Jeśli człowiek taki jak Sowiniec przez połowę życia współżył z butami Relax, proszkiem Ixi, pistoletem Precyzja i wódką Baltic, to musi on mieć na każdym kroku potwierdzenie jakości jakiegokolwiek towaru w dzisiejszych czasach. Ja, który współżycie takie prowadziłem analogicznie do Sowińca z wszystkimi wymienionymi elementami - też muszę mieć.
Ale nie rozumiem dlaczego on potwierdzenia wrażeń własnych kubków smakowych, mechanizmu oka, ślimaków w uchu, czujników w palcach; dlaczego on szuka tego wszystkiego o 1300 kilosów od Krakowa?!
Napisał onże tryumfalnie (była tam nuta dumy i tryumfu, przyznaj Sowiniec) o tym, że jakieś krakowskie obwarzanki i śliwki będą opieczętowane i zacertyfikowane w Brukseli i teraz tylko czekać na zajebjaszcze obwarzanki i śliwki dostępne w Krakowie, bo jak będą już miały ten certyfikat, co nic, tylko siąść na murku i zajadać raz obwarzanka, a raz śliwkę tradycyjną-smakowitą.
Jako się powiedziało: ja to rozumiem. Rozumiem dlaczego społeczeństwa używające w przeszłości, czy ja wiem..., telewizora Rubin 714p, mogą dziś mieć traumę przy zakupie telewizora i sprawdzają czy są tam wszystkie europejskie certyfikaty jakości i bezpieczeństwa. Sam tak robię, a ruskiego nic nie kupię, żeby nawet ze złota było, no chyba, że pójdę na kacu na ruskie targowisko w Polsce i wydam pięć złotych na jakieś ruskie badziewie. Dlatego Sowińcowi - jeśli w ogóle - to z lekka tylko się dziwię.
Dlaczego jednak wytwórcy szynki parmeńskiej, serów francuskich spleśniałych, wędzonego łososia-halibuta-śledzia z Morza Północnego czy oliwy kreteńskiej z pierwszego tłoczenia też się starają o taki certyfikat – jest to dla mnie: – nie - po - ję – te.
Jedyne wyjaśnienie jest takie, że będą to certyfikowane badziewie pchać na wschód – do Polski, a my łykać będziemy jak żaba muł ciesząc się, że do gówienka przyczepiona jest metka z Brukseli. Warto zapłacić, Bruksela stempel przybiła! A jak już to zjemy, to walniemy obwarzanka, potem śliwkę, a potem..., potem już wiadomo:
Relax i Precyzja.
PS. Nie mylić z Rolexem.
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka