam w niekoniecznie mrocznych dzielnicach, w popularnych klubach odbywają się hardkorowe babskie wieczory, na które dziewczyny przychodzą w sukienkach bogato haftowanych w piękne motywy "fiutopodobne". W ich uszach pobrzękują srebrne kolczyki w kształcie byczych cynaderek, a za torebki robią gigantyczne, zarośnięte moszny. Drinki są zmieszane głównie z soku ananasowego i malibu, tak by swoją konsystencją przypominały spermę, a ich nazwy są co najmniej niedwuznaczne: wytrysk mamuta, wzwód derwisza, orgazm Szatana. O północy, jako główna atrakcja, wychodzi na scenę striptizer przebrany za np. gigantycznego penisa. Kiedy się rozbiera i zdejmuje skąpe slipki, reakcja zgromadzonych pań jest bezcenna - wszystko inne kupisz za pomocą pewnej karty. Goły, no prawie goły, facet na panieńskim, tak jak tort penisowy - est obowiązkowy. Wybiera go głównie świadkowa, z grupy "czipendeilsów". Nie musi być jak dziewczyna z klubu go-go w guście kawalera na jego wieczorze. Ma być tylko ogólnie przystojny.


Przybywa taki w stroju muszkietera, strażaka, policjanta, gladiatora, rycerza, pirata, dandysa, Zorro, Agenta Smitha z Matrixa: takie wcielenia występują w marzeniach erotycznych kobiet. Bywa, że narzeczona wcale nie chce striptizera, ale świadkowa i druhny zapierają się, że musi, albo robią pannie niespodziankę. Ale bywa i tak, że po występie "czipendeil" dostaje od którejś propozycję. Albo od samej panny. Zapraszanie "czipendeilsów" jest rewanżem za bytność striptizerek, masażystek i tancerek na kawalerskich. Oni mogą, to one też, w końcu jest równość. O dokładnym przebiegu wieczoru ani on, ani ona, na ogół szczegółowo nie opowiadają już nigdy. A niech sobie zostanie ta szczypta niepewności. Dalej jest luksusowa limuzyna - biała limuzyna. W niej przystojny szofer i butelki schłodzonego szampana. I jazda do klubu, gdzie czeka wynajęta dla dziewczyn salka. Standardem jest taki obrazek: jeden z klubów na poznańskim Starym Rynku. Dobrze ubrani ludzie w różnym wieku piją whisky, piwo i rozmawiają ze sobą. Nagle wbiega grupa kobiet - jedna z nich ma szarfę z napisem "Panna Młoda” i welon. Inne trzymają lizaki w kształcie penisa. Zaczynają tańczyć w kółeczku i piszczeć. Zjawiają się amatorzy  "łatwego wieczoru", a pijący whisky już wiedzą, że trzeba się ewakuować. Obciach. Jakiś czas później, moją koleżankę z pracy - ładna , młoda kobieta - żartem zapytałem, jak wyglądał jej wieczór panieński i czy czy też ganiała po klubach w szarfie z napisem "Panna Młoda" i penisowym lizakiem. Ku mojemu zaskoczeniu odpowiedziała, że tak. Widząc moją zdegustowaną minę dodała - ale ja nie widzę w tym niczego złego, przecież to jest zabawa, wszyscy teraz tak robią. To jest dzień, w którym trzeba się totalnie wyluzować i trochę pożartować. A te tandetne akcesoria to przecież jakby tradycja. 


Tradycja. Taka, że śluby i wesela pokrywają się coraz mocniej kiczem i tandetą. Nie mogło to ominąć także wieczorów panieńskich i kawalerskich, bo to przecież ten sam "byznes”. Ale nie chodzi tylko o obciach. Problem w tym, że w ich przypadku cała otoczka jest po prostu niesmaczna - i to bez względu na to, ile bitej śmietany będzie na "masajskim" torcie. Nic to, że kulturowo nie tylko penis jest nieprzyzwoity, ale gorsząca jest też wypukłość na obcisłych getrach tancerza baletowego. Czy słusznie - nie wiem, ale samo  mówienie o „tych sprawach"  jest w naszej kulturze zupełnie niezdefiniowane i - często wulgarnie - dosyć kłopotliwie zbywane. Skoro nie ma seksualnego słownictwa - pomijając język ulicy - to nie ma o czym rozmawiać, bo i jak? Może zatem stąd biorą się idiotyczne szarfy "Panna Młoda" i lizaki w kształcie penisa - jako demonstracja gestów, których nie sposób wyrazić słowami, bo ... ich nie ma?


W każdym razie "coś tu nie gra". Nie ulega wątpliwości, ze współczesne wieczory panieńskie zostały przeniesione z tradycji anglosaskiej -  tak jak Dzień św. Patryka, Walentynki i Halloween. A Kościół z tej listy wybrał do zwalczania niewinny Halloween! Czyli dynię nie mającą z penisem nic wspólnego. Zgroza i śmiech na sali! A przecież wieczory to czysty "bolszewizm", ponieważ już w latach 20-tych XX wieku, sowieckie kroniki filmowe, pokazywały rozweselone towarzystwo, jadące na ciężarówkach z plandekami - jedni poprzebierani za popów, drudzy za zakonnice, jeszcze inni całują się namiętnie, obmacują lub wykonują sprośne gesty. Nad nimi transparenty domagające się wolnej miłości i rewolucji seksualnej oraz potępiające Boga, chrześcijaństwo i duchownych. Czyli dokładnie to samo, co współcześnie widzimy na paradach gejowskich i feministycznych w Berlinie, Amsterdamie czy Rzymie. Koło się zamyka. Bo nikt mi nie powie, że od takich wieczorów panieńskich to się nie zaczyna! Celowo i z premedytacją nie wspominam nawet o pięknych staropolskich tradycjach rózgowiny, weselnej baby czy babeczek pieczonych wtedy z ciasta na wesele, bo wyjdę na zacofanego mohera. Problem w tym, że kult penisa jakoś nie za bardzo pasuje mi do polskich tradycji, zwłaszcza że przybiera on rozmiary masajskie. I naprawdę wcale nie chodzi o nie istniejące kompleksy autora :-).


https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1600215,1,wspolczesne-wieczory-panienskie-dziewczyny-chca-sie-zabawic.read

https://wpolityce.pl/polityka/152117-bolszewicka-rewolucja-seksualna-szkoda-ze-dzisiejsi-propagatorzy-zmian-obyczajowych-tak-rzadko-odwoluja-sie-do-swoich-poprzednikow

kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości