Placyd Koń Placyd Koń
566
BLOG

Sprawa Galileusza (2/2)

Placyd Koń Placyd Koń Kultura Obserwuj notkę 8

(pierwsza część: http://okruchy.salon24.pl/459550,sprawa-galileusza-1-2 )

Wojowniczość astronoma

Ale Galileusz był zdeterminowany, by siłą wepchnąć Kopernika chrześcijaństwu do gardła. Ironią jest, że kiedy zaczął swoją kampanię, cieszył się niemal powszechną życzliwością hierarchii katolickiej. Jednakże swą uszczypliwością i agresywnym zachowaniem udało mu się zrazić prawie wszystkich. Jego postawa nie dała władzom kościelnym żadnej możliwości manewru: musiały one albo zaakceptować system kopernikański jako fakt (choć nie został on udowodniony) i dokonać odpowiedniej reinterpretacji Pisma św. albo go potępić. Odrzucił rozsądną trzecią możliwość, którą zaproponował mu Kościół: uznanie systemu kopernikańskiego za hipotezę, nawet lepszą od systemu Ptolemeusza, do czasu potwierdzenia jej dodatkowymi dowodami.

Takie dowody jednak nie pojawiały się. Wojowniczość Galileusza prawdopodobnie miała wiele wspólnego z tym, że wiedział, iż nie ma żadnego bezpośredniego dowodu na heliocentryzm. Nie potrafił nawet odpowiedzieć na najsilniejszy argument, który został wysunięty przez Arystotelesa. „Gdyby Ziemia krążyła wokół Słońca” - pisał filozof – „to na niebie powinny być możliwe do zaobserwowania gwiezdne paralaksy”. Innymi słowy, pojawiłoby się przesunięcie pozycji gwiazdy obserwowanej z Ziemi z jednej stronie Słońca, a następnie sześć miesięcy później z drugiej strony. Nawet przez najlepszy ze swoich teleskopów, Galileusz nie był w stanie dostrzec najmniejszej gwiezdnej paralaksy. To był ważny naukowy zarzut i nie było na niego odpowiedzi aż do roku 1838, kiedy to Fryderykowi Bessela udało się określić paralaksę gwiazdy 61 Cygni.

Innym problemem Galileusza było to, że twierdził, mimo odkryć Keplera, iż planety krążą wokół Słońca po doskonale kolistych orbitach. Jezuiccy astronomowie po prostu widzieli, że taki pogląd jest nie do utrzymania. Mimo to, Galileusz rozpoczął swoją kampanię rozsyłając szereg druków i listów, kolportowanych w całej Europie. Przy okazji wdawał się w zatargi z licznymi ludźmi Kościoła w sprawach marginalnych ustawiając się samemu na pozycjach nie do obrony. I mimo ostrzeżeń przyjaciół w Rzymie, nalegał na przesunięcie debaty na grunt teologiczny.

Nie ma wątpliwości, że gdyby debata na temat heliocentryzmu pozostała czysto naukowa, władze kościelne nie przywiązywałyby do niej większej uwagi. Ale w 1614 Galileusz uważał, że musi odpowiedzieć na zarzut, że nowa nauka zaprzecza niektórym fragmentom Pisma św. Na przykład fragmentowi z Księgi Jozuego, który rozkazał słońcu, aby zatrzymało się w miejscu. Skąd taki rozkaz Jozuego, jeśli, jak twierdził Galileusz, słońce w ogóle się nie porusza? Dalej Psalmy 93: („[Pan] utwierdził też okrąg świata, aby się nie poruszył”, Ps 93, 1; Biblia Gdańska) i 103: („Ugruntowałeś ziemię na słupach jej, tak, że się nie poruszy na wieki wieczne”, Ps 104, 5; Biblia Gdańska), nie wspominając już o słynnym wersecie z początku Księgi Koheleta. Nie są to jakieś niejasne ustępy, i gdyby system Kopernika okazał się prawdziwy, pojawiłaby się konieczność porzucenia ich sensu dosłownego.


Pismo św. a nauka

Galileusz zajmował się tym problemem w swoim słynnym liście do Castelli’ego. W swoim podejściu do egzegezy biblijnej list ironicznie antycypuje encyklikę Leona XIII Providentissumus Deus (1893), który zwrócił uwagę, że Pismo św. często wykorzystuje język metaforyczny i nie jest przeznaczone do wykładania nauk ścisłych. Galileusz zaakceptował nieomylność Pisma św., ale pamiętał także powiedzenie kard. Baroniusa: „Biblia ma na celu nauczyć nas, jak iść do nieba, a nie jak niebo idzie”. Słusznie też zaznaczył, że zarówno św. Augustyn, jak i św. Tomasz z Akwinu nauczali, że natchnieni pisarze w żaden sposób nie mieli na celu nauczania astronomii. Św. Augustyn napisał: „Nie znajdziemy w Ewangelii słów Pana: ‘Ja poślę wam Ducha Pocieszyciela, który nauczy was o przebiegu słońca i księżyca’. Bo On chce swoich uczniów uczynić chrześcijanami, nie zaś matematykami”.

Niestety, także i dzisiaj mamy wciąż biblijnych fundamentalistów, zarówno protestanckich, jak i katolickich, którzy nie rozumieją tej prostej reguły: Biblia nie jest traktatem naukowym. Kiedy Chrystus powiedział, że nasionko gorczycy jest najmniejsze ze wszystkich (a jest ono wielkości pyłku), nie ustanawiał praw botaniki. Bo przecież botanicy mówią nam, że są mniejsze nasiona. On po prostu mówił do ludzi tamtej epoki ich własnym językiem i w nawiązaniu do ich własnych doświadczeń. Stąd ostrzeżenie Piusa XII w Divino Afflante Spiritu (1943), że prawdziwy sens biblijnego fragmentu nie zawsze jest jasny, bo autorzy świętych tekstów w pełni korzystali z lokalnych języków używanych w ich czasach.

Ale w roku 1616, kiedy doszło do pierwszego „procesu” Galileusza, w katolickiej teologii biblijnej było bardzo niewiele elastyczności. Kościół dopiero co wyszedł z ciężkich bojów z Reformacją. Jeden z głównych sporów z protestantami dotyczył prywatnej interpretacji Pisma św. Teologowie katoliccy nie mieli zamiaru przejmować się dyrektywami hermeneutycznymi osoby świeckiej, takiej jak Galileusz. Jego przyjaciel abp. Piero Dini ostrzegł go, że może pisać swobodnie, dopóki „będzie się trzymał poza zakrystią”. Ale Galileusz zlekceważył ostrzeżenie i w tym momencie znalazł się w punkcie – jawnie naruszając teren zastrzeżony dla teologów – w którym wrogowie mieli wreszcie możliwość go dopaść.


Zawiązywanie się opozycji

W grudniu 1614 wścibski i ambitny dominikanin, Tomasz Caccini, wygłosił płomienne kazanie we Florencji potępiające system kopernikański i naukę w ogólności jako sprzeczną z wiarą chrześcijańską. Atak został wyraźnie wymierzony w Galileusza, a przeprosiny na piśmie od generała zakonu dominikańskiego nie zdołały udobruchać rozgoryczonego Galileusza za to, że stał się celem niedzielnej homilii. Miesiąc później inny dominikanin, o. Niccolo Lorini, przeczytał kopię Galileuszowego Listu do Castelli’ego i przejął się tym, że Galileusz poważył się na prywatną interpretację Pisma. Wysłał kopię do Inkwizycji w Rzymie – w której dokonano manipulacji na słowach Galileusza czyniąc je bardziej niepokojącymi, niż były w rzeczywistości. Jednak konsultor Świętego Oficjum (czyli Inkwizycji) nie znalazł żadnych poważnych zastrzeżeń do listu i sprawa została oddalona.

Miesiąc później Caccini nieproszony pojawił się w Rzymie, błagając Święte Oficjum, aby przyjęto jego zeznania przeciwko Galileuszowi. Arthur Koestler pisze, że „Caccini świetnie uosabia satyryczny wizerunek nadgorliwego ignoranta i intryganckiego mnicha Renesansu. Jego zeznania przed trybunałem Inkwizycji były mieszanką plotek, insynuacji i celowych zafałszowań”. Jednakże sędziowie Inkwizycji nie dali się nabrać i sprawa przeciwko Galileuszowi ponownie została odrzucona. Ale List do Castelli’ego i zeznania Caccini’ego pozostały w aktach Inkwizycji, a w Rzymie krążyły pogłoski, że Kościół zamierzał potępić zarówno Galileusza, jak i system kopernikański. Przyjaciele Galileusza w hierarchii, w tym kardynał Barberini, przyszły Urban VIII, ostrzegli go, by nie wymuszał decyzji w tej sprawie. Ale Galileusz jeszcze bardziej zintensyfikował swoją kampanię mającą na celu wymuszenie na Kościele akceptacji systemu kopernikańskiego jako niepodważalnej prawdy.


Bellarmin wyzywa Galileusza


W tym momencie włączył się do sprawy jeden z wielkich świętych, a przy tym jeden z najważniejszych teologów katolickiej odnowy tamtych czasów – kardynał Robert Bellarmin. Był łagodnym człowiekiem o szerokich horyzontach i posiadał ten rodzaj łagodności i dobrego humoru, które są skutkiem długoletniej praktyki ascetycznego życia. Jako konsultor Świętego Oficjum i mistrz od rozwiązywania spornych problemów teologicznych, niechętnie włączył się do kontrowersji w sprawie Kopernika. W kwietniu 1615 roku napisał list, który praktycznie był nieoficjalną deklaracją stanowiska Kościoła. Zwrócił w nim uwagę, że:

1) jest całkowicie dopuszczalne przyjmować system kopernikański jako hipotezę roboczą,

2) gdyby pojawił się „prawdziwy dowód”, że Ziemia krąży wokół Słońca, „to musielibyśmy postępować z wielką ostrożnością w wyjaśnianiu fragmentów Pisma, które wydają się uczyć czegoś przeciwnego...”.

Praktycznie zatem Bellarmin zobowiązał Galileusza, aby udowodnił swoją teorię albo zaprzestał naprzykrzania się Kościołowi. Odpowiedzią Galileusza było przedstawienie teorii przypływów i odpływów, która miałaby pokazywać, że są one spowodowane ruchem obrotowym Ziemi. Nawet niektórzy zwolennicy Galileusza widzieli w tym kompletny nonsens. Jednakże Galileusz zdecydowany na ostateczną rozgrywkę przybył do Rzymu, by stawić czoła papieżowi Pawłowi V. Papież poirytowany całą tą wrzawą z powodu planet skierował sprawę do Świętego Oficjum. Biegli (tj. eksperci teologii) Świętego Oficjum wkrótce wydali opinię, że doktryna kopernikańska jest „głupia i absurdalna, filozoficznie i formalnie heretycka, gdyż w wielu miejscach wyraźnie przeczy nauczaniu Pisma św...”

Werdykt ten został na szczęście odrzucony pod naciskiem bardziej ostrożnych kardynałów i nie został opublikowany aż do roku 1633, kiedy to Galileusz wymusił drugą konfrontację. Wydano łagodniejszy wyrok, nie zawierający słowa „herezja”, a Galileusza wezwano przed Święte Oficjum. Tego dnia, 26 lutego 1616 r., do akt Świętego Oficjum złożono sprawozdanie, według którego Galileusz został zobowiązany do porzucenia doktryny kopernikańskiej oraz nakazano mu, aby „powstrzymał się całkowicie od nauczania lub obrony tej opinii i doktryny, a nawet od rozważań na jej temat”.

Do dziś pozostaje kwestią dyskusji, czy ten dokument jest autentyczny, czy też został sfałszowany i podrzucony do akt przez jakiegoś pozbawionego skrupułów urzędnika kurii. Na prośbę Galileusza, Bellarmin dał mu zaświadczenie, które zabraniało mu tylko „wyznawania lub obrony” tej teorii. Kiedy szesnaście lat później Galileusz napisał swój słynny Dialog o dwóch głównych systemach wszechświata, ściśle rzecz biorąc nie wykroczył przeciwko zakazowi Bellarmina. Ale naruszył polecenie zapisane w kontrowersyjnym protokole, którego istnienia był całkowicie nieświadomy i który został użyty przeciw niemu w drugim procesie w 1633 roku.


Papież mówi za dużo

Ten drugi proces był znowu wynikiem nietaktownego natręctwa Galileusza. Kiedy w roku 1623 przyjaciel i zwolennik Galileusza – kardynał Barberini – został wybrany papieżem (przyjął imię Urban VIII), Galileusz pomyślał sobie, że może uzyskać zniesienie dekretu z 1616 r. Urban VIII przyjął go na kilku prywatnych audiencjach, podczas których dyskutowano teorię Kopernika. Urban był człowiekiem próżnym, łatwo wpadającym w gniew, który na sposób dawnego księcia Renesansu uważał, że ma wystarczające kwalifikacje do wypowiadania się we wszystkich dziedzinach ludzkiej wiedzy. Podczas jednej z audiencji powiedział Galileuszowi, że Kościół nie zdefiniował kopernikanizmu jako herezji i nigdy tego nie zrobi. Ale jednocześnie podtrzymał stanowisko, że całe to handryczenie się na temat planet nie dotyka rzeczywistości: tylko Bóg jeden wie, jak tak naprawdę ustawiony jest układ słoneczny.

Jako naukowiec, Galileusz miał całkowitą rację odrzucając to domorosłe filozofowanie. Jednak pisząc swój wielki Dialog rażąco przeliczył się co do tolerancji Urbana. W książce tej nie tylko wyraźnie dał do zrozumienia, że uważa obrońców Arystotelesa i Ptolemeusza za intelektualnych klaunów, ale co więcej, przedstawił Simplicio, jednego z głównych rozmówców dialogu, jako głupawego wyraziciela poglądów Urbana na temat kosmologii. Galileusz wykpiwał właśnie tego, kogo potrzebował jako swojego protektora, papieża, któremu ogromna pycha nie pozwalała przyjmować takich obelg ze spokojem. Jednocześnie Galileusz zraził do siebie zakon jezuitów gwałtownymi atakami na jednego z ich astronomów, Horacego Grassi’ego, w kwestii natury komet (w rzeczywistości jezuita miał rację – komety nie są wyziewami atmosferycznymi, jak zakładał Galileusz).

Efektem tego nierozważnego postępowania był słynny drugi proces, który wciąż jest upamiętniany w pieśni i micie jako definitywne zerwanie pomiędzy wiarą a nauką. Starego już i schorowanego Galileusza wezwano przed trybunał Inkwizycji w Rzymie. Na próżno przekonywał, że nigdy nie widział dokumentu zakazującego mu nawet dyskusji na temat heliocentryzmu, który bez wiedzy jego i Bellarmina włożono do akt w 1616 roku. Wbrew rozpowszechnionym opiniom, Galileusz nie wyrzekł się tej teorii pod groźbą tortur. Zarówno on, jak i inkwizytorzy wiedzieli, że groźba tortur była czystą formalnością. Galileusz był w rzeczywistości traktowany z wielkim respektem. Jak nikogo przed nim, umieszczono go z osobistym lokajem w luksusowym apartamencie z widokiem na ogrody watykańskie. Co do samego procesu, biorąc pod uwagę dowody i domniemany zakaz z 1616 roku, był on jak na standardy 17-wiecznej Europy wyjątkowo łagodny. Historyk Giorgio de Santillana, który nie jest przychylnie nastawiony do Kościoła, pisze, że „jeśli już, to trzeba podziwiać rozwagę i prawość rzymskich władz” w okresie, gdy tysiące „czarownic” i innych religijnych odmieńców zamordowano na mocy wyroków sądów w północnej Europie i Nowej Anglii.

Galileusz został w końcu skazany przez Święte Oficjum jako „bardzo mocno podejrzany o herezję”. Sformułowanie dyskusyjne, jako że system kopernikański nigdy nie został uznany za heretycki ani przez nadzwyczajne, ani przez zwyczajne magisterium Kościoła. W każdym razie, na mocy wyroku Galileusz musiał wyrzec się tej teorii i milczeć na jej temat przez resztę życia, które wolno mu było spędzić w miłym wiejskim domku w pobliżu Florencji. Jak pisze filozof Alfred North Whitehead: „W pokoleniu, które widziało wojnę trzydziestoletnią i pamiętało uczynki Alvy w Niderlandach, najgorsze, co spotkało ludzi nauki, było to, że Galileusza zatrzymano: w areszcie domowym i łagodnie upomniano, zanim spokojnie umarł we własnym łóżku”. I warto zauważyć, że trzech z dziesięciu kardynałów, który byli członkami komisji, nie podpisało wyroku, chociaż nie wiadomo, jakie dokładnie motywy powstrzymały ich przed złożeniem podpisu.

Niesprawiedliwe potępienie

Potępienie Galileusza był z pewnością niesprawiedliwe, ale w żaden sposób nie podważa nieomylności katolickich dogmatów. Heliocentryzm nigdy nie został uznany za herezję ani przez papieską wypowiedź ex cathedra, ani przez nauczanie soboru powszechnego. I jak stwierdza Komisja Papieska, orzeczenie z 1633 roku nie było nieodwołalne. Dzieła Galileusza zostały ostatecznie usunięte z Indeksu, a w 1822 r. na polecenie Piusa VII Święte Oficjum udzieliło imprimatur dziełu kanonika Settelego, w którym kopernikanizm został zaprezentowany już nie jako hipoteza, ale jako fizyczna rzeczywistość.

Kościół katolicki ma naprawdę niewiele powodów, aby przepraszać za swoje relacje z nauką. W rzeczywistości, jak stwierdza Stanley Jaki i inni, to właśnie metafizyczne ramy średniowiecznego katolicyzmu umożliwiły powstanie współczesnych nauk ścisłych. W wymownym powiedzeniu Jaki’ego nauka była „poronionym płodem” we wszystkich wielkich kulturach – greckiej, hinduskiej, chińskiej – oprócz chrześcijańskiego Zachodu. To właśnie akcentowanie racjonalności Boga i Jego stworzenia przez Tomasza z Akwinu i innych katolickich myślicieli utorowało drogę Galileuszowi i Newtonowi.

Jeśli zaś chodzi o autorytet nauczycielski Kościoła, to jest uderzające, jak nowoczesna fizyka musi nadrobić zaległości w stosunku do katolickiej doktryny. W 1215 Sobór Laterański IV nauczał, że wszechświat miał początek w czasie – pomysł, którym byłby zgorszony zarówno antyczny Grek, jak i dziewiętnastowieczny filozof pozytywista, ale który jest oczywistością we współczesnej kosmologii. Bowiem im więcej dowiadujemy się o wszechświecie, tym bardziej zbliżamy się do ontologicznych tajemnic wiary chrześcijańskiej.

Autor: GEORGE SIM JOHNSTON

*******

PS. Oryginalny tekst można przeczytać tutaj. Tłumaczenie i publikacja tego artykułu w języku polskim stały się możliwe dzięki życzliwej zgodzie Autora, za co jestem mu bardzo wdzięczny. Podziękowania kieruję również w stronę Profesora Henryka Krzyżanowskiego za korektę tłumaczenia i cenne rady filologiczne.

Placyd Koń
O mnie Placyd Koń

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Kultura