Jarosław Kaczyński w debacie telewizyjnej po raz kolejny starał się przeciwstawić Polskę liberalną, Polsce solidarnej, siebie kreując na lidera tego drugiego obozu. Czarował wyborców obawiających się liberalnego programu Platformy. Czar prysł, gdy stwierdził, że swoim głównym doradcą ekonomicznym uczyni… Zytę Gilowską. Byłą działaczkę prawego skrzydła PO, która w swoim liberalizmie gospodarczym o lata świetlne wyprzedza ministrów Boniego i Rostowskiego. Ba, również Leszka Balcerowicza, który w Polsce jest wzorcem metra z Sevres liberalizmu gospodarczego.
Cóż, Lecha Kaczyńskiego było chociaż stać na symboliczne powołanie na doradcę ekonomicznego Ryszarda Bugaja. Jarosław otwarcie stawia na Gilowską. Z tego co można było przeczytać w prasie Bugaj już na Jarosława Kaczyńskiego nie stawia.
Kaczyński chwalił się obniżkami podatków, na których skorzystali głównie najzamożniejsi. Ubolewał nad rozwarstwieniem majątkowym Polaków – jego rząd zrobił jednak najwięcej aby to rozwarstwienie pogłębić.
Od dłuższego czasu staram się udowodnić, że hasło „Polski solidarnej” w ustach Jarosława Kaczyńskiego jest oszustwem. Za pięknymi słowami o solidarności społecznej, idą czyny, które wzmacniają najsilniejszych. Polacy raz nabrali się na ten numer. Drugi raz ta sama sztuczka nie może się udać.
Bronisław Komorowski prezentował się w porównaniu z Kaczyńskim dużo bardziej spójnie. Chociaż jako konserwatywny-liberał nie jest politykiem, pod którego poglądami mogę się podpisać, to proponuje on chociaż model prezydentury przewidywalnej. Chociaż przewidywalne u Komorowskiego są również komentarze – jak ten z wczorajszej debaty – że związki partnerskie osób jednej płci to problem „wydumany”. Takie wypowiedzi z pewnością Komorowskiemu wyborczego sukcesu nie ułatwią.
Inne tematy w dziale Polityka