Nie ma i nie będzie już zrozumienia w Europie (a co dopiero poza nią) dla wątpliwości związanych ze śledztwem, dla negującej czy choćby sceptycznej postawy wobec ustaleń rosyjskiej komisji. - Tragedia, owszem, szkoda, ale mgła i... - dzisiejszy The Irish Times posuwa się do publikacji, w której winą za katastrofę obarcza Lecha Kaczyńskiego.
Nie chce mi się streszczać całego materiału, który jest w sumie szkolnym wypracowaniem rzuconego na front wschodni Daniela McLaughlina. Dziennikarz opisuje polską georzeczywistość, przywołuje pakt Ribbentrop-Mołotow, wskazuje Rosjan jako winnych katyńskiego ludobójstwa by przejść do 10 kwietnia.
„The tower at Severny airfield warned the pilots of fog but, perhaps fearing the wrath of Kaczynski, they tried to bring the jet down...” - co możemy sobie przetłumaczyć w ten sposób, że wieża kontroli lotów w Smoleńsku ostrzegła pilotów o mgle, być może jednak obawiając się gniewu Lecha Kaczyńskiego próbowała samolot sprowadzić na dół.
Oczywiście czytelnik nie zapyta jaki potencjał ma gniew polskiego prezydenta w starciu z rosyjskim wojskiem i jego przedstawicielami siedzącymi „w wieży kontroli lotów”, bo – kto to wie, kto to wie – może rzeczywiście te rosyjskiej szweje i oficerowie bali się lecącego do nich prezydenta RP?
W następnym akapicie gładko wypowiada się sanitariusz Wiaczesław opowiadający o mgle i o tym, że nie było kogo ratować. I dalej, że nadzieja w pojednaniu między ludźmi, między młodzieżą i że wierzyć trzeba, że wzajemne uprzedzenia historyczne bla bla bla... „Jeśli wreszcie przestaniemy patrzeć na siebie jak na wrogów to będzie najlepszy pomnik upamiętniający katastrofę”- brzmi końcowe, dziennikarskie sursum corda.
Nie ma co liczyć na żadne wsparcie Europy. Oni, gdyby nawet potrafili zrozumieć, to po prostu nie będzie im się chciało. Jesteśmy i na kolejne dziesięciolecia pozostaniemy sami i po prostu: szkoda zachodu. I Zachodu.
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka