W polityce żadna epoka nie trwa wiecznie. Uwaga te szczególnie dotyczy polskiej polityki. Ostatnio jednak epoki rządów włodarzy polskich miast kończą się przedterminowo. Z woli samych wyborców.
W listopadzie mieszkańcy Częstochowy odwołali prezydenta Tadeusza Wronę. Wczoraj łodzianie podziękowali Jerzemu Kropiwnickiemu. Łączy ich to, że bardziej zajmowali się sprawami „wyższymi” niż tymi codzienni dotykającymi mieszkańców ich miast. Wronie wprost zarzucano, że bardziej troszczy się o pielgrzymów niż o mieszkańców. Kropiwnicki z kolei więcej energii poświęcał Świętu Trzech Króli niż sprawnemu remontowaniu ulic i dbaniu o komunikację miejską.
Pouczający jest też przypadek prezydenta Dutkiewicza, któremu w pewnym momencie znudziła się rola znakomitego gospodarza Wrocławia i zapragnął wejść do polityki krajowej. Szybko się sparzył i zdecydował, że lepiej wrócić do zajmowania się tym w czym jest rzeczywiście dobry. Czyli na pracy nad tym, aby miasto było bardziej przyjazne dla mieszkańców.
Ci prezydenci, którzy tak rozumieją swoją służbę cieszą się wielkim poparciem niezależnie od czy istnieje zbieżność między ich barwami politycznymi, a sympatiami partyjnymi mieszkańców. Pouczające są tu szczególnie dokonania Tadeusza Ferenca w Rzeszowie i Jacka Majchrowskiego w Krakowie. Im los Wrony czy Kropiwnickiego nie grozi.
Kropiwnickiemu łodzianie w referendum podziękowali. I Jarosław Kaczyński nie powinien obrażać się na demokrację. Gdyby zasługi Kropiwnickiego dla Łodzi były tak ogromne jak rysuje to prezes PiS to cieszyłby się takim poparciem jak prezydenci Szczurek, Dutkiewicz, Ferenc. Za nimi stoją głosy mieszkańców a nie tylko – domniemana – „milcząca większość”. Na prezydenta, który dba o ich miasto mieszkańcy głosują gremialnie już w pierwszej turze. Politykowi zajmującemu się katalogiem świąt państwowych pozostaje przekonanie, że ci którzy zostali w domach, to popierająca go większość.
Inne tematy w dziale Polityka